Na skrzydłach orkanu

Orkan  (1)Cztery dni kończącego się, Pierwszego Tygodnia Adwentu pędziło jak orkan, na jego niewidzialnych skrzydłach. Gdyby się dało zastosować  skalę Beauforta, to wydarzenia, sprawy, myśli może osiągnęłyby 9. czy 10. stopień. Jednakże ich bieg nie da się mierzyć miarami fizycznymi. Ale prawdziwy orkan zaczął stopniowo docierać w dolinę Prosny w czwartek.

Tymczasem w środę wieczorem, w dniu św. Barbary w kawiarence artystycznej przy Wieruszowskim Domu Kultury, wydarzyło się coś niezwykłego. W moim długim już życiu zdarzyło mi się coś takiego po raz pierwszy i może jedyny. Jadzia – geografka i poetka z mojej ulicy, która jest ‘spiritus movens’ wielu artystycznych wydarzeń w Wieruszowie, wyczarowała poetyckie spotkanie, na które zaprosiła sporo osób – z Warszawy, Poznania, Wrocławia i oczywiście z Wieruszowa. Niezwykłość tego spotkania wiąże się z felietonami, o czym kiedyś już pisałem. Otóż, wieruszowski profesor i poeta z poznańskiej politechniki – Henryk Bylka, na bieżąco czytający felietony, „wyłuskał” z nich, jak dotąd 13 wierszy. Zestawił je wraz z wybranymi felietonami i wydrukował w zeszycie, zatytułowanym „Między Prosną a Osobłogą”. Na spotkanie Jadzia zaprosiła też Stanisława Badeńskiego, aktora z Warszawy, ale rodem z Wieruszowa. Przeczytał wiersze wydobyte  z felietonów w taki sposób, że nie byłem w stanie ich rozpoznać. Uświadomiłem sobie wówczas, że ludzki język, słowo ma subtelną duszę. Ale potrzebny jest ktoś, kto ma Boży dar wejścia w głąb słowa i umiejętność ukazania ducha, który jest w słowie. Wtedy słowo ożywa, a ożywając przemienia serce człowieka i otwiera jego duchowe oczy. Pan Stanisław wszedł w duszę słowa, odkrył je i ukazał jego wnętrze. Słuchając jego recytacji dotknąłem swoim sercem innego świata, który jedynie wyczuwałem, ale teraz dotknąłem. Kolejny raz zanurzyłem się też w mądrych, egzystencjalnych, wypełnionych refleksją i zadumą wierszach, trochę balladach, wyśpiewanych przez Edwarda Ciemuchowskiego z Warszawy, który na swej zaczarowanej lirze słowo i dźwięk połączył w jedno. Spotkanie wypełnione było Bożą obecnością od samego początku. Modlitwa modlitw, śpiewana przez wszystkich – „Pater noster”, była tym początkiem. Kończyła spotkanie pieśń, którą od dziecka pamiętam i śpiewam: „Pod Twą obronę, Ojcze na niebie, grono Twych dzieci swój powierza los”. Dało się wtedy odczuć wspólnotę Bożych dzieci, zebranych w wieruszowskiej kawiarence, która swój los powierza Niebieskiemu Ojcu. „Modlitwa” Bułata Okudżawy, którą zaśpiewała pani Agata z Wieruszowa, to też dla mnie jedna z najpiękniejszych modlitw wieku młodzieńczego, która uczyła mnie pokory w czasach komunizmu. Wydarzenie w wieruszowskiej kawiarence artystycznej było dla mnie wzruszeniem, zażenowaniem i zadziwieniem. Nie sposób mi wyrazić wdzięczności dla tych, którzy wnieśli tam swojego ducha. Imię człowieka mówi o jego tożsamości, dlatego po imieniu pragnę podziękować Wam: Jadziu, Aniu i Aniu, Henryku, Stanisławie i Edwardzie, Danusiu i Wojciechu, Stanisławie, Agato, Krzysztofie, Lucyno, Tereso, Eugeniuszu, Kazimierzu, Michale. Zamykam Was w sercu i w swoich modlitwach oraz błogosławieństwie, wypowiedzianym na koniec niezwykłego spotkania.

Gdy wyszliśmy z artystycznej kawiarenki Wieruszów obsypany był białym puchem. Ten śnieżny krajobraz był jak symbol ciszy, pokoju i piękna. Następnego jednak dnia po śniegu nie było już śladu. Coraz bardziej jednak odczuwalny był zbliżający się od północnego zachodu wiatr. Wieczorem przybrał na sile, aby osiągnąć największą gwałtowność w piątek i sobotę.

Orkan  (2)Nieustający huk i łomot wciskał się przez szczelnie zamknięte okna i drzwi do wnętrza klasztoru. Jakby tysiące rozpędzonych tirów uciekało w obłędzie niedaleką obwodnicą przed niewidzialną siłą, gdzieś przed siebie, bez celu, bez myśli. Orkan Ksawery dotarł długimi ramionami znad Morza Północnego aż do Wieruszowa nad Prosnę otulając nimi wszystko po drodze. Zatrzymał się na dwa dni w przyklasztornym parku. I wtedy ten nadprośniański park zaczął falować jak wzburzone morze. Drzewa wpadły w rytm gwałtownych podmuchów i rozpoczęły tańczyć szalony taniec, wyginając się we wszystkie strony, próbując niemal wirować w tanecznej ekstazie i nieopamiętaniu. Ktoś nazwał ten huragan orkanem, aby jeszcze bardziej powiększyć grozę nie zrozumieniem nieznanego słowa, a ktoś inny nadał mu imię Ksawery. Powykręcane ramiona akacji, bezradnie kołyszące się, potężne wiązy skrzypiące z wysiłku, bezwładnie poddały się mocy wichury, wykonując obłąkańcze pląsy. Jęk, płacz, świst, szum, łomot…, szalony taniec dźwięków… Wyjące z bólu żywioły, przerażone rozszalałą potęgą niewidzialnych mocy… A poszarpane, skłębione cumulusy pędzą z zachodu; co jakiś czas, w rozdarciach i przerwach między chmurami pojawia się na chwilę słońce i ostrym światłem rozjaśnia na kilka chwil, rozszalały, tańczący, wypełniony tajemniczą mocą park. Ptaki, zagubione w wirującym, niewidzialnym powietrzu, jak pijane próbowały pokonać przestrzeń między drzewami, by dotrzeć do spokojnego miejsca w bezpiecznych zaułkach upojonego huraganem parku.

Huragany w pewnym stopniu, czasami ukazują, jakim może być wnętrze człowieka i jakim nie powinno być. Ale, uspokójmy nasze serca… Czwartego dnia – w niedzielę, w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP wiatr ucichł. Nastała głęboka cisza. Ostre słoneczne światło wypełniło parkowe zaułki. Popołudniu zaś niebo pokryły szaro ołowiane chmury i zaczął padać śnieg, wieczorem dolina Prosny spowita była delikatną, puszystą pokrywą. W kościele chór „Lira” kończył właśnie śpiewać Akatyst, ku czci Bogurodzicy. Jego strofy przez cały wieczór brzmiały nieustającym echem pozdrowień i uwielbień:                    

  „Witaj, naczynie Bożej Mądrości,

Witaj, skarbnico Jego opatrzności,

Witaj, która mędrcom wytykasz niemądrość,

Witaj, która uczonym wykazujesz nieuctwo…

Witaj, namiocie Boga oraz Słowa,

Witaj, święta ponad święte świętych,

Witaj, arko złocona przez Ducha Świętego,

Witaj, niewyczerpana życia skarbnico…”

Ale w dniu huraganu, na skrzydłach orkanu na uspokojenie serc aniołowie przynieśli piękny tekst i zarazem modlitwę św. Anzelma biskupa:

„Dalejże, marny człowieczku! Opuść na chwilę twoje zajęcia, uchyl się nieco od nawału twych myśli. Odrzuć ciążące ci troski, odłóż pochłaniające cię prace. Zajmij się choć trochę Bogiem, spocznij w Nim przez chwilę.

Wejdź do wnętrza swego serca, wyklucz wszystko, co nie jest Bogiem i co nie prowadzi do Niego. Zamknij wejście i szukaj Jego samego. A teraz, o moje serce, przemów do Boga i powiedz: Oblicza Twego poszukuję, „szukam, Panie, Twojego oblicza”. Panie, mój Boże, pouczaj teraz moje serce, gdzie i jak Cię szukać, gdzie i jak Cię znaleźć….

Jesteś moim Bogiem i Panem, a nigdy Cię nie widziałem. Tyś mnie stworzył i odnowił, i wszystko, co mam, pochodzi od Ciebie, a jeszcze nie poznałem Ciebie… Kiedy wejrzysz i nas wysłuchasz? Kiedy oświecisz nasze oczy i ukażesz nam swoje oblicze? Kiedy do nas powrócisz?… Jest nam tak źle bez Ciebie. Nic nie znaczymy bez Ciebie…

Naucz mnie, jak mam Cię szukać…! Bo nie mogę Cię szukać, jeśli mnie nie pouczysz, ani Cię znaleźć, jeżeli się nie ukażesz. Obym Cię szukał swym pragnieniem, obym Cię pragnął szukając, obym Cię znalazł miłując, a miłował znajdując”  (Św. Anzelm bp., Proslogion, rozdz. 1, Pragnienie Boga).

Posłuchajmy chociaż w pokorze zaleceń i myśli biskupa z Canterbury, sprzed tysiąca lat. Mogą nam się przydać w przemienianiu współczesnego, pokomplikowanego przez człowieka świata.

Niech dobry Bóg przez ręce Błogosławionej i Niepokalanej Matki Syna Bożego przemienia i chroni Wasze serca, obdarza je pokojem i radością. A ja serdecznie pozdrawiam wszystkich, którzy jeszcze czytają felietony i pamiętają o mnie.

Ojciec Ludwik

Wieruszów, dn. 4-8 XII 2013

viaaddeum.pl

oludwikk@poczta.onet.pl

57 (111) felieton

Ten wpis został opublikowany w kategorii Wieruszów. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments