Felieton Jędrzeja Kuzyna

Nastały bardzo trudne czasy. Doszliśmy do takiej sytuacji, że każdy ma zdanie na każdy temat, każdy staje po jakieś stronie. A co gorsze staje przeciwko komuś.

Niby zbudowaliśmy już taką wielką sieć dróg, że można nimi spokojnie dotrzeć do każdego miejsca w kraju. Odwiedzić znajomych, przyjaciół. Pojechać na wielkie uroczystości religijne, czy na wczasy, albo wycieczkę. Nawet na mecz ulubionej drużyny. Czego nam więcej potrzeba, żeby czuć się szczęśliwymi, jeżeli pociągi jeżdżą, sklepy otwierają się z samego rana a zamykają późno wieczorem. Półki uginają się od towarów, poeci i pisarze piszą tak wiele książek, że choćbyś się człowieku zaparł i zesrał to nie jesteś w stanie tego wszystkiego przeczytać. A jednak spieramy się o każdy szczegół. Spieramy się to nawet za delikatne słowo. A najbardziej o wartości, tak jakbyśmy byli pewni, że takie coś jak wartości istnieją.

Czy tylko są naszym oczekiwaniem i przede wszystkim korzyścią. My się po prosty wszędzie i z każdym boksujemy kijami bejsbolowymi. Bijemy wszystkich wokoło, wyzywamy ich od idiotów, od zdrajców. Wyznaczamy granice patriotyzmu, pilnujemy, żeby ktoś przypadkiem nie myślał inaczej. Burzymy stare pomniki, budujemy nowe, by ci co przyjdą po nasi mieli co rozpierdalać. Na siłę wyszukujemy bohaterów narodowych. Zawsze musi być jakiś bohater narodowy i jakaś ofiara. Bitwy szlachetnie przegrane. I te, które moglibyśmy wygrać, ale honor nam na to nie pozwalał. Cóż z wygranej bitwy. Trzeba wejść na teren wroga. A potem okupacja. Na to jesteśmy za leniwi, żeby praca u podstaw i na dodatek wiele rozsądku. Ot coś skomplikować, sprowokować. Znaleźć winnych, nawet tak na wszelki wypadek obwinić tych wokoło, żeby nie czuli się za pewnie i nie chcieli układać świata wedle ściśle określonych zasad i powinności. Raczej ułańska fantazja, żeby zawsze potem można było wycofać się rakiem. I powiedzieć to nie my, myślałem inaczej. Wyszło jak wyszło, ale miałem dobre zamiary. I czy z tego zaklętego kręgu jest jakieś wyjście? Czy wszyscy wchodząc w ten krąg nietolerancji stają się podobni do katów, z którymi chcieli walczyć i jednocześnie stają się podobni do ofiar, którym chcieli pomagać i wyprowadzić ich z labiryntu wszelkich niegodziwości.

Są tacy ludzie, którzy raz na cztery lata obiecują, nawet krzyczą zdecydowanie na swoich ulotkach, że tym razem i oni potrafią ocalić to co godne ocalenia. Ale kiedy wchodzą w to samo bagno, co ich poprzednicy ustawiają się w szeregu jak to sitowie na brzegiem ruczaju i kołyszą się w rytm wiatru historii, który jest niezmienny i niewrażliwy. Tak sobie wieje od lat i wszystkich usypia w ten chocholi tanieć. Co najgorsze, że nie ma takiego mądrego i wygląda na to, że takiego kogoś jeszcze długo nie będzie. A co najgorsze, to że nie ma winnego tego całego ambarasu, bo nie jesteśmy w stanie określić, gdzie jest błąd w naszym wspólnym już nie narodowym ale coraz częściej ogólnoświatowym trendzie pośpieszania nie wiadomo dokąd?

Za szybko żyjemy, tak jakby zaczął się właśnie wyścig do kresu. A tam niczego więcej nie ma, tylko taka sobie zwyczajna śmierć. Estetyczna pani w czerni. O której nic nie wiemy, co najwyżej możemy próbować jej przypodobać się, ale ona jedna nie jest łasa na żadne łakocie.

Jędrzej Kuzyn

Ten wpis został opublikowany w kategorii Felieton. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments