Felieton Jędrzeja Kuzyna

W tym roku wakacje dla mnie zaczęły się bardzo wcześnie, bo już w maju. Wyjechałem w to samo miejsce co rok temu. Wcześniej broniłem się przed takimi powrotami.

 

Goniło mnie poszukiwanie nowej przygody. Czegoś, co zaskoczy i odkryje przede mną nowe wymiary i nowe wartości. Pozwoli uwierzyć, że granice można przekraczać każdego roku jakby od nowa, tak jakby się od tego nowego rodzić po raz wtóry.

Ale gdzieś w głębokiej podświadomości istniała utrwalona wiedza, że nic nie jest określone do końca i nie ma stałych wartości i świętości, wszystko miesza się garnku i na powierzchni raz jest groch, innym razem jest kapusta. Ale jest coś takiego w człowieku, coś tęskni do tych samych miłości. Wytartych ścieżek, oszlifowanych kamieni. Uliczek skręcających gwałtownie, wspinających się ku górze i opadającym ku brzegowi morza. I niebieskich drzwi  i okiennic odganiających tym kolorem napastliwe owady. To tylko w nas wydaje się, że świat pędzi z zawrotną prędkością. I nigdy nie możemy dogonić zamierzonego celu. A on rzeczywiście obok nas tak naprawdę to stoi w miejscu.

Przygląda się istniejącym obok niego wydmom, skałom, zwierzętom i budowlom. Słucha tych samych dźwięków dzwonów i śpiewy owadów w kwiatach. To powtarza się od stuleci, a tak brzmi jakby dopiero co się zaczynało, podobnie do stworzenia świata. Bo może świat nie został jeszcze tak naprawdę stworzony i dopiero od nas zaczyna się ponowne jego narodzenie? I to my jesteśmy jego prawdziwym początkiem. Ale i my stajemy się także jego końcem. Bo kiedy odchodzimy, to jakby jakaś wieczność się kończyła. Mała materialna wieczność.

Człowiek człowiekowi mówi, i to zapewnia z wielką żarliwością, że po śmierci przejdziemy w nowy wymiar i będziemy trwali przez wieczność. Ale o tym dowiadujemy się od innych ludzi, którzy może podobnie są zagubieni jak i my, a może właśnie przez tę swoją wiarę są zagubieni jeszcze bardziej? Czym jest ta wieczność? Kto jest w stanie ją zdefiniować? Albo wyobrazić sobie. I jak wyobrazić sobie takie trwanie? Kiedy spotykamy takie wyobrażenia czy w filmach, czy w literaturze, najczęściej jest tak jak w zalewających nas ze wszystkich stron reklamach. Ciągły taniec, fruwanie i śpiewanie pięknych pieśni, może do tego kilka butelek piwa?

Gdybym tak miał żyć tam w wieczności jak w tym moim obecnym życiu, takie spędzanie czasu wydawałoby bardzo nudne. A co z seksem nasuwa się pytanie. Tak ważne uniesienia tutaj na ziemi, czy tam zostaniemy ich pozbawieni? Jakoś nikt o tym nie wspomina. I nie za bardzo potrafię sobie to wyobrazić. Żyjemy w przekonaniu, że siła dziewictwa jest większa od macierzyństwa, żyjemy, chociaż postępujemy zupełnie inaczej. Jak zresztą w wielu innych podobnych. Kręcą nas rzeczy w rzeczywistości nam szkodzące; jak papierosy, albo dobry alkohol. Potem to już wystarcza każdy, byle sponiewierało. Narkotyki, seks pozamałżeński. Pisma pornograficzne, upadki wielkich ludzi, wielkie katastrofy i historia, która jak gra w szachy wszystko ustawia wedle od dana znanego schematu. Jeżeli jest to tak dobre, bo do tego tęsknimy, dlaczego tam, po drugiej stronie naszej świadomości ma tego nie być? Tylko czyste komeżki aniołów, święty Piotr i jego dowcipy, a w zasadzie dykteryjki. Nudne opowiastki o dobru i pięknie.

Kiedy przez całe swoje życie dążyliśmy do czegoś wręcz odwrotnego. Namiętnościom gubiącym się w rozbitych butelkach, ślizie i spermie. I opowieściach jak to się innym nie widzie. Jeżeli to nam sprawiało przyjemność, dlaczego tam w wieczności przyjemność ma nam sprawiać zupełnie coś przeciwstawnego? Ale musi być sprawiedliwość, przeciwwaga, to co przeskrobaliśmy odbija się po drugiej stronie i podpowiada rozwiązanie. Wszystko w tym świecie jest logiczne, i te wszystkie zdawałoby się wszystkie opowiastki o niebie są jakby tabletką na nasze obecne życie i dlatego czasami jest dobrze zastanowić się skąd one się biorą? I czy nie lepiej to wszystko odnaleźć już tutaj na ziemi i wtedy tam po drugiej stronie życia czekać będzie na nas jakaś niespodzianka, zupełnie coś innego, coś czego w tym życiu nigdy nie udało się nam przeżyć.

Dlatego warto wierzyć w nowe rozwiązania, które potem nam zostaną podane na tacy. Tylko, żeby je otrzymać już tutaj trzeba wykazać się niepowtarzalną wyobraźnią. I nie stać się niewolnikiem. Obserwować świat, zachwycać się tym, co trwa obok nas. Zjechać głównej drogi, zejść z głównego deptaka i mola, przestać chwalić się swoimi wielkimi brzuchami i pozdrawiać tych, co tak samo jak my opychają się kręconymi lodami, watą cukrowa, hot dogami i innym śmieciowym jedzenie. Po co jechać nad polskie może, tylko po to, żeby za większe pieniądze żyć tak samo jak u siebie, w tłumie tak wielkim, że łatwo się zagubić. Nie tylko nie pamiętać swojego nowego adresu, ale przede wszystkim powinności, którymi przez lata literatura i religia próbowała nas oświecić, a my poszliśmy na łatwiznę i bierzemy to, co nie wymaga wysiłku.

Może jednak warto po raz pierwszy zaplanować urlop inaczej. W ruchu z oczami wokoło głowy, żeby nie widzieć tylko tego co inni robią źle, ale waśnie podglądać ich w trudzie ich życia, gdzieś na poboczach wielkich kurortów, co mnie w tym roku się udało. A wakacje dopiero się zaczynają, a czuję się tak jakbym już objechał dookoła kulę ziemską, a jeszcze tyle przede mną wyzwań tego lata.

Jędrzej Kuzyn

Ten wpis został opublikowany w kategorii Felieton. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments