Jerzy Maciejewski, rodowity Wieruszowianin z dziada/pradziada, autor książek o Wieruszowie i okolicy: „Z Paulinami przez wieki 1401-2001”, „Nad Prosną i Niesobią”, „Almanach Ziemi Wieruszowskiej”. Z wykształcenia – elektronik, ukończył Politechnikę Wrocławską, z zamiłowania – badacz i kronikarz historii Wieruszowa i okolic, znakomity tłumacz łaciny i transkrypcji. „Publikować książek nigdy nie miałem zamiaru, chciałem odnaleźć genealogię swojej rodziny, i tak to się zaczęło” – mówi z nieukrywaną skromnością najznakomitszy piewca historii Wieruszowa.
Z Panem Jerzy Maciejewskim rozmawia
Anna Świegot
AŚ. W swoim dorobku posiada Pan trzy książki o historii Wieruszowa i okolic. Proszę powiedzieć jak przebiegała praca nad tymi publikacjami. Co miało wpływ na to, że zaczął Pan badać historię miasta i Ziemi Wieruszowskiej, a następnie opublikował?
Jerzy Maciejewski: Publikować książek nigdy nie miałem zamiaru. Chciałem odnaleźć genealogię mojej rodziny. Pewnego razu kuzyn przyniósł mi dokument od Ojców Paulinów, gdzie był wymieniony mój pradziadek Szymon. Dokument był po rosyjsku, chciał żeby mu przetłumaczyć. Pradziadek Szymon miał ojca, również Szymona, ale kolejny mój przodek to już był Augustyn. Zgromadziłem dużo dokumentów, papiery te były po łacinie. Pomyślałem sobie, że dobrze byłoby się dowiedzieć jak ta okolica wyglądała dawniej i tak mnie to wciągnęło. Kiedy badałem swój rodowód, nie tylko chciałem wiedzieć kiedy urodzili się moi przodkowie, kiedy ślub brali, ale interesowało mnie jak żyli, jak wtedy toczyło się życie w Wieruszowie. Mój prapradziadek Maciejewski Augustyn w 1800 r. brał ślub z Bryłkową (to była rodzina z naszym słynnym rzeźbiarzem, nazwisko Brylińscy pochodzi od Bryłków) w drewnianym kościele Fara, którego już nie ma. Zachował się akt ślubu. Fara była w miejscu, gdzie obecnie jest kapliczka/ koło Poczty. Od 200 lat moi przodkowie są w Wieruszowie, a ze strony matki to nawet dłużej. Ze strony ojca/ matka Augustyna była z Wieruszowa.
„Z Paulinami przez wieki” to nie miała być nawet książka. Nauczyłem się łaciny i czytałem wiele dokumentów, rękopisów. Szukałem swoich genealogii, tłumaczyłem z łaciny, z niemieckiego, z rosyjskiego. Znając język mogłem szperać w archiwach, czytać stare papiery, pisane przed wieloma wiekami. Zbliżała się 600 rocznica Paulinów i przeor o. Knapik poprosił mnie abym przetłumaczył rękopisy i stare dokumenty. Paulini zamierzali wydać publikacje w związku ze zbliżającą się rocznicą 600-lecia. Przez pół roku próbowałem dostać się do archiwum Jasnogórskiego w Częstochowie. O. przeor pomógł mi w tym. Przywieźli do Wieruszowa wszystkie archiwa Jasnogórskie dotyczące Wieruszowa. Przez kolejne pół roku wertowałem to na miejscu, moim marzeniem było dostać to do ręki. A jeszcze zanim dotarły do Wieruszowa, to ja prosiłem ojca na Jasnej Górze i on mi udostępnił kopiarz Pauliński, 1000 stron ręcznie pisanych dokumentów.
AŚ. Nadarzyła się okazja odkrycia historii Wieruszowa?
JM. Tak. Przy książce „Z Paulinami przez wieki” korzystałem z dokumentów paulińskich, zebrałem mnóstwo wiadomości o Wieruszowie. Tłumaczyłem dokumenty z łaciny na język polski, ojcowie sami mieli wydać książkę. Najpierw zacząłem tłumaczyć proste akty ślubu, dokumenty te są standardowe. Taki rękopis pisany 600 lat temu po łacinie, to istne cudo, ale samo rozszyfrowanie czy to jest litera „a” czy „b”, wymaga dużej wprawy. Dokumenty pisane tą samą ręką łatwiej jest odczytać.
AŚ. Miał pan w swoich rękach setki rękopisów, polskich, łacińskich, niemieckich odkrywając nowe fakty, jakie odczucia wtedy panu towarzyszyły?
JM. Byłem podekscytowany trzymając w ręku dokument sprzed 600 lat. Każdy wyjazd do archiwum był niewątpliwie dużym przeżyciem. Biorąc dokument do ręki, ciekawy byłem co tam znajdę. Aktów kościelnych nie mogłem kopiować, kserować, w państwowych archiwach można zamówić sobie mikrofilm. Dokumenty kościelne musiałem ręcznie przepisywać. Przeczytałem 30 tomów roczników paulińskich, nim przystąpiłem do penetracji archiwów. Znalazłem najstarszy dokument sprzedaży Wieruszowa, części lewostronnej. Ponieważ Świba była własnością Paulinów i mieli tu pewne prawa spisali więc je w kopiarzu, zawierającym odpisy wszystkich dokumentów, sporządzone z oryginałów, pergaminów, 300-400 lat temu. I w tym kopiarzu właśnie odszukałem dokument sprzedaży lewostronnej części Wieruszowa. To było bardzo duże moje przeżycie, uświadomiłem sobie, że Wieruszów rzeczywiście istniał po tej lewej stronie, tam był początek Wieruszowa. Dokument pochodził z 1463 roku. Ostatni Wierusze, ściślej córka Klemensa Wierusza, ostatniego męskiego potomka, sprzedała Wieruszów Kępińskim, najpierw sprzedała ten Wieruszów za Prosną czyli Świbę, Skakawę, Mirków i część gdzie teraz jest kościół św. Rocha. To był ten Stary Wieruszów, wtedy był tam tylko młyn. Najstarszy dokument jaki istnieje pochodzi z roku 1368. Paulini trzymali u siebie dokument nadania dóbr od Bernarda Wierusza. Z niego można się dbylo dowiedzieć, że z młyna mieli dostawać miary mąki, były dwie jatki mięsne, i to był majątek zastrzeżony dla nich. Ten dokument jest najstarszy w tym kopiarzu, mimo że oni się pojawili tutaj dopiero w 1401 roku. Kopiarz jest zbiorem oryginalnych dokumentów, wystawionych w Wieluniu, Ostrzeszowie, przepisanych do jednej księgi. I to przetrwało. Ojcowie poprosili mnie abym zrobił wypis tych archiwów, mieli sobie zatrudnić polonistę, który by zrobił publikację. Nic z tego nie wynikło, więc postanowiłem, wydać opracowanie na własny rachunek. Tutaj, na miejscu w Wieruszowie wertowałem te dokumenty przez pół roku. Badałem też czy pisano na papierze z naszej papierni, kilka było rzeczywiście pisanych na papierze zaczerpniętym z mirkowskiej kadzi.
AŚ. W jakiej kolejności powstawały książki?
JM. Pierwsza powstała książka „Z Paulinami przez wieki”. Miałem dużo materiału, który nie wszedł do tej książki, bo ona miała konkretną tematykę. Była to książka rocznicowa – mijało właśnie „600 lat z Paulinami”. Dokumenty wykorzystałem w następnych książkach. Kolejną książkę, którą wydałem to był „Almanach Ziemi Wieruszowskiej”. Tą tematyką postanowiłem objąć teren powiatu. Jak jechałem do archiwum i trafiłem na dokumenty z Cieszęcina, to szkoda było ich nie wykorzystać, czy np. dokumenty o Bolesławcu. O Bolesławcu zachowało się dużo zapisów, które dotyczą nie tylko spraw kościelnych. Ten Bolesławiec dość szczegółowo przerobiłem. Także dość dużo materiałów zebrałem o Lututowie, no i oczywiście o Wieruszowie. Jeździłem cały czas do archiwów i zbierałem materiały. Wiele z nich umieściłem w ostatniej książce „Nad Prosną i Niesobią”.
AŚ. Proszę powiedzieć, jak wygląda praca nad publikacją historyczną?
JM. Zanim przystąpi się do kwerend archiwalnych, to czyta się literaturę, co kto napisał. Przestudiować trzeba mnóstwo różnych publikacji, które są naprowadzające. Oprócz pisanej literatury są publikacje źródeł w oryginale bez tłumaczenia, kodeksy dyplomatyczne, dokumenty królów, wszystko po łacinie. W regestach akt można wiele wyszperać, np. dokument o Wieruszowie czy Lututowie, i w oparciu o to można zamówić interesujący dokument z archiwum. W archiwum we Wrocławiu jest dużo dokumentów o Wieruszowie, znalazłem listy Wierusza zupełnie nieznane, oryginały, pisane na zamku w Wieruszowie, który jeszcze budował. List pisany przez Wierusza z roku 1430 (po niemiecku) tu u nas na zamku, zdobić każdy miejscowy urząd i reklamować dzieje miasta Wieruszowa. Znalazłem pieczęć Klemensa z 1443 roku, na oryginalnym dokumencie przez niego pisanym w Wieruszowie. Potem zacząłem przeglądać poznańskie i wrocławskie archiwum, znalazłem tych listów pisanych z Wieruszowa kilka, także korespondencję jego ojca z 1429 roku kierowaną do księżnej Elżbiety. Tłumaczyłem także mikrofilmy z niemieckiego. Uważam, że przy okazji uroczystości rocznicowych powinien powstać kopiarz tych dokumentów, jak to robili nasi przodkowie, którzy nie mieli takich możliwości technicznych, a mimo to pisali księgę, która ma 1000 stron. Chciałbym zrobić opracowanie herbarzy dziedziców Wieruszowa, od najstarszych Wieruszów, opisać powiązania rodzinne, co w tym czasie w mieście się działo, co każdy z nich zrobił dla danej wsi, miasta. Wiedzy się tyle nazbierało.
AŚ. Skąd wzięli się Wierusze na naszych ziemiach?
JM. W 1303 w Ziębicach pojawia się najstarszy Lutold Wierusz, jest oryginalny dokument, potem pojawia się kolejny Wierusz w 1337, a w 1405 założył Lututów Bieniasz z Walichnów. Mówiło się, że król nadawał prawa miejskie. Król nie mógł założyć Lututowa, bo ta dziedzina nie była jego własnością. Wieruszów i Lututów łączy wspólne pochodzenie rodowe – fundatorem klasztoru w Wieruszowie był Bernard, a założycielem Lututowa Bieniasz – jego brat. Jest to nierozłączna historia tych miejscowości, niezależnie od sentymentów. W dokumentach występują jako rodzeni bracia. Każdy miał swoje terytorium. W 1405 roku Bieniasz nadał przywilej, i to właśnie on, a nie żaden król założył miasto. Lutold to był ich ojciec. Nazwa Lututowa pochodzi więc od ich ojca, bo prawdopodobnie były to już posiadłości ich ojca, ale nie było tam jeszcze miasta. Mówiło się Lutoldhof czyli dwór Lutolda, czy Wieruszhof według tej samej etymologii – posiadłość Wierusza. Niemieckie nazwy, które następnie spolszczono, obowiązują do dzisiaj. Wierusze pochodzili z Moraw, pisali listy po niemiecku ale okazuje się, że jest to odmiana staro – niemieckiego właściwa tym terenom. W 1406 roku Bieniasz założył parafię, wybudował kościół postarał się o proboszcza, co nie było łatwe, bo trzeba było mu zapewnić dożywotnie utrzymanie, dać ziemie. Postarał się o prawną stronę tego. Pierwszym proboszczem był ksiądz ze Stolca, bo kiedyś Stolec też należał do rodu Wieruszów. Wie pani – jak właściciel miasta obsadzał proboszcza to chciał mieć człowieka zaufanego, proponował biskupowi daną osobę, a biskup się godził, bo uposażenie zapewniał dziedzic. Kościół budował dziedzic i biskup nie mógł przysłać proboszcza, którego by nie akceptował dziedzic. W 1407r. postarał się o przywilej targów w Lututowie czyli prawnie założył miasto z prawdziwego zdarzenia. W podobny sposób wiek wcześniej nastąpiła lokacja Wieruszowa.
Natrafiłem na wiele dokumentów na temat Bolesławca. Najstarszy dokument jest spisany na zamku w Bolesławcu w 1397 roku, oryginał na pergaminie. W tym czasie toczyły się walki z Opolczykiem, tu jest wymienionych czterech Wieruszów m.in. sędzia Bernard, Lutold, dziedzic z Kątów… Taki dokument też można by zrobić w powiększeniu i powiesić w urzędzie. Nie mogę zrozumieć dlaczego w Wieruszowie nie ma ulicy Bernarda Wierusza, a jest np. Mickiewicza, Świerczewskiego czy Waryńskiego. Co ma Mickiewicz z Wieruszowem na przykład. Tak samo w Lututowie, nie ma nazw ulic ludzi, którzy zrobili coś dla Lututowa. Pisze się natomiast i mówi, że w Lututowie był taki dziedzic światły, Biernacki się nazywał. Wychwala się go, że szkołę założył, a on chciał zrobić z Lututowa pustynię, chciał całkowicie zlikwidować miasto i zrobić jeden wielki folwark. W archiwum w Sieradzu są dokumenty, papiery u rejenta; całe domy brał i sprzedawał, jemu Lututów zawadzał, chciał zrobić wielko- obszarowe gospodarstwo. Miasto mogło przestać istnieć.
AŚ. Skąd się ci Lutoldowie wzięli?
JM. Od św. Jadwigi Śląskiej. Jest spisana legenda krótko po jej śmierci. Miała ona sługę Lutolda, natrafiłem na dokumenty gdzie opisana jest jego historia. Popadł on w zatarg z księciem wrocławskim, ale pozwolono mu się przenieść ze Śląska. Jest to jedna z możliwych dróg, jakimi Lutoldowie mogli dotrzeć na nasze tereny.
Wiele informacji o Lututowie znalazłem w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie. Ponadto w roku 1522 odbyła się pierwsza zachowana wizytacja, a i później co jakiś czas biskupi wysyłali do kościołów swoich wysłanników, sprawdzali i robili spisy, publikowane po łacinie. Jeśli księgi były wytwarzane w grodach Wielunia lub Ostrzeszowa, a są to najczęściej sądowe sprawy, trafiały następnie do Warszawy. Tam natknąłem się na sprawę, kiedy tu w Wieruszowie, w 1696 roku był pożar. Wszystkie kościoły wtedy popaliły się. Dawniej były Sejmiki regionalne czyli sejmik szlachty wieluńskiej. Już wtedy obowiązywała ustawa o pogorzelcach, jak się miasto spaliło to 10 lat nie płaciło się podatków, było się od nich zwolnionym. Przy tej okazji jest trochę spraw opisanych jak podatki zbierano na wyprawę wojenną, oprócz normalnych podatków od dymu. Ktoś to musiał ściągać, byli poborcy, przyjechali do Wieruszowa aby te podatki ściągnąć. Już wtedy był cech złotników, widać miasto było z prawdziwego zdarzenia, poborcy chcieli od każdego ten podatek ściągnąć. Niejakiego Jana Brawatę pobili na rynku, w związku z tym podatkiem, bo nie chciał zapłacić. Został złożony protest do Wielunia. Ta sprawa ciągnie się i ma związek z Lututowem, bo Jan Brawata był w czasie ściągania tych podatków w Lututowie i jako posłaniec złych wieści został surowo ukarany po przyjeździe do Wieruszowa. To są ciekawe rzeczy.
AŚ. Jaka dalej była historia Wieruszowa?
JM. Była rzeka Prosna. Po jej lewej stronie była Świba, po prawej stronie był Chobanin, nie było żadnego Wieruszowa. Dziedzic Świby na swoim terytorium założył Wieruszów, tam gdzie jest Podzamcze. Gdzie obecnie jest kościół ewangelicki było centrum Wieruszowa, stał tam kościół św. Mikołaja. Na potwierdzenie tego jest dokument na 4 strony z 1368 roku. Pierwszy Wieruszów był tam gdzie Podzamcze, z chwilą, kiedy pojawił się na tej stronie, mówili Nowy Wieruszów.
AŚ. To znaczy, że Świba i Chobanin są starsze niż Wieruszów? Kiedy pojawia się wzmianka o wieruszowskim zamku?
JM. Pierwsza wzmianka o zamku pochodzi z 1430 roku. Wrocławianie zwrócili się z pismem do Wierusza syna Bernarda, że ma on oddać 3 rzemieślników; odpisał, że ich nie odda dopóki nie dokończy budowy. Saga rodu Wieruszów jest bardzo ciekawa! Bernard – wielki podróżnik, w Wieruszowie nie siedział, prawie cały czas był przy królu. Miał zamek od króla w Kopanicy, w zachodniej Wielkopolsce, i tam z synem przebywali, ale były to dobra jego synowej. Tam mieszkali do wojny. Powstał duży spór, Wierusz miał duże miasto Trzciel po żonie, Bernard miał Kopanicę. Kiedy Wierusz sprzedał Trzciel kasztelanowej z Kalisza wtedy wytoczyli swe roszczenia krewni i on przegrał proces, musiał zapłacić 500 grzywien. W tym samym czasie trwała wojna z Zakonem Krzyżackim. Jak wrócił z wojny, to na stałe osiadł w Wieruszowie. Rozbudowywał tę siedzibę czyli zamek. Podczas wykopalisk potwierdzono, że fundamenty są średniowieczne, więc by to pasowało. Po nim był Klemens wnuk Bernarda. W 1442 r. Azenheimer ze Śląska zniszczył zamek, spalił się też kościół. Klemens przez 5 lat był więziony w ratuszu we Wrocławiu. Gdy jedziemy do Wrocławia to popatrzmy na ratusz, gdzie siedział nasz dziedzic. Za poręczeniem został zwolniony, rada Wrocławia za niego zapłaciła. Dokument mówiący o tym pisany jest po niemiecku. Klemens miał dwóch synów Zbigniewa i Jana, Cieszęcin był w części jego i oni tam przebywali. Dziesięć lat później znów wyprawił się na Śląsk i zginął pod Byczyną. Synowie wrócili do Wieruszowa, ale jeszcze żyła w Mirkowie ich babka Katarzyna, co się o Trzciel procesowała. Matka Klemensa przyszła z wnukami do Wieruszowa i była panią Wieruszowa. Gdzieś więc musieli mieszkać, ale wzmianki o ich siedzibie nie ma. Natomiast są wzmianki, że transakcje przeprowadzała z wnukami. Na nich wygasa ród Wieruszów linii męskiej. Z 1459 roku jest wzmianka o Cieszęcinie, jak proboszczowie się kłócą; wspominają o wieśniakach z Chobanina. Żyła wtedy córka Klemensa, która mieszkała w Jabłonowie pod Poznaniem, ale wróciła i sprzedała Wieruszów Kępińskiem, najpierw po lewej stronie, która administracyjnie należała do Ostrzeszowa i właśnie w Ostrzeszowie przeprowadzono transakcje. Potem sprzedała dobra po tej stronie Prosny. Wówczas transakcje były prowadzone w Wieluniu. Wiadomo z dokumentów, że po prawej stronie rzeki był młyn, Pasternik, natomiast Kuźnica sprzedawana była razem ze Świbą i Mirkowem w Ostrzeszowie.
AŚ. A jak wyglądają dzieje zakonu Paulinów w Wieruszowie?
JM. Znalazłem dokumenty opisujące spór, jaki w 1552 roku prowadziły plebanie z Wieruszowa i Cieszęcina, gdzie kłóciły się o Chobanin, który od 1442 roku był w parafii Cieszęcin. Proboszcz miał słuszne pretensje, ale decydował dziedzic i Chobanin przeszedł do parafii Wieruszów. Najstarszy kościół to był kościół św. Mikołaja i parafia przy nim (1368), jednocześnie była tu też kaplica św. Bartłomieja, gdzie potem powstał kościół św, Bartłomieja. W 1401 r. Paulini wzięli w użytkowanie kościół Ducha Św.; był to prawdopodobnie dawny kościół szpitalny. Nie ma pewności, ale wygląda na to, że to był kościół szpitalny poprzedzający świątynię z 1617 r., wybudowaną w miejscu gdzie teraz znajduje się biblioteka. Było przy nim bajoro bagno, to był teren gdzie teraz jest przedszkole. I za tym terenem bagiennym był już koniec Wieruszowa.
AŚ. To w tym miejscu gdzie był kościół szpitalny planuje się budowę pomnika?
JM. Szpital tam już był dawniej, tzn. w rozumieniu przytułku dla starych ludzi i żebraków, ale nie w sensie leczenia. W 1696 r. spalił się kościół p.w. Ścięcia Jana Chrzciciela, pobudowano więc nowy kościół szpitalny p.w. Jana Apostoła i ten również spalił się w 1770 roku, ale już go nie odbudowano. Natomiast szpital był cały czas. Istniał jeszcze do wojny, potem został przeniesiony do Paulinów, gdy w XIX wieku spalił się Wieruszów. Moja prababka kończyła życie u Paulinów. W sensie leczenia szpital utworzono dopiero po II wojnie. 200 lat temu praktykował tu lekarz, ale budynku lecznicy nie było. W Wieruszowie od najdawniejszych czasów, od 1498 r. było Bractwo Ubogich. Kościół szpitalny ma kopiarz, gdzie spisywano dokumenty, pisał je ksiądz, który ten kościół budował. Paulini mają również swój kopiarz. Mieszczanie, zwłaszcza podczas zarazy, co mieli zapisywali na kościół. W 1631 r. nawiedziła miasto wielka zaraza, zachowały się testamenty tych ludzi. Np. jeden z mieszkańców Wieruszowa pisze, że krowę zapisuje na szpital, a 100 zł na Paulinów, a ileś złotych na farę. W Wieruszowie wtedy funkcjonowało kilka kościołów. W archiwum jasnogórskim miałem dostęp do dokumentów, które nie figurują w żadnym katalogu. Oprócz archiwum jasnogórskiego zakonu paulinów jest Częstochowskie Archiwum Diecezjalne, gromadzące dokumenty z podległych sobie parafii. Oryginalne dokumenty były też w księgach wójtowskich albo rady, w tym kopiarzu są dokumenty przepisane właśnie z tych ksiąg. Te księgi dawno się spaliły, a wyciągi pozostały. W kopiarzu szpitalnym pisali księża, którzy tutaj przychodzili. Ludzie zapisywali swoje dobra – to jest żywa historia. Są dokumenty, że ten kościół tu stał i ta fundacja tu działała. W miejscu gdzie jest klasztor był kościół Ducha Św., ten kościół był na uboczu miasta, miasto tu się kończyło gdzie teraz jest redakcja, za oknem widzimy więc tereny paulińskie. Zachowały się wzmianki, które pozwalają sądzić jak przebiegały te granice. W 1401r. Paulini przybyli na te ziemie, dostali kościół połączony krużgankiem z drewnianym klasztorem, gdzie mieszkali. Kościół drewniany w 1680 r. został zastąpiony murowanym, klasztor do 1715 r. był drewniany, w tym czasie postawiono pierwsze murowane skrzydło, które łączy się z kościołem, a przez 40 lat rozbudowano do tego stanu jaki mamy dziś. Proboszcz nadzorował dobra należące do kościoła szpitalnego, przez lata nagromadziło się tych dóbr sporo. Odrębny proboszcz szpitalny działał w Wieruszowie jeszcze w latach 1806-1807. Przed wojną, w 1931 roku powołano cywilne towarzystwo opieki nad starcami, pan Duś był szefem. Przytułek mieścił się w osobnym, kościelnym budynku położonym naprzeciw klasztoru. Zakonnicy nie prowadzili działalności parafialnej, nie mieli do tego prawa., kiedy kościół parafialny się spalił nabożeństwa przeniesiono do Paulinów, ale oni byli jedynie administratorami, nie zaś proboszczami. Gdy zmarł ostatni proboszcz spalonego, parafialnego kościoła, zrobiła się wtedy niejasna sytuacja.
AŚ. Paulini przybyli do Wieruszowa w 1401 r. Kiedy musieli opuścić swoje dobra i dlaczego, bo powrócili ponownie w 1983 roku?
JM. Tak, przybyli w 1401 r. roku i byli nieprzerwanie do 1863 r. Na tle historii Polski widać wyraźnie dwa punkty zwrotne u Paulinów. Po II rozbiorze Polski w 1793r., Wieruszów był pod panowaniem pruskim. Prusacy zabrali Paulinom wszystkie dobra, zostawili kościół i klasztor. Wtedy Paulini wystarali się o dzierżawę swojego własnego folwarku, od Prosny aż do młyna Mesznary. Toczyły się sprawy, pisali petycje, że rząd pruski im to zabrał. Rząd pruski nie miał prawa im tego zabierać, bo Wieruszów był prywatny, więc zabrano bezprawnie, to co było dawniej własnością dziedzica. Podcięło to funkcjonowanie Paulinów. W 1863r. po powstaniu styczniowym zabrano im resztę dóbr i zmuszeni byli opuścić Wieruszów. Z pośród ostatnich wieruszowskich paulinów jeden był proboszczem w Czastarach. Reszcie nie pozostawiono wyboru, powiekszyli grono jasnogórskich zakonników. Wtedy w Wieruszowie nastał proboszcz diecezjalny, nazywał się Dzięczkowski. Urzędował w dawnym klasztorze, ale był prawdziwym proboszczem parafii. Paulini wrócili w 1983 r. Przez długi czas u mieszkańców Wieruszowa nie było świadomości, że tu kiedyś był zakon. Wielu się denerwowało, kiedy dowiedzieli się, że tu Paulini mają przyjść. Ludzie byli związani z biskupem Barełą, który był ich ukochanym wikarym. A mimo to pomysł zrealizowano dzięki temu, że zakonnicy oddali w Częstochowie ziemię pod budowę seminarium, w zamian mogli powrócić tu i założyć parafię. Dopiero teraz są proboszczami i prowadzą parafię, czego nigdy przedtem nie robili.
AŚ. To wszystkie dokumenty opisujące Wieruszów i jego okolice?
JM. Jest jeszcze dużo dokumentów do odkrycia. Bogatsze informacje są w aktach sądów duchownych, najstarsze z XV wieku. Te akta w dużej mierze są jeszcze nieodkryte. One są we Włocławku w archiwum, bo Wieruszów kiedyś należał do diecezji kalisko-kujawskiej. Katedra była we Włocławku i tam przewieziono dokumenty, tam są najcenniejsze rzeczy kościelne o Wieruszowie. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że dawniej duchowny nie podlegał sądowi zwykłemu, tylko musiał go sądzić sąd duchowny. Taki sąd duchowny był w Wieluniu, jeśli duchowny miał spór z mieszczaninem, to nie rozstrzygał go burmistrz lecz konsystorz. Dużo rzeczy wydobyłem właśnie z włocławskiego archiwum, m.in. testamenty Wieruszowian z 1631 r., oryginalne, spisane przez ks. wikariusza Jakuba Dybalio, pochodził od Dybków z Wieruszowa. Wikariusz chodził po chorych i spisywał testamenty. Między innymi jest tam testament Brawatowej, żony Jana, która musiała być rezolutną kobietą, bo gdy on chciał coś zapisać, ona mówiła – „Ja to zapiszę”. Każdy testament miał inny wydźwięk, wielu ludzi miało nadzieję, że przeżyją zarazę. W dokumencie z roku 1459 pochodzi najstarsza wzmianka o kuźnikach, którzy prowadzili Kuźnicę Wieruszowską, wtedy to nie była wieś, był tam młyn, przy którym wydobywało się i wypalało rudę. Wioskę potem nazwano Kuźnica. Ok. roku 1800 kuźnicy przenieśli do Dobrygościa. W Kuźnicy został młyn pilny, gdzie cięli drewno na deski. W Dobrymgościu były hałdy – wały, jeździłem tam i nie umiałem tego skojarzyć, dopiero gdy znalazłem stosowne dokumenty w sieradzkim archiwum, zrozumiałem, że pochodziły one z dawnej huty. Budynek drewniany, w którym mieszkali kuźnicy przeniesiony został ze strony pruskiej na polską, stosownie do zalecenia dziedzica z 1837 roku. Dzisiaj te hałdy już się splantowały, jest tam hodowla drzewek.
AŚ. Podobno na terenach Wieruszowa odnotowano jakieś uzdrowienia, które następnie spisano?
JM. Znany jest cud w Mirkowie, księga Miraculum na Jasnej Górze jest to księga cudów spisanych. W tej księdze znalazłem kilka wątków z okolicy m.in. z Mieleszyna, gdzie syn młynarza postrzelił niechcący dziewczynę, która została cudownie uzdrowiona. W Mirkowie byli Polakowie, którzy cudownie uzdrowieni w 1554 roku. Są też wpisani do księgi Miraculum.
AŚ. Kolejna pana książka to „ Nad Prosną i Niesobią”. No właśnie – Niesób czy Niesobia?
JM. Istnieją nieścisłości co do nazwy rzeki Niesób. Z 1498 roku zachował się dokument, najstarszy przywilej miejski Andrzeja Wierzbięty Kępińskiego. W tym przywileju, pisze, że podczas budowania na Niesobii stawu, gdzie była hodowali ryby, zatopiono mieszczanom łąki. W zamian Kępiński przekazał miastu tereny w Kuśmierce. Kolejny dokument mówi o sołtysie z Janków pod Kępnem, tam też była wzmianka o rzece Niesobii. To na pewno była Niesobia. Słownik geograficzny z 1866 roku podaje nazwę Niesób albo Janica, ale jest to zwykłą pomyłką, w Kępnie mówią bowiem Samica. Samicą dawniej nazywano główne koryto rzeki. Ładniej nawet brzmi Niesobia. Rzeki raczej były żeńskiego rodzaju. W legendach ziemi kaliskiej, napisanych już po wojnie, też pisano o Niesobii. Potwierdzeń słuszności tej nazwy jest wiele. Mówi się, że granica była na Niesobii , ale ona była na zachodnim korycie Prosny. Prosna miała kilka koryt. Zachodnie koryto Prosny dzieliło między zaborców; Rosję a Prusami, szło koło zamku. Dzisiaj nazwa to jest Niesób. Dawniej było to po prostu zachodnie koryto Prosny, mówiło się nawet, że idzie się kąpać na „Pruską”.
AŚ. Jest pan w grupie inicjatywnej przygotowania monografii Wieruszowa. Czy zapoznał się pan z przedwojenną monografią Wieruszowa Leona Koczego?
JM. Monografia Koczego, przedwojenna jest z roku 1930. Tak zapoznałem się, jest we Wrocławiu w Bibliotece Uniwersyteckiej. Kiedy burmistrzem był pan Zbigniew Nowak, mój kolega ze studiów wydał replikę tej monografii. Leon Koczy pochodził z Poznania, wynajął go ówczesny burmistrz Wieruszowa, aby napisał monografię miasta. Zawiera dużo rzeczy błędnych ale i ma dużą wartość i trzeba z niej korzystać. Kiedy Koczy pisał monografię istniały jeszcze księgi rajcowskie i wójtowskie, z tych ksiąg korzystał i to stanowi główny walor jego opracowania. Na jego podstawie starałem się odtworzyć te księgi, które przedstawili mu ówcześni burmistrzowie czy rada. Właśnie co pierwsze, to zapoznałem się z tą monografią, którą kończy rzut oka na XIX wiek. Jego wywody o dziedzicach były jednak niezbyt ścisłe, ponieważ Koczy opierał się głównie na literaturze.
Powinien także powstać katalog zabytków, dzieł sztuki które są u nas i to bardzo ciekawe. W kościele św. Rocha są obrazy, które przywędrowały z dawnej Fary. W środowisku nie ma świadomości, że my mamy coś wartościowego, tymczasem obrazy Św. Bartłomieja, św. Jana Chrzciciela, pochodzące zapewne z kościoła p.w. Jana Chrzciciela, maja niewątpliwie wartość artystyczną. Przekonuje nas o tym porównanie ich z obrazami malowanymi przez arcymistrza włoskiego renesansu Rafaela. Obrazy w kościele św. Rocha są jakby wzorowane na obrazach Rafaela. Podobna historie odkryłem u Paulinów.
AŚ. Wieruszów ma piękną i ciekawą historię, którą pan przybliżył naszym czytelnikom, jak również inne miejscowości naszego powiatu, o których historii pisze pan w swojej książce „Almanach Ziemi Wieruszowskiej” m.in.: Cieszęcin, Bolesławiec i mój rodzinny Lututów.
Dziękuję za rozmowę i czekamy z niecierpliwością na kolejną książkę o historii naszego regionu.
Z Jerzym Maciejewskim, najznakomitszym piewcą historii Wieruszowa, autorem książek: „Z Paulinami przez wieki 1401-2001”, „Nad Prosną i Niesobią”, „Almanach Ziemi Wieruszowskiej” rozmawiała
Anna Świegot