Felieton Jędrzeja Kuzyna

Zaczyna robić się gorąc, nie tylko dlatego, że dotarło do nas kalendarzowe lato że niektórzy biegają już jak po rozżarzonych węglach, przecież zbliżają się kolejne wybory. Zaczyna się giełda próżności i konkursy piękności. Kto kogo bardziej przekona do swojej urody i czasami nawet mądrości. Aż zadziwiające jest, ile losów ludzkich jest od tego uzależnionych. Ilu ludzi od dzisiaj nie śpi spokojnie. Bo przecież w jednej chwili może zawalić się to, co budowali od lat. Stawiali gmach, a tu nagle w jednej chwili te marmurowe pałace jak domki z kart i na pohybel. Cóż pozostanie kiedy przez całe życie układało się życie swoje i innych wedle jednego schematu

Ale nie jest tak do końca, bo czas do wyborów nigdy się nie kończy. Już następnego dnia myśli się o następnych, przecież coraz częściej polityk staje się zawodem, a nie powinnością, czy służbą. I tak, każda partia próbuje chwyta się różnych pomysłów, żeby znaleźć najlepszy sposób na zwycięstwo i utrzymania jak najdłużej władzy przy sobie. Pojawiają się różne fantastyczne wręcz pomysły. I tak ktoś z partii rządzącej podał nawet propozycję, żeby rodzice, szczególnie ci wielodzietni, mieli tyle głosów ile udało się im spłodzić potomstwa i wprowadzić ich do narodowej chudoby.

Na początku ta propozycja wzbudziła wiele oburzenia. I oczywiście poza obozem rządzącym wszyscy są przeciwni takiemu traktowaniu wyborców. Ale gdy się ma większość w parlamencie można przecież utrwalić i uchwalić wszystko, na co ma się tylko ochotę. I to dało do myślenia pozostałym partiom i ruchom politycznym. Teraz w kuluarach trwają gorące dyskusje, jak ustalić prawo wyborcze, kiedy uda się im dojść do rządu.

I tak liberałowie, popierani przez najbogatszych zastanawiając się co zrobią, gdy to oni osiągną większość w parlamencie? Czy nie wprowadzić zasady, że każdy ma tyle głosów ile pieniędzy na koncie. Jeszcze podobno trwają gorące dyskusje, ile trzeba mieć zgromadzonych środków na kolejny głos? Jest opcja, jeden milion, jeden głos, ale podobno to nie wystarczy do zwycięstwa i chyba przeważy opcja, sto tysięcy na koncie to jeden głos.

Partie opierające się na podstawowych wartościach religijnych jednoznacznie myślą, o tym jak uzależnić ilość głosów od zaangażowania religijnego. Zastanawiają się jeszcze czy cenzurki będzie wystawiać ksiądz proboszcz, czy rada parafialna. Najwięcej kłopotu jest ze skalą oceny. Bo jak ocenić patriotyzm i religijność. Kto czyni to z przekonania, a kto z czystego wyrachowania?

Partie ludowe natomiast długowieczność rządzenia zamierzają osiągnąć w inny sposób. Opierając się na pomyśle byłego prezydenta 100 milionów dla każdego Polaka, i w podobny sposób pragną rozdać wszystkim obywatelom po odpowiednim areale. Kto bardziej chłopem, to ten dostanie najwięcej. A potem uzależnić ilość głosów od ilości posiadanych hektarów.

Gorzej z partiami lewicowymi. Ci za wiele nie mają do zaproponowania. Poza czystymi ideami, które głoszą od dawna, nie za wiele mają do zaoferowania. To samo co oni, głosili już liczni prorocy i myśliciele. Ale jak od dawna wiadomo, mówić piękne słowa każdy potrafi. Nawet najwięksi oszuści. I zawsze pomiędzy łatwowiernymi znajdą się ludzie, którzy obrosną w nieswoje piórka i potem robią krecią robotę. Napychając swoje spiżarnie.

W podziemiach także nie próżnują. Buntownicy próbują przewrócić świat na drugą stronę i znaleźć taki sposób, żeby wszystkim na żyło się bezpiecznie, długo i bogato. Postanowiono, że wyborca poddany zostanie testowi na inteligencję i każdemu zostanie przydzielone IQ, i zależności od tego jakie inteligencja; tyle głosów. Ttrwają podobno jeszcze rozmowy nad tym, od jakiej granicy IQ ludzie posiadaliby prawa wyborcze, 60, 80 i 100. Chociaż ta górna granica wydaje się być mało prawdopodobna, bo czy wtedy warto byłoby otwierać lokale wyborcze?

Ta propozycja uzależnienia od inteligencji piszącemu ten felieton wydaje się być jak interesująca. Bo czy ktoś kto przez całe życie pasł gdzieś tam na zadupiu kozy może mieć takie sama prawa wyborcze jak profesor, który napisał wiele prac naukowych z dzieciny polityki, socjologii i nauk społecznych?

I ciekawi go czy ludzie inteligentni wybraliby równie i inteligentnych posłów, prezydentów, burmistrzów i samorządowców? A ci potem rządzili tak jak im nakazuje sumienie. Bo idąc do wyborów zastanawialiby się nie nad tym, co zrobić i jak zaskoczyć wyborców, żeby na nich wrzucili głos, ale nad tym jak zmienić na lepsze nasz świat, by wszystkim odpowiadał. Ale jak może odpowiadać wszystkim świat, tak samo mądrym jak głupim. Tak samo bogatym ja biednym. Chyba, żeby IQ zaczęło być modne i ludzie zaczęli się dokształcać, nie tylko z wiedzy, ale i z empatii.

Jędrzej Kuzyn

Ten wpis został opublikowany w kategorii Felieton. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments