Bo bóg to jest takie bezpieczeństwo, które krąży wokoło nas….

Jak to radość  móc wyrażać swoje myśli. Pisać wiersze, felietony, prozę. Zdawać sobie sprawę, że gdzieś daleko, w jakimś nawet ciasnym pokoiku na poddaszu znajduje się ktoś, kto poświęci swój wolny czas, żeby przeczytać to co napisałem.

 

Nie uzurpuję sobie prawa do czegokolwiek. Mógłbym nie pisać, i świat chyba w niczym by się nie zmienił. A jednak. Jestem wyrażam swoje nadzieje i obawy. Podpowiadam innym, ale przede wszystkim sobie to widzenie świata. Bardziej jego odkrywanie. Odnajdywanie w sobie, ale i na zewnątrz siebie nadziei, że ma się, chociaż może tylko w minimalnym stopniu wpływ na jego jakość, że nie zagrzebało się gruszek w popiele i po omacku niepokoi się innych.

Nie prawdą, ale pytaniem o prawdę, o powinność. O nadzieję, honor i kilka innych cech z których powinniśmy być dumni. Bo, żeby budować społeczność musimy szukać w sobie, i poza sobą wartości. Nie ma ich uniwersalnych, ale wciąż one  krążą wokół wspólnego dobra. Pojęcia  możemy śmiało nazwać go bogiem, nawet kiedy jesteśmy niewierzący, to pojęcie jest i ateistom znane. Poszukiwanie wartości, które człowiekowi pozwolą wyjść z największych kłopotów. I wierzyć, że są wartością trwałą, bo przed wiekami, jak i za kilka wieków następnych będą niosły te same bezpieczeństwo.

Bo bóg to jest takie bezpieczeństwo, które krąży wokoło nas, taki wielki, ogromniasty wręcz anioł stróż. Poszukiwać więc będziemy tego bezpieczeństwa, pomiędzy kartkami współczesnych myśli, w starych drukach, przekazach ustnych, a i sami wymyślać nowe opowieści, które mimo, że właśnie powstały to wciąż są jak mity.

Tak do końca nie wierzę w to, że jesteśmy czystą kartą i od nas zależy jak ją zapiszemy. Ale, że jest w nas pamięć  dawnych pokoleń. Ich niepokoje i nadzieje, że to wszystko się w nas odtwarza tak na podobieństwo seansów spirytystycznych. Nagle niepodziewanie odnajdujemy w swoich myślach rozwiązania, które nas samych zaskakują. Ale z nimi czujemy się bezpieczni, bo zawsze potrafimy wyjść nawet z najtrudniejszej sytuacji obronną ręką. Wcześniej się tego nie spodziewając. I to moje pisanie, to jest takie błądzenie, poszukiwanie tych tajemnic, które są we mnie, a w najmniejszym stopniu są zdobyte przeze mnie. Ale przekazane niezrozumiałym szyfrem z przeszłości.

I potem są jak Eureka zawołane z wanny. Dla takich chwil warto żyć. Mniej dla bogactw tego świata, ale bardziej dla jego tajemnic i niepowtarzalności. Ale i wolności. Dziwnego pojęcia, którego nikt do końca nie zdefiniował, a wszyscy jej pragną.

Jędrzej Kuzyn

Ten wpis został opublikowany w kategorii Felieton. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments