Felieton – Jędrzej Kuzyn

Dokonując przeglądu świątecznej prasy moją uwagę zwrócił artykuł o  modnym ostatnio słowie storytelling, co tłumacząc na nasz język znaczy opowiadanie historii. Jest to sztuka świadomego budowania relacji za pomocą opowieści „z życia wziętych”.

 

Chyba nie zdajemy sobie sprawy jak głęboko zanurzeni jesteśmy w świecie opowiadanym. Oddychamy wszelkiego rodzaju opowieściami. Niektóre są tak często opowiadane, że tracimy poczucie realności. Przez wielokrotne ich powtarzanie fantazje stają się rzeczywistością. Opowiadają nam o nim wszyscy wokoło. Rodzicie, nauczyciel, mistrzowie duchowi czy kapłani. Oraz przypadkowo spotkani przechodnie, towarzysze podróży, a w ostateczności  wytrawni literaci, a w krańcowości swojej felietoniści, którzy bardziej bawią się słowem, niż doszukują prawdy. Chociaż pojęcie prawdy jest jak felieton, każdy może mieć swoją.

A przede wszystkim my sami, każdy z nas osobiście opowiada jakąś historię, która różnie zaczyna i różnie kończy nie zawsze kontrolując to, o czym opowiada, czasami nie jesteśmy w stanie jej kontrolować i poddajemy się własnej wyobraźni. Z tego rozpędu możemy stworzyć ciekawe historie, albo i zatrzymać się na plotce. I idzie ta nasza historia po mieście, zatacza coraz większe kręgi, dociera do wielu osób. Buduje nowe relacje, a w ostateczności nawet kolejne religie.

Storyteling staje się metodą badawcza, podglądanie ludzkich opowieści, obserwacji ich pozwala nam dowiedzieć się więcej o ludziach opowiadających i społeczności w jakiej żyją i mitach, których są niewolnikami. A potem wykorzystać przeciwko nim wciągając je w tajemne tunele, żeby sprzedać swoje produkty

W artykule, który czytałem dla mnie znamienne wydaje się być zdanie; łatwiej oszukać człowieka, niż przekonać go, że jest oszukiwany. – cytuję za Jackiem Walkiewiczem.

Stąd taki sukces polityków, katechetów, sprzedawców różnej maści od tych od dobrej pościeli, czy nieprzypalających się garnków, albo robota, który sam gotuje i niedługo za nas zacznie wymyślać jadłospis i dzwonić kiedy posiłek będzie już podany na stole. Psychologów, psychiatrów gotowym nam otwierać podwoje szczęśliwego świata. A im więcej tego, tym bardziej czujemy się zagubieni. Coraz trudniej dokonać wyboru. Oczywiście, świat jest prosty w swoim istnieniu. Natura nasza ukształtowana od wielu lat także potrafi  znaleźć dla nas właściwe miejsce. Oazę gdzie poczujemy się mocni, stojąc na własnych nogach. Po pierwsze to musimy przede wszystkim uleczyć własne nogi i nasadkę mózgową, żeby znaleźć pion. I nauczyć się opowiadać siebie, nie okłamywać rzeczywistości, że jesteśmy piękni młodzi i na dodatek mądrzy i obrażamy się kiedy tak inni o nas nie myślą. Kiedy tacy do końca nie jesteśmy. Ani piękni, ani bogaci, ani mądrzy, tylko tak sobie z przyzwyczajenia i bezkrytycyzmu szczerzymy zęby do aparatu fotograficznego.

Nie jesteśmy sami, bo wokoło nas podobni ludzie, którzy wokoło mają względem nas, ale i przez nas i obok nas swoje interesy. I jeżeli nie nabierzemy dystansu do siebie i innych a przede wszystkim świata będziemy dalej opowiadać wymyślone historie i wierzyć we własną wyjątkowość. I że to akurat nam z powodu tej wyjątkowości przysługuje więcej od innych.

Czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji? Wszyscy się nad tym głowią i nad tym myślą. Ale chyba nie ma, świat za bardzo pędzi do przodu. Zawsze znajdzie się kolejny bohater, który podkręci tempo, żeby poprawić stary rekord. I nie pozwoli tym co chcą wolniej iść równoległym światem. Chyba, że na emeryturze. Ale kto będzie słuchał staruszków i równał do ich poziomu materialnego? A właśnie to byłoby nadzieją świata, ale ludzie musieliby przestać czerpać zyski z produkcji broni, medykamentów, różnego rodzaju innych używkę. Ale jak z tego zrezygnować, gdy inwestując w te dziedziny przemysły uzyskuje się największe zyski. Będzie zatem coraz gorzej. Dobrze, że od czasu do czasu kilku ludzi napisze, a kilku innych poczyta trochę poezji. Może to oni będą jak ten kwiat paproci, pojawią się i dodadzą otuchy. Bo otucha mieszka w poezji. Niedopowiedzeniu, lirycznej szaradzie, która wyciszy i jak melisa pozwoli zdrzemnąć się na chwilę w śnie, który nie boli. Bo jak powiada poeta Jerzy Stachura- Życie to jest teatr. Można w nim grać główne władców kochanków i kochanek, albo podrzędne role służących i niewolników, ale można być sprytniejszym i być tylko widzem, któremu wszystko się podoba, bo wszystko, co zostało powiedziane się stało. Słowo powiedziane ma moc sprawczą. Powiedziałeś, więc stworzyłeś nowego anioła, albo diabła. I może im częściej będziemy widzami niż aktorami może być dla nas lepiej. Chociaż jest parcie na szkło i do szkół aktorskich, a potem człowiek budzi się  z ręką w nocniku grając w kolejnym serialu człowieka Nikt. Ale to Nikt kusi bardziej niż być niezależnym i nie manifestować swojej odrębności. Musimy manifestować inaczej, zostaniemy odsunięci na margines. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Ale ilu z nas jeszcze wierzy, że to powiedzenie  może wyrażać definicję szczęścia.

Jędrzej Kuzyn

Ten wpis został opublikowany w kategorii Felieton. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments