Wieruszowski Podróżnik

Wywiad z Panem Piotrem Grądzielem, geografem, podróżnikiem, miłośnikiem historii ulic i kamienic dawnego Wieruszowa.

Przedstawiamy Państwu kolejną osobę, która urodziła się w Wieruszowie, jest nią znany geograf, magister Piotr Grądziel, którego pasją są podróże geograficzne i poznawanie świata. Urodził się w Wieruszowie, tutaj uczęszczał do Szkoły Podstawowej i Liceum Ogólnokształcącego, a następnie ukończył Uniwersytet Wrocławski. Drugą jego wielką pasją jest fotografia. Napisał Sagę Rodu Grądzielów. Niedawno przebywał w Wieruszowie, gdzie odtwarzał wieruszowskie kamieniczki. W formie rysunku przedstawił jakie są dzisiaj i jakie były dawniej. Jego prace znajdą się w monografii Wieruszowa.

Poprosiliśmy Pana Piotra, aby podzielił się z czytelnikami Ilustrowanego Tygodnika Powiatowego wrażeniami z licznych podroży, opowiedział o swojej pasji fotografowania i podróżnika oraz o życiu w dawnym Wieruszowie.

„Nigdy nie potrafiłem usiedzieć na jednym miejscu. W czasach liceum na rowerze poznawałem okoliczne wioski, m.in. Węglewice, Czastary, Walichnowy, Ochędzyn…. Zawsze przed wyjazdem do danego kraju staram się dużo czytać o nim, zwłaszcza interesuje mnie co jest warte zwiedzenia, kultura, ludzie i ich zwyczaje, co jest niewskazane i źle widziane w danym kraju…”– mówi o sobie znany globtroter Pan Piotr Grądziel.

Wieruszów miasto mojego dzieciństwa i młodości. Miasto, które tętniło życiem. Miasto, które dziś uciekło od ukochanej rzeki Prosny. Miasto, które już odeszło i ludzie, którzy w bliższym czy dalszym pokoleniu stanowili jedną rodzinę. Odeszły w przeszłość spływy kajakowe do Kalisza i na Kamienny Upust, imprezy z okazji Dni Morza, kuligi i zimowe życie na zamarzniętej niekiedy do metrowej grubości Prośnie, te targi autentyczne, a nie namioty z chińszczyzną. Chciało by się powiedzieć za słowami piosenki M. Rodowicz „Dawne życie poszło w dal”, a nawet tych targów końskich żal. Ach ta nostalgia”w słowach Pana Piotra przejawia się tęsknota za miastem i rzeką dzieciństwa.

Z Panem Piotrem Grądzielem rozmawia

Anna Świegot

AŚ. Witam Pana na łamach naszej gazety! Bardzo dziękuję za przyjęcie naszego zaproszenia. W Wieruszowie jest Pan znany z tego, że opracował Pan drzewo genealogiczne Rodu Grądzielów. Opracował Pan także rekonstrukcję ulic i kamienic Wieruszowa. Wiemy, że jako geograf odbywał Pan liczne podróże po bliskich i dalekich krajach. Bardzo proszę opowiedzieć naszym Czytelnikom o tych swoich pasjach. Zacznijmy od początku…Proszę nam powiedzieć gdzie i kiedy wyjechał Pan po ukończeniu naszego liceum?

PG. Kiedy wyjechałem z Wieruszowa?

Jestem rodowitym Wieruszowianinem od ponad dwustu lat. Tu chodziłem do przedszkola przy ulicy M. Kopernika (obecnie już go nie ma). Tu ukończyłem szkołę podstawową przy ulicy Szkolnej oraz uczęszczałem do liceum ogólnokształcącego. Byliśmy pierwszym rocznikiem, który w 1963r. maturę zdawał w nowej szkole LO im. M. Kopernika. Po zdaniu matury dostałem się na Uniwersytet Wrocławski na kierunek – geografia. I to było pierwsze, ale nie całkowite rozstanie się z ukochanym miastem. W czasie studiów bardzo często przyjeżdżałem do Wieruszowa. Tu żyli moi rodzice przy ul. Nadrzecznej 19, tu byli moi przyjaciele, z którymi spotykaliśmy się nie tylko w czasie ferii czy świąt, ale również w niedziele i święta. Stanowiliśmy wspaniałą paczkę. Po ukończeniu studiów podjąłem pracę w Przedsiębiorstwie Geologicznym w Katowicach. Równocześnie zrobiłem studia podyplomowe na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie na kierunku geologii. Miałem zamiar wyjechać służbowo do Peru. W tym czasie była potrzeba udokumentowania złóż węgla w rejonie Ojon i Alto Czikama (wysokość od 4200 – 5100 m n.p.m.). Niestety kłopoty zdrowotne uniemożliwiły mi ten wyjazd. W czasie pracy w Katowicach utrzymywałem nadal kontakt z Wieruszowem nawet po śmierci Rodziców.

AŚ. Proszę nam powiedzieć, gdzie Pan teraz mieszka?

PG. W czasie pracy w Katowicach już od 1972 roku zacząłem jeździć na wycieczki. Najpierw do Związku Radzieckiego, a potem cały świat. W czasie wycieczki po Grecji w 1977r. poznałem wspaniałą współtowarzyszkę życia również pasjonatkę poznawania świata i po ślubie zamieszkaliśmy u jej rodziców w Opolu, gdzie żyjemy do dziś i podróżujemy dalej po świecie.

AŚ. Proszę nam opowiedzieć o Pańskim zainteresowaniu ulicami i budynkami dawnego Wieruszowa?

PG. Jak wspomniałem byłem cząstka tego miasta. Już w dzieciństwie w czasie zabaw w chowanego czy w zdobyte, chowałem się niekiedy dalej niż była wyznaczona granica. Był to obręb ulic: Nadrzeczna, Kilińskiego, Zamkowa do Rynku. Ja uciekałem nawet na Podzamcze lub „Za miasto”. W dzieciństwie pasłem krowy, gdzie mieliśmy łąki w Mysznarach, Krzewiu, Porąbkach, na Klinie, Kośmierce, czy jesienią na drugiej stronie Prosny na łąkach magistrackich. Przy „koszerni” (nasza nazwa mykwy) mieliśmy bazę w czasie kąpieli letnich oraz „tunele” w krzakach na Zamku. Zimą rzeka była dla nas lodowiskiem. Jak Pani redaktor widzi byłem cząstką tego miasta, znałem je wyjątkowo dobrze jak mało który rówieśnik. Pamiętam jak raz w grze w klipę, robiąc podwójne (odbijanie paletką kostki) wyprowadziłem kolegów, aż do Mysznar. W czasie nauki w szkole średniej i w czasie studiów nasza paczka miała dwa miejsca balowania i wspólnej nauki; u mnie w pokoju na strychu i u Wojtka Magotta na górze. W czasie studiów spotykaliśmy się najczęściej w „Eldorado” i „Bursztynowej” ,a kończyły się „U Nasiadka”. Tu się czuło że człowiek żyje to było takie znane, takie swojskie. To było moje miasto. Druga przyczyna więzi z miastem to rodzina. Gdy żył dziadek Stanisław w wigilię cała rodzina spotykała się u dziadka .Dziadek mieszkał przy ulicy Wieluńskiej. Niekiedy było nas 30-40 osób, starszyzna prowadziła rozmowy, młodzież objadała się orzechami. Życie mojego dziadka to też kawałek historii miasta. Żył 91 lat. Miałem wspaniałych Rodziców, Którzy mnie rozumieli i nie krępowali mojego umiłowania do wolności i własnych poglądów. Tu żył mój brat Stanisław, a u nas więzi rodzinne były zawsze bardzo silne. I to wszystko ciągnęło mnie do Wieruszowa.

AŚ. Skąd się wzięła potrzeba zbierania materiałów o Rodzie Grądzielów?

PG. Człowiek powinien żyć przyszłością, ale nie można zapominać o swoich korzeniach. Mnie już od dawna interesowała historia rodziny, od strony ojca i matki. Dopiero po przejściu na emeryturę, mając czas, mogłem się temu poświęcić. Zabawa ta jest czasochłonna i kosztowna oraz wymaga cierpliwości. Często relacje ludzi są sprzeczne i trzeba je weryfikować. Podstawowym źródłem są archiwa, urzędy (do 100 lat wstecz), kancelarie parafialne, cmentarze oraz opowieści rodzinne.

W czasie tych prac okazało się, że przekazywane przez rodziców historyjki rodzinne potwierdziły się w dokumentach. Tak doszedłem do pierwszych protoplastów rodziny Grądzielów, Jakuba i Joanny małżonków z Czeladzi (początek XVIII wieku) oraz ich wnuka Pawła, który jako dwudziestojednoletni młodzieniec zaciągnął się jako jegier do „Wirtemberskiego Regimentu Jazdy” stacjonującego w latach 1800 – 1806 w Wieruszowie. Tu w 1800 roku wziął ślub z Katarzyną Adamską. Tak nasz ród znalazł się w Wieruszowie. Równie od strony rodziny mamy mówiło się, że jesteśmy spokrewnieni z rodziną Leszczyńskich. Też okazało się, żeostatni protoplasta do którego dotarłem miał żone Justyne Leszczynską. Ojciec nie mówił zbyt wiele o pobycie w obozach jenieckich i pracy przymusowej u Niemca w czasie wojny. Odnalazłem w których obozach przebywał, jakie miał numery obozowe i gdzie pracował u rzeźnika w Srokowie k/Kętrzyna. Budynek stoi do dziś. Warto więc grzebać w dziejach rodziny. Zrobiłem już zjazd rodzinny Grądzielów i Ziętkiewiczów. Okazuje się że młodzi po takim spotkaniu zainteresowali się dziejami rodu.8. Jak już wcześniej nadmieniłem, do Wieruszowa wracam zawsze na groby rodzinne w czasie Wszystkich Świętych i kilka razy w roku. Z każdym przyjazdem znika jakaś część mojego dzieciństwa i młodości. Przykładowo pierzeja południowa Rynku. Nic ze starych domów nie pozostało, czy część pierzei zachodniej. Na miejscu pięknego budynku apteki czy domu Plewińskich postawiono jakieś paskudztwa. Moja ulica Nadrzeczna też się zmieniła. Na miejscu drewnianego domu Płotków stoi murowany dom, a dom Lendów zieje pustką palcu. Jak zmieniły się Baraki, gdzie zniknął Bindorz i moje przedszkole oraz część ulicy Warszawskiej, Pasternik, jak zmieniał się park w Rynku. Zniknęły również ruiny koszerni, (mykwy), ruiny zamku, przystań. To zmobilizowało mnie do odtworzenia na podstawie starych zdjęć tych ulic sprzed II wojny i zaraz powojennych. Również chciałem ocalić od zapomnienia zdjęcia z tamtych lat, ulic i ludzi. Starzy Wieruszowiacy odchodzą. Jeszcze żyje garstka 60-cio 80-cio latków, którzy mogą ocalić dla potomnych Wieruszów XX wieku. Starszymi dziejami zajmuje się od lat Jerzy Maciejewski. Wiem, że są liczne przypadki niszczenia starych zdjęć po śmierci rodziców przez ich potomków, ponieważ zdjęcie są nieopisane i oni nie wiedzą kto na nich jest, wiec je niszczą. Uważam, że w szkołach powinno się podjąć próbę przynoszenia takich zdjęć i ich skanowanie. Dzięki moim działaniom mam dzisiaj zdjęcie dziadka Stanisława z odznaką za odwagę, którą otrzymał za uratowanie z płomieni Józefę Skupień z d. Czechlowską w czasie ostrzału Wieruszowa 23.06.1919r. przez Granzschutz, zdjęcie domu dziadka Stanisława na rogu ul. Piłsudskiego (Warszawska) 21, Błotna (Buczka) który został zniszczony 1 i 2 września 1939r, zdjęcie dziadka z rajcami miejskimi z lat trzydziestych XX wieku. Na podstawie już dostępnych mi zdjęć odtworzyłem dość dokładnie przedwojenną ulicę Warszawską stroną południową i północną od Rynku do ulicy Buczka i 19 stycznia, ul. A. Mickiewicza stronę północną, Rynek pierzeję wschodnią i południową. To były domy które zniknęły w czasie wojny lub jak w Rynku część, która się zachowała została dzisiaj zabudowana w ostatnich latach. W pozyskiwaniu zdjęć znacznie pomaga mi mój bratanek Ireneusz, reprezentujący już siódme pokolenie Grądzielów urodzonych w Wieruszowie. Ostatnie dwa lata wyjazdów do Wieruszowa poświęcone były dokumentowaniu miejsc współczesnych i zestawianiu ich z dawnymi zdjęciami (np. przedstawione poniżej).Z lewej; ulica Nadrzeczna od nr. 17do 27 z 1961 r. i poniżej z 2012r. Pierwszy za murowanym domem to dom w którym się urodziłem nr. 19. Zdjęcia z prawej strony; ulica Piłsudskiego (Warszawska) z lat 30-tych.. Z lewej strony ulicy, z balkonem, kamienica mojego dziadka Stanisława nr.21.,a z prawej dom Olbrychów i Wesołowskich obecnie Damasiewiczów. Poniżej Warszawska z 2012 roku. Gdyby Wasza gazeta była zainteresowana małymi reportażami o mieście takimi jak się już ukazywały w gazecie np. Z Magaja o TKKF-ie, H. Bylki o czasach dzieciństwa i młodości w mieście, o miejscach i ludziach których już nie ma, chętnie włączę się do tego. Takie reportaże prowokują innych do uzupełnienia wiadomości o przeszłości miasta, nanoszenia poprawek, uściśleń. Przecież jesteśmy omylni i tylko przez pamięć zbiorową można opisać dokładniej dzieje miasta w ostatnim wieku. Ocalmy to od zapomnienia. Będzie to również przyczynek do opracowania monografii miasta, do poznania najmłodszych dziejów miasta przez ich obecnych obywateli, którzy tu osiedli w ostatnich latach.

Z wykształcenia jest Pan geografem, dlatego zrozumiała jest Pana pasja poznawania świata. Czytelnicy są zainteresowani jak to poznawanie świata się zaczęło?

PG. To nie jest tylko sprawa wykształcenia. Pasję poznawania świata życia innych ludzi, architektury, przyrody miałem od dziadka. Jak wyżej już opisałem w dzieciństwie poznałem rodzinne miasto. Nigdy nie potrafiłem usiedzieć na jednym miejscu. W czasach liceum na rowerze poznawałem okoliczne wioski, m.in. Węglewice, Czastary, Walichnowy, Ochędzyn. Jeździłem na zawody lekkoatletyczne międzyszkolne do Wielunia i Praszki (400m – moja dyscyplina). W LO nasza X klasa nawiązała współpracę z LO z Kępna i Lututowa. Z Prof. K. Ziętarą byliśmy w Tatrach i Krakowie i tak rosła ciekawość świata W czasie przepięknych studiów miałem 7 praktyk w różnych częściach Polski. Gdy pracowałem w Katowicach mieliśmy prężne koło PTTK i jak wspomniałem od 1972r. zacząłem zwiedzać świat. Nie cierpiałem wczasów pobytowych. Po kilku dniach już mnie nosiło, ponieważ zdążyłem poznać najbliższą okolicę. Jak już wcześniej nadmieniłem najpierw był to Związek Radziecki (nigdy z tzw. Pociągiem Przyjaźni), a potem reszta świata. Zawsze przed wyjazdem do danego kraju staram się dużo czytać o nim, zwłaszcza interesuje mnie co jest warte zwiedzenia, kultura, ludzie i ich zwyczaje, co jest niewskazane i źle widziane w danym kraju. Nawet warto przeczytać powieść, która wprowadza nas w nastrój, kulturę danego kraju. Przeraża mnie chamskie zachowanie wielu turystów z Polski, którzy zwłaszcza w krajach biedniejszych „wchodzą z kopytami” do czyjegoś domu bez pytania i robią zdjęcia lub bez pozwolenia albo bez zapłaty jeżeli tego wymaga osoba, robią jej zdjęcie. Zawsze moja żona Barbara i ja uważaliśmy że lepiej inwestować w siebie niż w rzeczy materialne, które zawsze można stracić, a wspomnienia pozostają, człowiek się dokształca i poszerza swoje horyzonty.

AŚ. Proszę powiedzieć które kraje świata zrobiły na Panu największe wrażenie?

PG. Pytanie dość trudne, bo to nie dotyczy tylko kraju. Często wyjeżdżamy żeby zobaczyć jakiś cud natury czy obiekt kultury materialnej, obrzędy i obyczaje. Nie można porównać wspaniałej Tadż Mahal, Borobudur, kompleksy budowli i kultury Mezoameryki czy Inków, z kulturą Tybetu, Nepalu, Chin, Jemenu czy Iranu. Jak można określić co jest bardziej fascynujące: Wodospady Iguazu, Gejzery El Tatio, cielący się lodowiec Perito Moreno (ściana 60m wysokości), Park Narodowy Bromo – Tengger – Semeru czy Himalajów lub serce Australii – Uluru zmieniający barwy o wschodzie i zachodzie słońca. A z przyrody np. Park Narodowy Chobe od Masaja – Mara, Ngorongoro, Parku Narodowego Komodo z potężnymi waranami czy Park Wysp Galapagos lub Puszczę Amazonii. Czy da się porównać spokojne życie ludzi z Laosu, z ludem Taradżąn na Sulawesi (Celebes) a zwłaszcza obrządek związany z pogrzebem i ich cmentarze, czy życiem plemion południowej Etiopii. Jak zaskakująca jest Japonia z super nowoczesnością i poszanowaniem starej tradycji. A wierzenia i obrządki religijne? Chrześcijan, Żydów, wyznawców różnych odłamów islamu, buddyzmu, sintoizmu, hinduizmu, wierzeń ludów prymitywnych, contemblo czy jedynej dzisiaj religii która powstała w Wietnamie tj. kaodaizmu. Widziałem obrzędy pogrzebowe wyznawców hinduizmu w Waranasi, u Taradżan, izraelitów, wyznawców islamu jak również i śluby wyznawców różnych religii. Te rzeczy są nieporównywalne i każde zdarzenie jest inne, fantastyczne. Może jest jedyne miejsce które wciąga, to Afryka Południowa i Wschodnia ze swoją jeszcze dziką przyrodą i tymi bezkresnymi przestrzeniami bez człowieka. Coś w tym jest.

AŚ. Jakie są Pana plany na kolejne lata życia?

PG. Obecnie jesteśmy w żoną na emeryturze. Jej emerytura wystarcza na życie, moja na wojaże. Od paru lat planowo i dość dokładnie zwiedzamy Polskę przed lub po sezonie (wszystko tańsze) oraz raz do roku jedziemy w świat. Aktualnie bardzo dużo czasu zajmuje mi dalsza praca nad kroniką rodu Ziętkiewiczów oraz Wieruszów miasto mojego dzieciństwa i młodości. Miasto które tętniło życiem. Miasto które dziś uciekło od ukochanej rzeki Prosny. Miasto które już odeszło i ludzie, którzy w bliższym czy dalszym pokoleniu stanowili jedną rodzinę. Odeszły w przeszłość spływy kajakowe do Kalisza i na Kamienny Upust, imprezy z okazji Dni Morza, kuligi i zimowe życie na zamarzniętej niekiedy do metrowej grubości Prośnie, te targi autentyczne, a nie namioty z chińszczyzną. Chciało by się powiedzieć za słowami piosenki M. Rodowicz „Dawne życie poszło w dal”, a nawet tych targów końskich żal. Ach ta nostalgia.

A.Ś. Pięknie dziękuję za wywiad, rozmowę, sądzę, że jest to początek naszej współpracy. Czytelnicy są zainteresowani losami mieszkańców Wieruszowa, którym przyszło żyć i pracować poza naszym miastem.

PG. Serdecznie wszystkich pozdrawiam. Piotr K. Grądziel.

Z Panem Piotrem Grądzielem geografem, podróżnikiem rozmawiała

Anna Świegot

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Z
11 lat temu

Piotrze dziękuję za wspomnienia,myślę ze jeszcze napiszesz coś więcej z życia młodych mieszkańców dzielnicy Rynek jak pięknie potrafili spędzać czas nad Prosną.Myślę że warto przypomnieć młodym ludziom jakie były organizowane zawody sportowe nad naszą Prosną.Pozdrawiam