Jak zwykle, i w ostatnim tygodniu udałem się do jednego z najpopularniejszych u nas dyskontów. Środek lata, powinniśmy być gdzieś na plaży, albo spacer po lesie, czy wieczór z muzyką pod dachem nieba, a kolejki jak zwykle były długie, kilka kasjerek męczyło się w skroplonym i ciężkim od pary powietrzu.
Wszyscy z trudem łapaliśmy je, jak ryba wystawiona z wody, szeroko otwierając usta. Na parkingu brakowało miejsc, trzeba było kilka razy krążyć wokoło stadka samochodów, żeby wciąć się akurat w miejsce kogoś odjeżdżającego. A ludzi tak wiele, że załadowane zakupami wózki z trudnością mijały się na wąskich załadowanych pod sufit półkami z towarem.
Kiedy doszliśmy do kasy, znajoma ekspedientka, zmęczona upałem, która w naszej miejscowości z niejednego sklepu chleb jadał – rzuciła tak sobie, ale chyba kierując te słowa byśmy i my je usłyszeli:
– Co oni się tak tutaj tłoczą, jakby darmo dawali?
I trochę miała rację. Bo kupowanie w tanim dyskoncie jest tak jakby trochę czekaniem na prezenty. Coś taniej, przez to czegoś więcej. Ale przecież nic za darmo. Matematyka się nie myli. Bo jeżeli coś jest tańsze, to może zrobione z gorszych materiałów? Mniej zdrowych i wiadomo, tę śpiewkę znamy od dawne. Ale teraz jak nic ona się nam udowadnia. Wystarczy przejrzeć się w lustrze. Upodobniamy się do naszych zakupów, bo one z nas. Taka szynka mielona, kosztuje mniej niż kilogram mięsa. Po co się dalej rozwodzić. Wnioski wysuwają się same. Zjadamy wszystko co wyprodukujemy, pazury, chrząstki,, skórki, czasami nawet pierze. Wystarczy tylko dobrze zmielić i wymieszać z ulepszaczem smaków.
Zajadamy się niby zdrowymi jogurtami, jeden po drugi, bo kosztują tak złotówkę, taniocha, jeden na początku filmu, drugi w środku i na koniec, żeby bohaterom się udało i było romantyczne zakończenie, kolejny jogurcik. I potem aż strach spojrzeć w lustro. Wyglądy nie kłamią, kiedyś podglądałem amerykańskich policjantów i policjantki, kiedy pokazywano jakieś sceny z życia wzięte w USA. Teraz wystarczy wejść do supermarketu, żeby wśród kupujących wyłapać takie same egzemplarze. Ale niestety nie mamy wyjścia. Gdybyśmy chcieli jeść zdrowo, byłby na świecie, chyba, nie do ogarnięci wielki głód?
Ale jest nadziej, istnieją już próby hodowania samego mięsa. Takich hamburgerów, golonki, czy schabowego. Rośnie to sobie w laboratorium tak jak sałata na grządkach. Wystarczy tylko kiedy dorośnie to zebrać i zjeść. I nie trzeba tych miliardów zwierząt najpierw karmić czasami nawet przywiązywać się do nich, a potem jak niby nic, tak po prostu uśmierci. Bo my ludzkość kilka miliardów głodomorów zjadamy kilkadziesiąt miliardów zwierząt. Istot żywych, o których uczuciach nic nie wiemy, poza zewnętrzną obserwacją.
Nikomu nie udało się przecież wniknąć w duszę takiej kury, nie zagrodowej, ale tej hodowanej na kilku centymetrach kwadratowych kurnika. A z łatwością wydajemy wyroki. Człowiek dla zysku zrobi wszystko. Wymyśli nawet lekarstwa, które nie leczą, ale czym bardziej wymyślne, tym kosztowniejsze. Tak samo jest z żywnością. Kiedyś myślałem, że producentom żywności i kontrolerom jej jakości zależy na tym, żeby na rynku pojawiała się tylko zdrowa, i bezpieczna żywność. A teraz coraz częściej wyznaję hasło – człowieku lecz się sam i żyw się sam. Bo tak jak istnieją uczciwi ludzie, jak i przeciwność, gangsterzy, tak samo istnieją uczciwi producenci i niekoniecznie. Dlatego człowieku uważaj co jesz.
Czasami czuję się tak, jakbym stał na autostradzie i chciał przedostać się na drugą jej stronę. Tylko czy warto podejmować takie ryzyko, bo może tam za drogą szybkiego ruchu jest takie same piekło. A może mniejsze? Niestety nie sprawdzimy tego, aż nie dotkniemy wnętrza rany na dłoni i kiedy przyjdzie ochota wrócić, znów przed nami będzie ta ruchliwa autostrada z rozpędzonymi samochodami.
Jędrzej Kuzyn