Z cyklu „Zamyślenia Ojca Krzysztofa”

DSC03902Moja wakacyjna przygoda z Panem Bogiem.

Czas urlopów i wakacji skłania nas do zastanowienia się jak wykorzystać dany wolny nam czas, aby trochę wypocząć, oderwać się od codziennych obowiązków i mieć co wspominać. Okazuje się, że nie muszą to być jakieś egzotyczne wakacje na które często nie stać każdego. Najważniejsze aby mieć fantazję i nie bać się nowych wyzwań. Tych cech na pewno nie brakuje ludziom młodym. Otaczając opieką duszpasterską różne grupy, które o to prosiły miałem okazję poznać wielu ciekawych ludzi i doświadczyć wielu ciekawych przygód, które na długo pozostają w pamięci. Myśląc o wakacjach w roku 2012, chodziło mi po głowie popłynięcie w kilkudniowy rejs. Bardzo ucieszyła mnie propozycja harcerzy z Federacji Skautingu Europejskiego, którzy zaproponowali mi wakacyjny spływ łodzią, rzeką Odrą z Wrocławia około 300 km z biegiem rzeki. Łódź miała być nowa wiosłowo-żaglowa o długości 9m, pożyczona od ZHR. Był 2 lipca, pogodny dzień gdy o poranku zgromadziliśmy się na przystani. Okazało się, że oprócz mnie płynie 6 harcerzy. Był to pierwszy rejs tej łodzi. Łódź była tak nowa, że niestety jeszcze bez zamontowanych masztów i żagli. Na szczęście były wiosła, każde o długości 2,5 m i niezłym ciężarze własnym. Wzięliśmy więc 6 wioseł i po 3 godzinach czekania na zamontowanie kilku niezbędnych elementów wyruszyliśmy w drogę. Kolejne 4 godzinne opóźnienie było na pierwszej śluzie, która była w remoncie. Był to jednocześnie szybki kurs śluzowania łodzi, gdyż okazało się, że każdy z nas ma o tym bardzo ogólne pojęcie. Po małym zamieszaniu i kilku komendach pana obsługującego śluzę udał się. Każdego dnia była Msza Święta. Wtedy nasza łódź zamieniała się w kaplicę, a koło ratunkowe i plecaki w ołtarz. Było też półgodzinne rozważanie Pisma Świętego oraz konferencja. Oprócz tego było całodzienne wiosłowanie na zmianę z obsługiwaniem steru. Wieczorem było gotowanie na ognisku i obozowania najczęściej na jakiejś wysepce. Mieliśmy różnorodną pogodę od słońca po deszcz. Wieczorami przeżyliśmy kilka burz, z tak mocnym wiatrem, że niektóre namioty tego nie wytrzymały. Spałem w małym tzw. samorozkładającym się namiocie i czasami miałem obawę, czy w czasie burzy on nie odleci, więc trzymałem go obiema rękami leżąc na karimacie i dochodząc do wniosku, że mając nad sobą błyskawice, porywisty wiatr i przenikliwy deszcz, można rzeczywiście umocnić swoją wiarę w Opatrzność Bożą.

Po 6 dniowym spływie, bogatsi o wiele przygód i mający za sobą tą prawdziwą szkołę przetrwania dopłynęliśmy do Krosna Nadodrzańskiego, gdzie mieliśmy zostawić łódź dla kolejnej grupy harcerzy płynącej dalej w kierunku morza.

Zmęczeni, ale bogatsi o wiele doświadczeń, wiele pięknych widoków przyrody, wschodów i zachodów słońca, autobusem wróciliśmy do Wrocławia, aby cieszyć się urokami cywilizacji.

o. Krzysztof Wasiuk sscc

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments