Zanzibar – wyspa zapachów, przypraw i plaż

Zanzibar (24)O kolejnej turystycznej wyprawie z Panem Piotrem K. Grądzielem rozmawia Anna Świegot.

 

 

A.Ś. Mamy zimę. Czy można o tej porze, gdzieś dobrze wypocząć?

P.G. Sądzę, że takim miejscem może być Zanzibar. Dawniej samodzielne państwo, po połączeniu z Tanganiką wchodzi w skład państwa Tanzania. Ta koralowa wyspa położona na Oceanie Indyjskim oddalona zaledwie 35 km od wybrzeży Tanzanii, to klejnot wśród pobliskich wysp. Tu mieszały się różne języki, kultury i narody. W przeszłości było to miejsce ożywionego handlu w Afryce Wschodniej i ostatnie miejsce handlu niewolnikami. Tu docierali w dawnych wiekach Persowie, Hindusi, Chińczycy i Arabowie.

Po nich nastała era handlarzy europejskich państw kolonialnych. Tu został założony przez Persów z Szirazu i Arabów z Omanu pierwszy sułtanat na wyspie. W miastach można zauważyć wpływy architektoniczne z różnych krajów. Szczególności wyraźnie to widać w stolicy wyspy na Starówce – Stone Town. Jednak ja jej nie zaliczył bym do ładnej pod względem architektonicznym, mimo że jest wpisana na Listę świtowego dziedzictwa UNESCO .

A.Ś. To jakie przyprawy i zapachy przyczyniły się do nazwania tej wyspy, wyspą przypraw?

P.G. Na pewno najważniejszym produktem jest goździk korzenny, który zaspakaja 80% potrzeb ludności świata. Ten zapach goździków i ziół czuć wszędzie. Ponadto uprawia się kakao, palmę kokosowa, bataty i warzywa. Licznie rosnące drzewa i krzewy z bardzo kolorowymi intensywnymi barwami, dodają uroku wyspie jak np. delonka królewska, krinum azjatyckie, ketmia rozdzielnopłatkowa, allamanda przeczyszczająca.

A.Ś. A świat zwierząt?

P.G. Świat zwierząt nie jest tak bogaty jak np. w Tanzanii czy Kenii. Na wyspie wydzielono jeden park Jozani. Tu można spotkać niebieskie małpiatki, pięknie ubarwione czerwone kolobusy, wiewiórki jeralangi i wiewiórki palmowe oraz około 200 różnych gatunków ptaków. Również w okalających wodach Oceanu Indyjskiego i na jego brzegach można spotkać żółwie szylkretowe i żółwie zielone, które tu składają jaja.

W wodach oceanu w czasie wycieczki łodzią można zauważyć delfiny butlonose i walenie stenella, a jeżeli przyjedzie się jesienią lub wiosną to nawet humbaki. W czasie przypływu i odpływu brodząc po w wodzie, obserwowaliśmy różnokolorowe ryby i inne małe stworzenia, a na pniach palm lub na kamieniach wygrzewające się jaszczurki.

A.Ś. A plaże i pływanie?

P.G. Pierwsza sprawa to gdzie się zatrzymać. Tylko na wschodnim wybrzeżu wyspy. My byliśmy w jednym z dwóch hoteli 5-gwiazgkowych. Był to „Karafuu Hotel Beach Resort” położony nad samym oceanem. Nie były to wielopiętrowe molochy jak na większości ośrodków wypoczynkowych, zwłaszcza w Europie, ale samodzielne przyjemne domki wiejskie, z pełnym wyposażeniem i z bardzo uprzejmą obsługą.

Domki pokryte były makuti – tutejsza trzciną palmową Co dziennie wieczorem przychodził pracownik obsługi przygotować nocleg tj. zaciągnąć moskitierę, zostawić czekoladkę miętową i karteczkę – wizytówkę z życzeniem „spokojnej nocy”. Było to przyjemne. Z wyjątkiem podróży luksusowym pociągiem w Namibii (chyba już o tym mówiłem), to nigdzie nie byliśmy tak obsługiwani.

Również posiłki były bardzo dobre i urozmaicone, w szczególności kolacje. Każdego wieczoru kolacja pochodziła z innej regionalnej kuchni np. zanzibarskiej, następnego wieczoru masajskiej, następnego kikuju itd. Połączone to z występami tych plemion. Na zakończenie turnusu odbyła się uroczysta kolacja w specjalnym miejscu, połączona z tańcami ludowymi i śpiewem przy ognisku. Przy hotelu baseny do pływania dla tych co nie chcieli pływać w oceanie, ale w czasie pływania mieli widok na ocean. Ja z żoną pływałem tylko w oceanie, kiedy przychodził średni przypływ.

Kąpiel w tym czasie to marzenie. Woda głębokości około 1,5 metra, bezpieczna do pływania i nie ma fali odpływowej. Zresztą dno oceanu prawie płaskie, z białym drobnym piaskiem, można było spokojnie pływać nawet 300 metrów od brzegu przy maksymalnym zasięgu przypływu. Natomiast gdy był maksymalny odpływ, to spacerowaliśmy po powstałej plaży, aż do łodzi rybackich zwanych tutaj dau, leżących malowniczo na piaski. Bliżej brzegu wystawały skały koralowego pochodzenia, gdzie podziwialiśmy różne skamieliny koralowców, a w zagłębieniach kolorowe rybki i inne morskie drobne stworzenia.

W malownicze bajeczne formy układały się wodorosty. To wspaniałe obrazy, które można sfotografować i taki obraz powiesić w domu. Wymarzone, bezpieczne miejsce dla wypoczynku z dziećmi. Jeżeli ktoś lubi piwo, to radzę udać się plaża kilkaset metrów i kupić piwo w kiosku. Trzy razy tańsze niż w hotelu.

Aby wprowadzić się w nastrój i atmosferę Zanzibaru, warto przeczytać książkę Doroty Katende „Dom na Zanzibarze”. Jest to jej droga od kuchty domowej tyranizowanej przez męża wPolsce, która wyzwoliła się po wycieczce do Kenii i Tanzanii. Obecnie prowadzi hotelik na Zanzibarze. Założyła biuro podróż i organizuje wycieczki do tych krajów.

A.Ś. A jak można dotrzeć do tak przyjemnego zakątka?

P.G. Najlepiej polecieć do Tanzanii z jednego z europejskich lotnisk, a stamtąd do stolicy wyspy Zanzibaru. Reszta trasy autobusem lub taksówką, w zależności od miejsca, gdzie chcemy się zatrzymać. Na wyspie jest bardzo dużo małych tanich hotelików. Wracając z wyspy do Nairobi w Kenii, miałem możliwość oglądać wystający z chmur masyw Kilimandżaro.

Robi wrażenie. Jeżeli ktoś będzie w pobliżu Kilimandżaro i będzie chciał zobaczyć masyw w całej okazałości, to należy się tam zjawić rano. Potem najczęściej tworzą się chmury i widok jest taki jak go widziałem lecąc samolotem. Na szczęście widziałem go dobrze lecąc w godzinach popołudniowych, po przejechaniu granicy Kenii z Tanzanią 22.02. 2009 roku.

Z Panem Piotrem K. Grądzielem rozmawiała

Anna Świegot

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ze świata. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments