Felieton

Napisałem w ostatnim felietonie; że felietonista nie musi mieć racji. Bardziej odwagę. Pisać coś na przekór w pośpiechu, nie literackim rozważaniu i poprawności.

 

W wymuskanym do ostateczności tekście. Ale raczej powinien pojawiać się niespodzianie i znikać, kiedy ktoś zechce zdać mu pytanie.

Od zadawania pytań jest właśnie autor felietonów. Stawianie ich po to chociażby, żeby zmusić czytelnika do odpowiedzi, i do zadawania kolejnych pytań innym. To jest przecież elementarz. To nieustanne pytanie. Ta postawa dziecka, która potrafi zamęczyć swoją ciekawością. A jednak z duża cierpliwością takiemu dziecku odpowiadamy. Bo przecież nie można obrażać się na kogoś, kto dopiero raczkuje w poznawaniu świata.

A jeżeli nie można obrażać się na dziecko to jeszcze przecież bardziej nie powinno się obrażać na dorosłego. W trudnych czasach kiedy wszyscy wszystkim zdają się być wrogami, ze względu na poglądy, i przy każdej okazji gotowi zniszczyć przeciwnika, ośmieszyć go, poniżyć, albo w ostateczności obrazić, czy wywlec na wierzch jego intymne sekrety, bardzo często podobne do naszych sekretów. I tak samo trochę wstydliwych, bo raczej nigdy się nimi nie chwalimy. Ale jednak trzeba dalej żyć, nawet wtedy kiedy patrząc w lustro za bardzo nie chce się oglądać tego człowieka po jego drugiej stronie.

Nigdy nie byłem zwolennikiem poprzedniej władzy, ani za wiele nie obiecywałem sobie po obecnie panujących, raczej głosowałem na tych trzecich, którzy w szczelinie światła pojawiali się i dawali nadzieję na jakąś zmianę. Tak, żeby było normalnie. Oczywiście w moim pojęciu normalności. A jaka ona jest, może można odczytać to z kilku felietonów, które wcześniej udało się napisać.

PiS wniósł nadzieję, otworzył oczy na wiele spraw, na które wcześniej nawet nie zerkaliśmy. Pokazał wiele ułomności poprzedniej władzy, ale i o sobie nie zapomina, i wielokrotnie strzelając sobie samobója. Ale to tylko dobrze, świat nie musi być idealny i nie może. Tyle wojen mamy za sobą i dalej istniejemy.

Kręci się karuzela, rok po roku. Zamyka się stary kalendarz, a otwiera kolejny. Katastrofy, agresje, państwa terrorystyczne, inwazje; ludzkość jak masa biologiczna ginie w jesieni swojej natury, by na nowo odrodzić się w innej naturze wiosną. Jesteśmy materialni i duchowi, przez to nic nie jest trwałe i nie da się zachować dla przyszłych pokoleń.

Bezustannie każde pokolenie musi dzieckiem będąc palcem sprawdzać, czy żelazko parzy. Ale jesteśmy na tyle już doświadczeni, że nie robimy tego językiem. Jakieś podświadome doświadczenie w nas jednak pozostało z tej pierwotności, której nie jesteśmy w stanie zapomnieć, ani zrzucić jego jarzma. Rozwój intelektualny wcale nie oznacza, że ludzie stają się lepsi, bo nie znaleźliśmy metody na naukę wrażliwości, ale pogłębiamy wiedzę pozwalającą nam budować coraz to lepsze dzidy bojowe. Dobrze jest sobie czasami chociaż z tego zdawać sprawę.

Z całej tej historii można wysnuć takie stwierdzenie, chcesz dowiedzieć się kim kto jest, daj mu władzę. No i daliśmy, a teraz każdy z nas w zależności o własnych możliwości postrzegania otaczającej rzeczywistość, umiejętności czytania pomiędzy wierszami, patrzenia pomiędzy palcami, powinien znów dokonać wyboru. I o ten wybór idzie gra, czy może stwierdzając bardziej kabaretowo; idzie zabawa.

Dlaczego kabaretowo? No bo kiedy zachowanie polityków staje się jak kabaret, budzi się w człowieku poczucie wielkości. Rozbudza własną wyobraźnię. A to już daje nadzieję, że jednak coś od nas zależy. Mało prawdopodobne? Może, ale nawet w grach losowych czasami ludzie wygrywają, dlaczego więc kiedyś nie partia polityczna, ale społeczeństwo nie miałoby wygrać wyborów?

Jędrzej Kuzyn

Ten wpis został opublikowany w kategorii Felieton. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments