Felieton Jędrzeja Kuzyna

Kiedy zaczynamy się sprzeczać, początek tej igraszki zazwyczaj wygląda bardzo niewinnie. Czasami komicznie, może tylko zabawnie. Ot, gadamy sobie, poprzekomarzamy się, a potem każdy pójdzie w swoją stronę. Czynić dobre rzeczy. Wszak jesteśmy w większości inteligentnymi ludźmi. Kończyliśmy wiele renomowanych szkół i dzięki temu wiele odkrywczych refleksji przeszło przez nasze głowy. Ale następnego dnia trzeba iść do swoich zajęć, z których będzie chleb i igrzyska. I dobrze byłoby na tym zakończyć.

Ale kiedy dyskusja zaczyna się przedłużać i każdy chce powiedzieć więcej niż powinien i linę przeciągnąć na swoją stronę, dochodzimy do miejsca, gdzie nasze spory zaczynają być jak wojna, takie na śmierć i życie. Kiedy już nie możemy się cofnąć nawet o krok, bo za nami już tylko ściana, wtedy często jesteśmy gotowi wyprzedawać się ze sprzętów i wartości, które gromadziliśmy latami i szukamy sojuszników. W normalnym życiu nie jest łatwo znaleźć sojuszników i przyjaciół, ale w czasie wojny mnożą się oni na pęczki. Chcą nam pomagać, tylko za jaką cenę? Ale czy postawieni pod ścianą możemy się targować?

Wiele dajemy, żeby znaleźć dla siebie sojuszników, kiedy nie mamy swojego wojska, i nie jesteśmy dyktatorami. Mimo deklarowanej niechęci do przewodzenia tak nieopacznie dążymy ku temu, żeby zyskać większą władzę, i nawet się nie obejrzymy jak stoimy na czele i buława marszałka błyszczy w plecaku naszej wyobraźni. I dopiero po czasie okazuje się, że nie warta była skórka za wyprawkę. Bo ci, którzy uśmiechali się do nas, machali chorągiewkami, wstążkami i wkładali kwiatki do butonierki okazują swoje prawdziwe oblicze. Wyliczają horrendalny procent za pożyczki, które nam udzielili. Zdejmują odświętne garnitury i ubierają mundury w kolorze kaki i zapinają wokoło pasa kabury. Bo my zaślepieni nie nawykliśmy czytać tego, co jest napisane drobnym druczkiem na drugiej stronie dokumentu, który z taką ochotą podpisaliśmy. Bo uwiodły nas piękne oczy, wybielone zęby, uśmiech od ucha do ucha.

Nadeszły takie czasy, że może jednak powinniśmy być nauczani w szkołach ostrożności, nie wiary w drugiego człowieka, ale przede wszystkim ostrożności. Tego, że z każdej chwili z nieba pełnego gwiazd coś wielkiego może spaść na nas i rzadko będzie to ta gwiazdka, która spełnia marzenia. Raczej meteoryt tunguski, który wszystko zniszczy od horyzontu po horyzont.

Ostatnimi czasy właśnie zaskoczeni zostaliśmy licznymi, aferami, a to Amber Gold, a to zaskakujące wielkie procenty dla tych co wzięli pożyczki we frankach szwajcarskich czy całe rzesze innych małych firm pożyczkowych doprowadzających do wielkich dramatów. Jeden fikołek i walą się wszelkie wartości. Poczucie stabilności, szczególnie w to wpadają ludzie, których nauczono wiary w człowieka. A przecież na takich ludziach, przede wszystkim na nich powinno budować się stabilne państwo. Na ludziach szlachetnych, poszukujących, dających wielokrotnie wyraz swojego charakteru. A jest odwrotnie, cwaniacy polityczni i gospodarczy przepychają się na szczyty trybun i będąc na świeczniku, krzyczą demokracja. A demokracja jest bezwładna, zanim zrozumiemy czym jest sprawiedliwość zostanie kilkakrotnie wykorzystana od tyłu przez politycznych kłamców. Z demokracją jest jak z krową Kalego. Nasza jest słuszna, ich prowadzi do katastrofy, ale na szczęście to my, ci z dołu jesteśmy coraz bardziej świadomi tego, że jednak od nas, tak wiele zależy i nie damy się zagnać w kozi róg. I jakaś tam w końcu statystyczna sprawiedliwość zwycięży. Chciałoby się sparafrazować znane powiedzonko, demokracja nierychliwe, ale sprawiedliwe.

I jeszcze raz powtórzyć, że oliwa zawsze sprawiedliwa i niech ci, co mają wiele za uszami szukają sobie przeróżnych sojuszników, nawet wśród łotrów, którzy powinni wisieć na krzyżu, to jednak nasza narodowa zdolność do spadania na cztery łapy zawsze w ostateczności do nas się uśmiechnie i znów wyjdziemy swoje. A, że potem kolejni cwaniacy wejdą do pierwszych szeregów i zaczną wymyślać nowe hasła, żeby nas zachęcić do słów znanej piosenki – chodźcie z nami – to część pójdzie, ale większość zacznie dzielić włos na czworo. I to będzie ta nasza mądrość, do której dorastamy bardzo powoli. Niektórzy mówią, że za wolno, ale jednak. Bo rano trzeba iść do piekarni, jedni, żeby chleb wypiekać inni by się nim cieszyć, byle nie nażerać. Ci co chcą się przejadać pozostają na wiecach, bo może im za mało dobrobytu i wolności, ale czy jest w tym granica. Naturalny odruch mów, że nie ma granic. Ale przecież oprócz nas po tym świecie chodzi miliony podobnych do nas ludzi. Jak im wszystkim zapewnić wolność, kiedy i tak chcemy ich wciągnąć do naszego wojska i wyznaczyć kierunki. Jeżeli wolni są tylko przywódcy, to jaką rolę przeznaczamy dla pozostałych, czyżby tylko igrzyska i religie?

A może wylansować jakąś nową modę? Może modę na mądrość, na skromność czy na inne rozwiązanie, które ograniczając człowieka daje mu jednak satysfakcję z bycia w tym miejscu, w tej zbiorowości, którą nazywa ojczyzną. A ojczyzna, nie tylko powołuje do wojska, każe płacić podatki, ale i wyznacza dobre trendy. Przytuli i poda dłoń, kiedy się człowiek przewróci.

Jędrzej Kuzyn

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments