Trochę humoru na długie zimowe wieczory. Jak się piło w PRL-u !

Z cyklu „Jak się piło w PRL-u!”

Posłużę się rozmową redaktora Pawła Smoleńskiego z pisarzem Januszem Głowackim a także własnymi obserwacjami i wspomnieniami z tamtych lat.

Kto pił? A kto nie pił! Piła klasa robotnicza, inteligencja pracująca, młodzież, rządzący i rządzeni, pili dyrektorzy i prezesi, żulia piła i biła. Oto słynny dowcip z budowy: „Panie majster, która godzina?- A wiesz, że ja też bym się napił.”


Z czego się piło?
W restauracjach rzadko z kieliszka, raczej z literatki- setka, przy „rzutach „ przechodzono na szklanki- 2 setki. W innych miejscach, gdy brakowało tzw. „podzielnika” pito po prostu z „gwinta”.

Gdzie pili i co pili? Gdzie Bóg dał, czyli wszędzie. Grupa z kasą piła rosyjski koniak, Winiak, Jarzębiak, Soplicę, Żytnią, Wyborową z niebieską albo z czerwoną kartką. W lepszym towarzystwie sięgano po Egri Bikaver, Mistellę i Adwokat, wysokie uznanie miał Polonez. Grupa z dorywczymi przychodami raczyła się najczęściej winem- Alpaga albo winem marki wino, czasem białą Vistulą. Ci co zeszli bardzo nisko pili wodę fryzjerską na łupież. Piło się ją z tak zwanych pykówek, buteleczek, które miały bardzo wąziutkie szyjki. Podnosiło się ją, odchylało głowę do tyłu, potrząsało buteleczką a ona robiła „pyk, pyk, pyk”.
Janusz Głowacki zapamiętał taką scenę z drogerii na Krakowskim Przedmieściu: Weszli trzej klerycy i poprosili o dwadzieścia buteleczek wody brzozowej, a sprzedawczyni życzliwie: „O, widzę, że jakieś większe przyjęcie się szykuje”.

Niektórzy doszli do najniższego szczebla trunków- denaturatu zwanego oślepkiem. Pito też oczyszczoną benzynę lotniczą a nawet czeską politurę.
W bramach, zaułkach, w parkach, mając najczęściej jeden „podzielnik” rozlewano na bulgoty, po to, żeby każdy wypił tyle samo. Powtarzali- „dwa bulgoty, trzy bulgoty” a w tym czasie delikwent lał w siebie tak długo, ile trwało wypowiedzenie tych dwóch słów.

Teraz przeskoczę wyżej. Ci z KC czy KW PZPR pili sporo na tzw. kursokonferencjach, mieli swoje zamknięte ośrodki. Nad bufetami w tych ośrodkach można było przeczytać napisy: „Żeby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej.” albo „Wspólną pracą zbudujemy socjalizm”. W sejmie, nie tak jak dzisiaj, można w czasie obrad pić w sejmowej restauracji, oj tak nie było. Posłowie z Warszawy wnosili na obrady wódkę w butelkach po wodzie sodowej, a pod koniec dnia spadali z poselskich stołków. Kiedyś posłowie z Katowic złożyli interpelację do laski marszałkowskiej, że „im się nie podaje alkoholu a towarzyszom z Warszawy tak”.

Po wypiciu robiono też sobie różne kawały, a oto kilka z opowiadań Janusza Głowackiego. Sporo pili artyści w domach pracy twórczej. Kiedyś postanowili zażartować z kolegi. Na noc wystawili przed drzwi pokojów puste butelki po wódce, a jemu powiedzieli, że tu z gorzałą jak z mlekiem, rano zabiorą pustą butelkę a postawią pełną. Rano oczywiście butelki nie było, więc kolega na kacu zrobił piekło personelowi, że go źle traktują.

Będąc po dużej wódce najczęściej wracało się taksówką. Szczególnie w dniach wypłaty nie można było dopchać się do taksówki. Łebki ratowali sytuację. Kiedyś Himilsbach, opowiada J. Głowacki, podszedł mocno napity do kolejki na postoju i zapytał: „Kto do Śródmieścia?’ parę osób się zgłosiło. Idą z Himilsbachem i idą, przeszli już spory kawałek drogi, w końcu jeden pyta: „Gdzie pan ma ten samochód?- Nie mam- odpowiedział Janek- ale nie chce mi się iść samemu”.

Trochę o restauracjach. Do alkoholu należało zamówić zakąskę. Co serwowały restauracje? Siny tatar, zielone jajko w majonezie, galaretka z nóżek, ponury śledzik w oleju lub śmietanie z cebulką, koreczek z żółtego sera. Istniały w restauracjach sale bezalkoholowe, najczęściej tylko z nazwy. Często spotykało się pijanych kelnerów, którzy gardzili klientami, bywało, że kelnerzy bili swoich gości, potem dzwonili po milicję, która zawsze rację przyznawała kelnerom. Można się było poskarżyć w książce skarg i wniosków. Kiedyś kelner poproszony o taką książkę zniknął na jakieś 15 minut a potem wrócił i z anielską miną mówi: „Książka zażaleń jest, ale w reperacji”.

Kiedy zamykano restauracje bywało, że niedopici szli na metę. W Warszawie szli na Brzeską, na Ząbkowską, czy na Plac Zbawiciela, gdzie całą noc siedziały kwiaciarki i w kubłach z tulipanami trzymały flaszki. Taka wódka była zawsze w dobrej temperaturze.

W Wieruszowie kwiaciarek nie było, ale z zakupem wódki na mecie nie było żadnego problemu. Milicja nie zwracała większej uwagi na mety, zresztą też często z nich korzystała. Polowała raczej na większą kasę- na pijanych kierowców. Kiedyś załogi dwóch milicyjnych radiowozów pobiły się pod Bristolem, ponieważ do mercedesa wsiadł pijany Niemiec.
Mówiono, że wódka uczłowiecza. To z całą pewnością, ale też odmózgawia. Jakież to ciekawe toasty wznoszono przy piciu: „Po łyku dla odwyku”, „Po szklanie i na rusztowanie”, „ Jeszcze po szkopku i spotkamy się w żłobku” (w izbie wytrzeźwień), „ No to chlup w ten głupi dziób”, „Żegnaj rozumie spotkamy się jutro”, nie zapominało się też o paniach- „Zdrowie naszych pań, bo jak nasze panie będą zdrowe, to i my będziemy zdrowi”.
Esperal- co to takiego? To tabletka wszywana w tyłek lub pod łopatkę, by nie można ją dosięgnąć i wydłubać. Opowiadano, że jak się po tym napije to można umrzeć.

Kiedyś z kolegą, w naszym Wieruszowie, poszedłem do stolarza, który robił mu stolik pod telewizor. Majster mówi, przyjdźcie za pół godziny to będzie gotowy, nie będziesz płacić, przynieś tylko litr wódki. Był niesamowity upał, więc w warsztacie majster i jego pomocnik pracowali bez koszul. W pewnym momencie zauważyłem, że majstrowi spod łopatki sączy krew, pytam, gdzie się skaleczył, a pomocnik odzywa się w te słowa: przecież poszliście po wódkę więc musiałem majstrowi dłutkiem wydłubać esperal.

Teczki. W PRL modne było noszenie teczek, wszyscy je nosili ( to na wzór radziecki), urzędnik, robotnik, prezes. Wchodziło się do lokalu i żeby nie zamawiać zakąski, zamawiało się oranżadę i do szklaneczki dolewało się alkohol z teczki. Gdy alkohol zaczęto sprzedawać od godziny 13.00, pod sklepem ustawiali się panowie bardzo często w krawatach z teczkami w ręku. No i czy nie warto było nosić teczek?

Czy ktoś nie pił? Co to znaczy nie pił; chory był na przykład.

Raz na bazarze mówi J. Głowacki- chciałem kupić wódkę, a facet się pyta, ile butelek, ja mówię, że jedną: „ A co, pan jest chory?” Peerelowskie picie było często do dna do zatracenia.

Wieruszowskie restauracje „Bursztynowa”, „Zamkowa”, „Parkowa” w godzinach od 15.00 do 22.00 miały najczęściej komplet klientów, niektórzy nie byli w stanie wrócić o własnych siłach do domu, taksówkarze mieli pełne ręce roboty, w rodzinach dochodziło do awantur i nieporozumień.


Wódka na kartki.
Tak, jak na wiele innych produktów, wprowadzono też wódkę na kartki, ½ l miesięcznie na osobę dorosłą. I jak tu było wyprawić w polskiej tradycyjnej rodzinie jakąkolwiek uroczystość, przy tak znikomej ilości przydziałowego alkoholu. Rozkwitło bimbrownictwo- bo Polak potrafi. Mówiono, w mieście pędzi się w czajniku na wsi w parowniku. Kiedyś przychodzi do mnie kolega i mówi, Zenek zbliżają się moje imieniny, jak ja gości potraktuję tą kartkową wódką? Mówię mu, recepturę mam, dam ci materiał a ty zmontuj aparaturę. W ciągu dwóch dni aparatura była gotowa, zacier fermentował.

Zdążyliśmy. Bimber z dodatkiem rodzynek wlaliśmy do słoików typu „Twist”. Na imieniny po odcedzeniu rodzynek bimber w słoikach został wpuszczony w wiadrze do studni. Co jakiś czas panowie wychodzili na podwórze, gdzie pod orzechem raczyli się bimbrem wyciągniętym ze studni. Bimber miał kolor koniaku. Panie wkrótce rozpoznały, że te wyjścia nie kończą się na podwórkowym spacerku. Po tym odkryciu my, rycerscy Sarmaci, potraktowaliśmy panie tym wykwintnym trunkiem ku zadowoleniu wszystkich.

Och, jakie to było dobre, jeszcze dzisiaj przypominam sobie ten smak.

Może ktoś z czytelników przypomni sobie te czasy?

Zenon Magaj

Foto: Zbiory prywatne

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
7 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
pijemy coraz więcej
11 lat temu

Statystyczny Polak wydawał na alk. w roku 1978 taką samą sumę co na urządzenie i utrzymanie mieszkania, 2 razy tyle co na łącznie kulturę, wychowanie, oświatę, sport i wypoczynek. Przeciętny Polak w 1978r (łącznie ze starcami i niemowlętami) wypijał 8 litrów alkoholu (w przeliczeniu na czysty spirytus), prawie 70% w postaci wódki.
Obecnie Polska należy do 25 krajów Europy (spośród 50 należących do WHO, dla których dane były dostępne) o spożyciu alkoholu powyżej średniej europejskiej, tj. 12,2 litra czystego alkoholu na osobę po 15. roku życia. W naszym kraju średnia ta wynosi 13,3 l.

pytający
11 lat temu

40 tys. na gazetę łącznik podobno przeznaczył burmistrz na rok 2013 – pytam się czy to prawda? jesli to prawda to chyba komuś bozia odebrała rozum.sprawa zdaje się śmierdzi kryminałem pomijając fakt moralności jak na filmie z wdk dopytywał burmistrz wobec wyzwisk na tugazeta odnosnie jego osoby tj. od bara..ów i bęc..ałów. co ma znaczyć ta kwota i ile przeznaczył burmistrz na inne media? czy burmistrz ma świadomośc że faworyzowaniem delikatnie nazywając to dziwne zjawisko „strzela sobie w koalno” i przekresla kariere polityczną swoja i swojej małzonki. ciekawi mnie co na to radni – czy nadal są bezradni pan przewodniczacy ktoremu nie udaje sie nadal sdyscyplinować burmistrza (skoro nie ma swojego zdania i poczucia sprawiedliwosci to niech nie startuje jak i radni ktorzy na to przyzwalaja) i wyborcy? dzielic pieniądze do „znajomków” może pan i pństwo radni ze swojego konta. skandal w biały dzień. o ile to prawdą jest. zabrakła radnego pana doktora Lisa i widzicie wieruszowianie co się dzieje, dlaczego wybieracie tych ludzi? gdyby takich radnych jak był dr Lis było chociaż kilku bylby porządek, nie byloby nigdy nepotyzmu i korupcji. poddaje to pod myslenie głębokie na te świąteczne dni. podobna sprawa ma się ze starostwem

czytajacy
11 lat temu

XIX wieczna tak walczyliscie, a kogo stac wyjechac za grancię? chyba tylko aby zarobic

czytajacy
11 lat temu

a teraz tez macie bo chcieliscie, ha ha – demokracje

Marian
11 lat temu

kurcze to były czasy…i karabin był pod ręką…