Wrzesień 1939 rok we wspomnieniach Czesława Grzany (l.93)

Ostatnie dni sierpnia, prawie zawsze skłaniają nas do refleksji nad tym co stało się 1 września 1939r. Czy chcemy, czy też nie, temat ten zawsze jednak powraca. Na terenie naszego powiatu, jak i sąsiedniego wieluńskiego szczególnie tragiczne są te wspomnienia pierwszych dni II wojny światowej. Coraz mniej też jest już ludzi pamiętających ten tragiczny czas. Jedną z takich osób pamiętających i uczestniczących w tych wydarzeniach jest Pan Czesław Grzana z Parcic w gminie Czastary.

„Wybuch wojny zastał mnie w Parcicach. Miałem wówczas 20 lat i mieszkałem z rodzicami. Pamiętam dokładnie nie tylko ten dzień 1.09.1939r. oraz ostatnie dwa tygodnie sierpnia przed wybuchem tej strasznej wojny” – mówi pan Czesław Grzana

Z Panem Czesławem Grzaną rozmawia Zbigniew Machelak

ZM. Skąd wiadomo było, dla Was, młodych ludzi, tu w Parcicach, że nadciąga nieuchronnie wojna?

CG. Od paru tygodni, w sierpniu 1939 r. głośno się o jej wybuchu mówiło. Nie znano tylko daty, kiedy ona wybuchnie. W połowie sierpnia 1939r murarze przerwali prace przy budowie nowego budynku szkolnego. O wojnie pisała prasa, mówiono przez radio, które niewielu mieszkańców Parcic posiadało. A było ono wyłącznie na słuchawki (detektor) i z kryształkiem. Głośnikowe radio w Parcicach było wówczas nie znane. Myśmy posiadali takie słuchawkowe radio.

ZM. Pewnie też toczyły się na ten temat rozmowy?

CG. Pamiętam jak dwa dni przed wybuchem wojny 30 i 31 sierpnia 39r. wieczorami przy księżycu spotykaliśmy się w grupie 9-10 osób-moich rówieśników: Kowalik Czesław(1920), Ostrycharz Edward (1916), Borkowski Stanisław (1920), Zychla Tadeusz (1916), Zychla Lucjan (1917) i ja oraz kilku innych.  Wśród nas był też kierownik szkoły pan Sroczyński Józef. Wyłącznie rozmawialiśmy o nadciągającej wojnie. Nikt nie wiedział jaki będzie miała przebieg oraz jakie będzie miała skutki.

ZM. Czy widać było już wtedy jakieś militarne przygotowania ze strony Polski?

CG. Tak. 29 sierpnia  było już w Parcicach Wojsko Polskie. Ułani I Pułku Korpusu Ochrony Pogranicza, których konie przetrzymywane były w stodołach na klepiskach zasłanych grubą warstwą słomy. Do obrony Parcic skierowano Wieluński I Batalion Obrony Narodowej. 31 sierpnia zajęli stanowiska bojowe, a kwatera dowództwa i oficerowie kwaterowali u pana Ochędzana Jana w Parcicach.

ZM. Jak wyglądał 1 września 39 r. w Parcicach?

CG. Nadszedł mglisty poranek 1 września. O świcie słychać było wybuchy pierwszych bomb lotniczych w Wieluniu. Początkowo nie było wiadomo czy to bomby czy strzały artyleryjskie. Ale wiedzieliśmy, że wojna się rozpoczęła.

ZM. Czy był pan świadkiem jakichkolwiek walk w rejonie Parcic?

CG. Nie. Co dokładnie działo się w Parcicach w dniu 1 września nie wiem, bowiem sołtys Krawiec Józef wyznaczył ojca, a ojciec z kolei mnie z koniem swoim i sąsiada Zagórnego Władysława na podwodę do dyspozycji wojska cofającego się pod naporem Niemców. Pod wieczór tego dnia wraz z wojskiem dojechałem do Niemojewa koło Lututowa. Prędzej jednak na krótkim postoju koło Kątów Walichnowskich znalazł mnie sąsiad z Parcic kolega Strzelczyk Kazimierz i od niego dowiedzieliśmy się, że ludność Parcic jest spakowana na wozach celem ucieczki przed frontem niemieckim w głąb Polski. Moi rodzice też byli spakowani, ale nie mieli konia. Bez dłuższego namysłu – przy niewielkim sprzeciwie żołnierza, który ze mną jechał podwodą odprzęgliśmy naszego konia z zaprzęgu i kolega Strzelczyk poprowadził go ojcu do Parcic. Jak się potem okazało rodzice tą furmanką dojechali do Naramic i tam dopadł ich front. 3 września wrócili do Parcic.

ZM. Co dalej działo się na Waszej furmance i jak wyglądała droga na Złoczew?

CG. Jechaliśmy dalej drogą zapchaną przez uciekinierów i wojsko. Tak dojechałem do Wrońska k. Sieradza. Nadleciały samoloty niemieckie i zaczęły bombardować drogę. W wyniku tego straciłem konia i wóz. Samotnie uciekając przed Niemcami doszedłem pieszo do Warszawy, gdzie przebywałem od 13 września do kapitulacji w dniu 29 września. Brałem udział w obronie Warszawy w Batalionach Robotniczych. Ale to długa historia. Do Parcic powróciłem 2 października.

ZM. Czy z tej wrześniowej opowieści może pan nam opowiedzieć coś na temat walk w Krajance?

CG. O walkach w Krajance dowiedziałem się w lasku za Złoczewem od żołnierza, który uczestniczył w tych walkach. Mówił o zabitych ale nie znał ich liczby. Później dowiedziałem się, że było ich sześciu. Z relacji świadka ich pochówku kolegi Edwarda Góreckiego z Parcic, który o tym zdarzeniu odnotowanym w mojej biografii na str.718 i 719 (księga IV) opowiedział i potwierdził własnym podpisem „… ci zabici przeleżeli na polu walki 6 dni i dopiero 7 września zostali przewiezieni na cmentarz w Czastarach. W tym dniu 7 września pan Górecki Edward z Potomskim Feliksem jadąc z Czastar na rowerach zauważyli na cmentarzu w Czastarach jakiś ruch. Poszli tam i zobaczyli jak brat zabitego Stefana Zimocha Stanisław Zimoch ze swoim szwagrem Stanisławem Wróblewskim kończyli kopanie mogiły, jednej dla wszystkich sześciu. Ułożyli ich wszystkich do tego grobu bez trumny, jeden obok drugiego i zasypali ziemią. Była to praca niemiła, gdyż ciała już się rozkładały. Walki w Krajance zostały szczegółowo opisane przez Narcyz Klatkę w książce „Wieluński Wrzesień 1939”. Walki na tym odcinku trwały ponad 3 godziny od 17 do 20.Wg relacji  naocznych świadków  jak ppor. Zenon Polak pierwszy zginął dowódca kompani Wiktor Sas z Wielunia, który podniósł się usiłując poderwać pluton do ataku. Po nim dowództwo objął ppor. Tadeusz Zajdel dowódca 2 plutonu, który wkrótce ugodzony został kulami wroga i zginął na miejscu. Potem dowództwo objął ppor. Zenon Polak dowódca 3 plutonu, który przeżył i który brał udział w poświęceniu i odsłonięciu pierwszego pomnika w dniu 14 09.1966r.

ZM. Czy to jedyni zabici i jedyne straty jakie ponieśliśmy w tej bitwie.

CG. Prócz 6 zabitych (Sas, Zajdel, Dębski, Drezner, Zimoch i 1 bezimienny było jeszcze około 10 rannych. Byli to: między innymi Franciszek Mika z Wieruszowa, który jako sanitariusz próbował ratować W Sasa, Ferdynus, którzy zostali przez mieszkańców wsi Ławki Adama Gaja zabrani z pola walki i odwiezieni do swoich domów. Część została zabrana przez sanitariuszy i dowieziona do szpitala w Sieradzu, tylko jeden z nich ciężko ranny nauczyciel z Białej rodem z Nietuszyny podchor. Wincenty Kowalski pozostał na polu walki do 5 września, kiedy to mieszkaniec Krajanki Jan Głowacki odnalazł go na wpół żywego i zabrał do swojego domu wraz  ze Szczepanem Waznerem. Oni powiadomili rodzinę, która zabrała go do domu.

ZM. Czy to już koniec wrześniowej opowieści, a „epizod  warszawski”?

CG. Jeżeli chodzi o mnie, to pierwszy miesiąc okupacji w połowie spędziłem go w ucieczce a od 13 do kapitulacji Warszawy brałem udział w obronie Warszawy w Batalionach Pracy. Naszą kwaterą była szkoła na zapleczu ulicy Hożej Nr.13. Budynek ten cudem ocalał. Odwiedziłem ten budynek dwukrotnie, pierwszy raz w 1949 roku a drugi w 1991 roku .Wtedy w budynku było przedszkole.

ZM. Dziękuję panu za rozmowę. Szczególnie ważną dla czytelników jest przybliżona  przez pana wojenna tułaczka w początkowych dniach września. Do tych ciężkich i tragicznych dni musimy powracać, by pamięć o tym trwała. To część naszej historii, regionalnej historii. Jeszcze raz dziękuję.

Z Panem Czesławem Grzaną rozmawiał

Zbigniew Machelak

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments