Felieton Jędrzeja Kuzyna

Napisałem taki sobie wiersz. Bo wiersze pisze się tak z jakichś nigdy do końca  nie wyjaśnionych przyczyn. Oczywiście, że można im nadawać przeróżne znaczenia i wartości, i wymyślać dla nich ontologiczne wręcz teorie. Ale ten tak po prostu mi się napisał. I jest.

 

Trwa obok jako rzecz stworzona. Można go oczywiście korygować. Ale po co? Liczy się ta pierwotna ulotność zwana natchnieniem. Może jest tak jak te uderzenia skrzydeł motyla gdzieś w dalekiej Australii i może sterować losami świat? A może wręcz odwrotnie. Nic nim nie steruje. Coś się wydarza, to tak jakby nic się nie wydarzało. Ot cała filozofia. Bo mogłem go nie napisać. I cóż by się stało? Czy chociaż na sekundę wstrzymałby się jakiś pociąg. Czy może awaria prądu w elektrowni spowodowałaby, że wyprodukowano o ileś tam mniej tabletek i ludzie przez to stali się zdrowsi.

Świat z tym wierszem jak i świat bez tego wiersza, wydaje się być taki sam. Przyrost trzciny na stawie hodowlanym w Malinowie nie zmienił się nawet o milimetr. Ludzie ani bardzie nie stali się lepsi, a podejrzewam, że i nie stali się gorsi. Coś się staje i coś się nie staje. I nie ma to znaczenia. Rozpędzona planeta nie patrzy na szczegóły. Tak sobie krąży wokoło słońca od lat. Tak długo, że nie pamięta swojego początku, ani nie wyobrażą sobie nawet swojego końca. Po prostu jest. Zmagazynowana magma w jej wnętrzu tak naprawdę decyduje o wszystkim. Jedna chwila nieuwagi i może zacząć się kataklizm.

I cóż po tych tysiącach wierszy, powieści, kazań i wszelkich innych wytworów ludzkiej wyobraźni. Wystarczy wybuch kilku wulkanów, przychodzi epoka lodowcowa. Albo nie wiadomo skąd, może z laboratorium jakiego szalonego naukowca pojawia się stado dinozaurów i pożera wszystkich. I trzeba życie zaczynać od początku. Czekać na sposobną chwilę, aż z alchemii planety wyłoni się jakiś pierwotny pantofelek. Cały cykl musi zacząć się od początku by nigdy nie dobiec do swojego końca.  Po raz kolejny opary siarki zniszczą wszelkie życie na planecie. Nie będę dłużej trzymał w niepewności. A mój wiersz brzmi tak:

 Księżyc

Dzisiaj dzień bez wiersza
Kolejny gdy tyle było biegania
że żadnej refleksji A nawet jeżeli jakaś
to za chwile okazywał się nieważna

Bo z nią jak i bez niej kwiaty
na akacjach ten sam zapach
Osiadł na koszuli i wieczór czyni
jakby bliżej księżyca

A księżyc piękny jak zawsze w nocy
I  nie tylko ja to zauważyłem
Ale wszyscy obok mnie
I nikomu nie przyszło do głowy
żeby o tym napisać

Dokonali tej trudnej sztuki
Odłożyli pióra wyszli z domu
i przestali być samotni

W Internecie wyczytałem, że produkcja mięsa rośnie wolniej niż przyrost naturalny. I w przyszłości będziemy musieli powali przemieniać się z krwiożerczych istot, w wegetarian. Dobrze to czy źle? Jeżeli natura jest odpowiedzialna, to zapewne jest to jakieś sensowne wytłumaczenie, ale jeżeli nie, to zwiększy się ilość wojen na kilometr kwadratowy i nie będziemy musieli zastawiać się problemem mięsnym. Bo trochę mięsa armatniego zmiesza się z glebą i znów będzie nas tyle mało, że swobodnie będziemy mogli pocieszać się rozkoszą jedzenia innych istot.

Wiem to z doświadczenia, że jest to całkiem przyjemna zabawa. Ale sumienie powoli zaczyna  pukać w moją stronę z ciemnego pokoju. Bo chyba nie dzieje się bez przyczyny, mięso to taki kolejny narkotyk, uzależnia i daje satysfakcję. No i wywołuje podobno wiele chorób cywilizacyjnych. Zostaliśmy wiec zamknięci w pułapce. Jak z niej wyjść? Nikt tego nie wie i na pewno rozpędzeni w pośpiechu, nauczeni ambicji nie mamy czasu na własne refleksje.

Czy może poezja jest ocaleniem? Może mogłaby. Ale instynkt  jednak  napędzany machiną mięsną jaką jesteśmy do końca nie pozwoli wyzwolić się z od niego, uwolnić.  Mamy coś z agresora, myśliwego, ale tak samo bywamy obiektem polowań jak i ofiarami. I wtedy  czujemy się oszukani, nie zdając sobie wcześniej sprawy, że czasami i my oszukiwaliśmy. Nawet kiedy pisaliśmy wiersze, wygłaszali przemówienia, czy głosili kazania. Bo jeżeli w te dziedziny weszła  rywalizacja, przegrywamy. Nie tylko my, ale wszyscy  ci co obok nas, od nas uzależnieni bo pieczemy chleb i wędzimy wędliny. Ale nie zachęcamy do szukania mądrości. Bo wykształconych jest tak wielu, że każdy pragnie sprzedać tę swoją wiedzę, która w jego mniemaniu ocali świat od jakichś katastrof.

I jak zauważam coraz częściej walczymy na intelektualizm.  Nie służy on nam do lepszego poznania, ale do rywalizacji, ukazania czyjejś słabości, upokorzenia innego. Zbierania swojego stada przeciwko komuś. W każdej dziedzinie powinniśmy być ostrożni, wszędzie możemy popaść w zasadzkę, nawet w poszukiwaniu Boga. A może właśnie w tym miejscu najłatwiej jest zbłądzić. Tak samo zauważam dzieje się w poezji. Nie ma czytelników. Pozostali sami poeci, pozostali sami artyści i ci zagryzają się w swoich  gronach i topią we własnych odchodach.

Od tak sobie napisał mi się wiersz.

Garb

Nie pisać to jest prawdziwa poezja
Wstawać rano biec do piekarni
Kroić rzodkiewki obierać rabarbar
Skarcić psa że za dużo szczeka
Przytulić go bo bardzo kochany
żeby nie uważał że jest niepotrzebny

Nie pisać chociażby można było
przecież pod poduszką śpią tacy
jak Augustyn Platon Sokrates
Marek Aureliusz i inni świeci i ci
co obok nasz żyją i wydają się być
potrzebni żeby utrzymać
kierunek i pion

Nie pisać chociaż tematów nigdy nie zabraknie
Przecież kocha się na zawsze i nie od razu
można  zasnąć chociaż zmęczenie wielkie
a głowa na poduszce ciężka jak wieko kufra

Nie pisać i czuć się przez to lżejszym
że tyle spraw udało się zataić
I świat nie będzie musiał dźwigać i tak
Już za dużego już garbu

Smakuję więc te chwilę ,kiedy tę swoją pasję pisania odkładam na później. Ale będę  się wciąż przepoczwarzał, piszę wierząc, że moje skrzydła  szukające we mnie motyla kogoś może w Australii porwą do lotu? I tak to wszystko co takie pokręcone kiedyś w moim towarzystwie zacznie się prostować.

Jędrzej Kuzyn

Ten wpis został opublikowany w kategorii Felieton. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments