Historia rozstrzelanych jeńców w Parcicach w styczniu 1945 roku

Pan Czesław Grzana z Parcic  jest nie tylko wielkim pasjonatem historii, autorem szeregu publikacji, ale też z racji swojego wieku (a ma lat już 93) kopalnią wiedzy o zaistniałych w miejscowości Parcice wydarzeniach.

„W styczniu 1945 roku, gdy znad Wisły ruszyła ofensywa radziecka, przebywałem w Parcicach. Był  mroźny, śnieżny styczeń 1945 roku” – rozpoczyna swoją opowieść  pan Czesław Grzana.

Z panem Czesławem Grzaną rozmawia Zbigniew Machelak.

Z.M. Tyle lat minęło od zakończenia wojny,  pamięta pan dużo wydarzeń, również tych przykrych dla pamięci i drastycznych, które to wydarzenia wydarzyły się na naszym terenie.
CG.
Tak, pamiętam dokładnie. Jedno z tych wydarzeń, tak drastycznych to rozstrzelanie jeńców niemieckiej armii w Parcicach, które to zdarzenie, swój „szczęśliwy” koniec znalazło po 65 latach tj.8 września 2010 roku. Ale po kolei…

Z.M. Na wyzwolenie czekali wówczas wszyscy!?
C.G.
Tak. W połowie stycznia, a dokładnie 18 stycznia 1945 roku w godzinach południowych ok.13.00 do Parcic wjechał zwiad rosyjski, a następnie zaczęły się przemieszczać kolumny wojska. Dla wielu Niemców, a zwłaszcza żołnierzy było to zaskoczenie. Nie zdążyli się wycofać i znaleźli się na tyłach armii radzieckiej. Dwóch takich żołnierzy  niemieckich, w czwartym dniu po wkroczeniu Rosjan  do Parcic, zgłosiło się do cywilów polskich w celu doprowadzenia do dowództwa rosyjskiego. Chcieli się poddać i iść do niewoli.

Z.M. Słusznie liczyli że objęci są ochroną prawa międzynarodowego wojennego o ochronie jeńców wojennych?
C.G.
Tak. Ale przeliczyli się bardzo.

Z.M. Rosjanie mieli jakieś punkty zborne, gdzie zbierano jeńców z danego rejonu?
C.G.
Tak. Taki punkt był w Wieluniu. Tam odsyłano jeńców. Tam dysponowano nimi, przewożono, więziono i być może przewożono na Syberię  co jest charakterystyczne dla Rosjan. Dowództwo rosyjskie w Parcicach mieściło się  w budynku mieszkańca Parcic pana Stanisława Chrzana, w bliskim sąsiedztwie mojego domu. Więc tu tych dwóch żołnierzy niemieckich doprowadzili. Sowieci jednak ich do niewoli nie przyjęli i po krótkim przesłuchaniu na  miejscu rozstrzelali .Wrzucili do rowu strzeleckiego (okopu) w pobliżu stodoły i przykryli słomą. Podobny los spotkał innego jeszcze żołnierza niemieckiego, którego zastrzelili na posesji rodziny Sudomirskich w Parcicach za Brzeziną. Dziś jest to ulica Brzeziny.Za lasem.

Z.M. Co dalej działo się z zastrzelonymi?
CG.
Był wówczas mroźny styczeń. Leżeli tam, gdzie zostali zastrzeleni. Czwartym zastrzelonym na terenie Parcic był (amtskomisar) Komisarz urzędu gminy w Czastarach- Janke, imienia nie pamiętam. Urząd jego znajdował się w Józefowie ( Grunau). Z nieznanych mi przyczyn nie zdążył on się ewakuować w głąb Niemiec. Pojechał z Józefowa w odludne miejsce za Brzezinę, dokąd zawiózł go woźnica (kutscher)- Ochędzan Józef bryczką zaprzężoną w parę czarnych koni. Widziałem to z okna swojego domu. Była godzina 9 rano 18 stycznia 1945 roku. Na 4 godziny przed wjazdem trzech pierwszych tankietek radzieckich do Parcic. Prawdopodobnie liczył ów komisarz, że tam Rosjanie  tak od razu nie dotrą. Front przejdzie, a on w dowolnym czasie  dotrze do Rzeszy. W tej „naszej Brzezinie” zakwaterował on u rolnika Damazego Smigla. NIESTETY ! pomylił się bowiem i tam na drugi dzień dotarli żołnierze rosyjscy. Bez większych ceregieli komisarza na miejscu zastrzelili. Po tym fakcie pan Damazy Szmigiel przy pomocy sąsiadów przywiózł obu tych Niemców ( żołnierza i komisarza) furmanką z Brzezin bliżej Parcic i zrzucił do rowu strzeleckiego w pobliżu posesji Wacława Sołygi koło parku i przykrył słomą.

Z.M. Jak długo trwało zanim zwłoki jeńców zostały pogrzebane?
C.G.
Przez kilka dni Niemcy ci leżeli w tych miejscach, gdzie zostali zabici. Rosjanie odeszli na zachód, a gdzieś tak ok. 5 lutego 1945 roku starosta wieluński, a był nim mieszkaniec Czastar -P. Bolesław Galiński – wydał rozporządzenie o obowiązku pogrzebania zwłok zabitych Niemców w każdej wsi powiatu.

Z.M. Czy pan zajmował się tym pochówkiem?
C.G.
Tak. Dlatego, że byłem sołtysem Parcic mianowanym przez władze konspiracyjne. O wyborach sołtysa wtedy nie było mowy. „Rozkaz” starosty dotarł także do mnie.

Z.M. W jakich okolicznościach odbyło się pogrzebanie zwłok tych jeńców?
C.G.
Nie było to łatwe. Różni mieszkańcy odmówili mi pomocy. Zrobiłem to z  sąsiadem Tadeuszem Nanysem, który miał sanie i konika kupionego od „ruskich” za wódkę. Po drodze spotkałem Władysława Walczaka z Krzyża, który pomógł nam. Spod stodoły Stanisława Chrzana załadowaliśmy tych dwóch żołnierzy na sanie i zawieźliśmy w pobliże posesji Sołygi, gdzie w okopie byli dwaj zabici( żołnierz i komisarz). Pogłębiliśmy nieco miejsce pochówku, ułożyliśmy jednych na drugich w wykopanym grobie, przykryliśmy słomą i zasypaliśmy ziemią. Od tej chwili nikt się nimi nie interesował, poprzez wiele, wiele lat.

Z.M.  Ale miejscowi ludzie pamiętali o tym? Toczyły się rozmowy?
C.G.
W zasadzie nie. Starsi wiedzieli o tym. Ja będąc radnym Rady Gminy Czastary w latach 1990/1994 wspominałem w urzędzie, że taki fakt miał miejsce. Tym bardziej, że komisarz nie był anonimową osobą, a był znany z nazwiska. Nikt tym się nie interesował.

Z.M. W dniu 8 września 2010 roku zrobiono jednak ekshumacje i sprawa ta znalazła swój szczęśliwy chrześcijański koniec?
C.G.
Tak. W 2010 roku grobem tym zainteresował się pan Maciej Bednarek z Parcic i jego mama Pani Agata Bednarek. To między innymi dzięki nim zrobiono ekshumacje tych Niemców i zwłoki ich przeniesiono na cmentarz  do Siemianowic Śląskich. Zajął się tym Związek Opieki nad Niemieckimi Grobami Wojennymi -Volksbund, który ma przedstawicielstwo polskie w Warszawie.

Z.M. Wiadomo zatem kto był pochowany w Parcicach?
C.G.
Tak do końca nie. Tylko jeden z zabitych-ów komisarz miał wojenny znak tożsamości. Trzej żołnierze-jak na ironię losu (bo przecież oni powinni mieć nieśmiertelniki) pozostają bezimienni. Ten komisarz to  Janke Herbert ur. 6.07.1900 r. w Schievelbrein, zmarł 18.01.1945r w Kalwinzdorf (czyli w Parcicach). Volkssturmann -to jego stopień funkcyjny w  volkssturmie ( prawdopodobnie szeregowiec). Cieszę się, że sprawa ta znalazła swój koniec i wdzięczny jestem pani Agacie Bednarek i jej synowi Maciejowi.

Z.M. Ja jestem również wdzięczny pani Agacie i Maciejowi, również całej ekipie, która zajmuje się takimi sprawami, bo dzięki takim ludziom na nowo odkrywana jest historia, zdarzenia nie idą w zapomnienie. Panu również wdzięczni jesteśmy za pamięć i poświęcenie czasu sprawie, która jest częścią naszej regionalnej historii. Serdecznie dziękuję za poświęcony czas.

Z panem Czesławem Grzaną rozmawiał Zbigniew Machelak

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Wojtek
11 lat temu

Ciekawa osobowość, interesujący cykl wywiadów. Czy moglibyście włożyć już na portal ostatni artykuł p. Machelaka o firmie Alfreda Kupke?