Wieruszowianka

Rozmiłowana w poezji Pani Doktor

„W krajobrazie mojego serca jest Wieruszów rodzinne miasto, miasto umiejętnie ukazujące trud ludzi godnych i dumnych, miasto które pozna i pokocha tylko ten, kto poszukuje Dobra Prawdy Piękna”.

Tak pięknie pisze w jednym ze swoich wierszy Pani Jadwiga Tomalkiewicz, rodowita Wieruszowianka. To „kolejna perełka Wieruszowa”, której osobę chcemy przybliżyć naszym czytelnikom. Urodzona w Wieruszowie, tutaj ukończyła szkołę podstawową

i średnią. W 1960 roku żegna się z rzeką dzieciństwa opuszczając ukochane miasto

i wyjeżdża do Krakowa, gdzie studiuje geografię na Wydziale Geografii i Biologii

w Wyższej Szkole Pedagogicznej. W 1965 r. uzyskuje stopień magistra i rozpoczyna pracę w liceum w Pruszkowie pod Warszawą. W latach 1970-1973 jest doktorantem Studium Doktoranckiego w Instytucie Geografii Uniwersytetu Warszawskiego. W 1974 r. Rada Naukowa Instytutu Geografii Uniwersytetu Warszawskiego nadaje jej stopień doktora nauk geograficznych i od tego też roku jest nauczycielem akademickim na stanowisku wykładowcy w Zakładzie Dydaktyki Geografii i Krajoznawstwa na Wydziale Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego. Ponadto przez 10 lat jest kierownikiem Studium Podyplomowego dla Nauczycieli Geografii

i autorką oraz współautorką wielu podręczników dla szkół podstawowych

i gimnazjum. Rozmiłowana w poezji w pewnym etapie swojego życia zaczyna pisać wiersze. Nagromadzony dorobek twórczy opublikowała dotychczas w dwóch tomikach swoich wierszy. O Wieruszowie lat 60-tych, bogatym życiorysie i poezji z Panią dr Jadwigą Tomalkiewicz w jej domu rodzinnym przy „magicznym stoliku” z książkami rozmawia

Anna Świegot.

AŚ. Pani doktor czy wrażliwość poety pomaga w życiu czy przeszkadza?

Jadwiga Tomalkiewicz. Więcej się widzi, np. ludzki smutek. Ktoś inny przejdzie, a osoba wrażliwa zauważy. Myślę, że to jest dobra cecha. W moim przypadku to bardzo zjednuje ludzi pozornie obcych. Poezja gościła w moim życiu od najmłodszych lat.

AŚ. Jak się zaczęła przygoda z poezją?

JT. W liceum w Wieruszowie lubiłam i umiałam interpretować wiersze. Mogłam to robić godzinami. Wychowawcą naszym był polonista Profesor Marian Poloński, myślał, że wybiorę polonistykę, ale ja wybrałam geografię w Wyższej Szkole Pedagogicznej

w Krakowie. W szkole średniej mieliśmy taką przygodę z poezją. Na któreś ferie bożonarodzeniowe Profesor Marian Poloński zadał nam do nauczenia się fragment Wielkiej Improwizacji z III części Dziadów Adama Mickiewicza. Klasa wytypowała do nauczenia się mnie i kolegę. To był naprawdę trudny wiersz, a początek jest piękny.

Samotność – cóż po ludziach, czy-m śpiewak dla ludzi? Gdzie człowiek, co z mej pieśni całą myśl wysłucha, Obejmie okiem wszystkie promienie jej ducha? Nieszczęsny, kto dla ludzi głos i język trudzi: Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie …

Po maturze cała nasza grupa wyjechała w świat: do Wrocławia, do Poznania, do Łodzi a ja do Krakowa. W tym czasie towarzyszył nam kultowy wiersz Bolesława Leśmiana „Odjazd”

i powtarzany był przez nas w latach studiów 1960-1965.

Gdym odjeżdżał na zawsze znajomym gościńcem, Patrzyły na mnie bratków wielkie, złote oczy, Podkute szafirowym dookoła sińcem. Był klomb i rój motyli i błękit przeźroczy,

I rdzawienie się w słońcu dojrzałej rezedy. A gdy byłem już w drodze, sam nie wiedząc kiedy

I czemu – przypomniałem te oczy, przyziemnie Śledzące mą zadumę i wpatrzone we mnie

Tym wszystkim, czym się można wypatrzeć w świat i dalej. Co widziały te oczy, nim w tysiącu alej Zginąłem, jedną chatę rzucając za sobą? I czemu z szafirową zawczasu żałobą Patrzyły w ten mój odjazd poprzez zieleń rdzawą..

A wiersz ten kończy się następująco: „Czy nie wolno nic nigdy porzucać na zawsze

I zostawiać samopas kędyś – na uboczu? Czy nie wolno odjeżdżać znajomym gościńcem

I oddalać się zbytnio od tych złotych oczu, Podkutych dookoła szafirowym sińcem?”

Myśmy wszyscy mówili, czytając, deklamując ten wiersz, że nie wolno nam odjechać od tego magicznego Wieruszowa…

AŚ. Dlaczego Kraków?

JT. Wybór był cudowny. Studiować w Krakowie to nie tylko studiować geografię ale

i malarstwo, architekturę, muzykę. Chciałam być nauczycielem, a w Krakowie była Wyższa Szkoła Pedagogiczna. Mój pierwszy artykuł w klasie maturalnej był opublikowany

w Gazecie Robotniczej, a był zatytułowany „Kocham wszystko co przypomina mi szkołę”. Pisałam, że chcę uczyć geografii regionalnej, przybliżać świat, kontynenty, rożne kraje moim uczniom.

AŚ. Miłość do geografii przetrwała kilkadziesiąt lat i nadal trwa?

JT. Tak. W wielu moich wierszach jest przeplatanie poezji i geografii, np.

Dociekam okruchów istoty kamienia w mikroskopie rozpoznaję ich barwę rysuje kształty wyczuwam okrągłość i ostre krawędzie interpretuję matowość i połysk dociekam istoty, zadziwiam się, wzruszam, startymi na piasek i pył, kamieniami jak okruchami życia twardszego niż kamień”. To wynika z tego, że przez dwa lata mojego pobytu w Krakowie miałam zajęcia z mineralogii na Akademii Górniczo Hutniczej. Tam mi pokazano jak się obsługuję mikroskop polaryzacyjny i poznałam ten piękny świat minerałów w świetle spolaryzowanym. To jest coś niebywałego. Zwykłe ziarenko kwarcu zamienia się w jakąś barwną tęczę. Tam poznałam te słynne cyrkony z mojego wiersza „Błysk cyrkonu”.

AŚ. Tęskniła pani za Wieruszowem?

JT. Tak. Podróżowałam z młodzieżą, poznawałam różne regiony Polski, ale byłam stałym gościem w Wieruszowie. Miałam tutaj wspaniałą Babcię, Rodziców, Brata i jego rodzinę. Tu jest mój dom rodzinny.

Jeden z moich pierwszych wierszy miał tytuł „Zawieruszyłam rzekę dzieciństwa”

„Zawieruszyłam rzekę dzieciństwa, ścieżki i miejsca młodości. Zawieruszyłam przyjaźnie miłości powątpiewania w odległych krętych obcych światach zawieruszyłam siebie

a wybiegłam ufna jak … w kierunku podanej dłoni.

Ufność ta była charakterystyczną cechą każdej młodej osoby wyjeżdżającej z Wieruszowa. Myśmy tutaj przyjeżdżali bardzo często.

AŚ. Jaki był ten Wieruszów lat 60-tych?

JT. Piękny, bliski, mieliśmy swoje miejsca spotkań, np. w tym czasie kolega był kierownikiem biblioteki, tam spotykaliśmy się lub w jakiś kawiarenkach. Do Domu Kultury chodziliśmy na zabawy, na różne spotkania. Nasz Wieruszów był bardzo bezpieczny. I rzeka dzieciństwa była inna. W roku 60-tym żegnałam się wtedy z Prosną przed wyjazdem na studia. W tamtych czasach wszystko było piękne, bo byliśmy młodzi, odważni, pełni zapału

i entuzjazmu. W ubiegłym roku mieliśmy zjazd klasy maturalnej- 50 lat Matury.

AŚ. Po Krakowie stała się bliska Warszawa.

JT. To kolejna droga. Kraków był taki bliski, wszystko skupione w Centrum, otoczone Plantami, a poza tym były piękne Juwenalia w maju. A Warszawa była ogromna, daleka, wydawało się, że nie pokonam tej bariery.

AŚ. Ale serce Polski, stolica

JT. Tak. Stopniowo, stopniowo Warszawa stawała się bliska … i tak upłynęło 30 lat.

AŚ. Całe życie poświęciła Pani wychowaniu młodzieży i pracy ze studentami

JT. Tak, kształceniu młodzieży, później przygotowywałam studentów do pracy w szkole, pomagałam im opracować pierwszą lekcje geografii. Kształciłam również studentów geografii w ramach studiów podyplomowych. Brałam udział w egzaminach wstępnych, egzaminowałam z geografii na różnych kierunkach, np.: prawo, archeologia, ekonomia. Wtedy pisałam też jako współautor programy i podręczniki dla szkół.

AŚ. A kiedy pojawiły się pierwsze wiersze?.

JT. Nie ma takiej konkretnej daty, może na studiach i jeszcze później. Pierwszy tomik wierszy wydany został w 1992 roku, w Warszawie. W wierszach poruszałam ważne sprawy jakie się wydarzyły. O tym jak żegnałam się z Uniwersytetem, z ludźmi, z którymi pracowałam. Po śmierci Mamy powstały kolejne wiersze o Mamie.

AŚ. Rozmawiamy w Dniu Matki może przeczyta pani wiersz o matce

JT. „Zostawiłaś mi Mamo przesłanie: … dobieraj słowa jak zasłonę, dobieraj słowa aby nie powiedzieć prawdy, która nie powinna być, być bez umiłowania…”

„Mamo jeszcze przed odejściem przypomniałaś mi, że także Józef Czapski powiedział:

„zostaje tylko poezja i dobroć” powiedział tak u schyłku swych 97 lat…

Inny wiersz: „Ciągle jesteś dla mnie Mamo poezją, tkliwością, czułością, ciepłem, westchnieniem, pięknym słowem, modlitwą i czymś więcej niż tylko odległym głosem w zaczarowanym telefonie.

Wiersz jest inną formą komunikacji. Jest to skondensowana forma myśli, ładnie przekazana.

Wracając do Wieruszowa, moja Mama mówiła: „tylko mi nie zmarnujcie tego naszego dobytku… dom jest w dobrym punkcie, blisko kościoła, targu, cmentarza”. Planowałyśmy sobie, że będziemy razem, ale losy są inne. Mama miała korzenie wieruszowskie, tata lututowskie. Od września 41 roku byli razem, mieli ostatni ślub przed zamknięciem przez hitlerowców kościoła.

AŚ. Przyjazd do Wieruszowa miał związek z przejściem na emeryturę?

JT. Tak, bo jeśli ktoś wywodzi się z małego miasta to życie na emeryturze w wielkim mieście, jakim jest Warszawa jest bardzo trudne. Podobno najlepszym sposobem na emeryturę jest pozostawić wszystko, co jest piękne i realistyczne w wielkim mieście

i przyjechać do małego miasta, gdzie życie toczy się zdecydowanie wolniej. I ja tak zrobiłam.

Trzeba mieć takie miasto i miejsce, do którego chce się wrócić kiedy kończy się

z aktywnością zawodową. Mnie rodzice to miejsce zapewnili i za to jestem im bardzo wdzięczna.

AŚ. Nad czym Pani teraz pracuje?

JT. Teraz pracuję nad tomikiem, w którym będą zgromadzone wiersze piszących z rodu Żółtowskich i obrazy naszego wujka, Stanisława Żółtowskiego. Wśród autorów są: Renata Gruchocka, Henryk Bylka, Stanisław Winkowski i ja.

Stanisław Żółtowski jest honorowym obywatelem Wieruszowa, Jego obrazy znajdują się

w prywatnych mieszkaniach i Urzędzie Miejskim w Wieruszowie. Wujek wyjechał

z Wieruszowa mając 14 lat, później studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.

Z ASP związany był do końca swojego życia.

AŚ. Co poradziłaby Pani osobom nieśmiałym, piszącym do szuflady, które nie wierzą

w siebie?

JT. Osobom, które nie wierzą w siebie? Ja ich rozumiem, bo wiersze, które opublikowałam

w tomiku w 1992 roku pokazałam swoim najbliższym dopiero po 10 latach. Człowiek musi wypracować w sobie ład i harmonię wewnętrzną. Pisząc wiersze nie robi się nikomu krzywdy. Pisanie wierszy jest przekazywaniem swojej wrażliwości, niektórzy się tego obawiają, bo dzisiejszy świat należy do ludzi nie ukazujących swojej wrażliwości.

AŚ. Co zrobić, aby zachęcić ich, aby się odważyli?

JT. Pojedyncze wiersze należy publikować np. w takiej gazecie jak ITP? Na razie wystarczy. Nic nie powstaje w taki sposób, że od razu jest dobre i gotowe. Zachęcam do pisania

i poprawiania oraz czytania wierszy w gronie najbliższych.

AŚ. Dziękuję za rozmowę.

Anna Świegot

Ten wpis został opublikowany w kategorii Wieruszów. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments