Przymierzałem się do napisania tego felietonu od dawna…

Co prawda jest to znów felieton o ostrzeszowskich problemach, ale myślę, że dotyczy on wszystkich miast w Polsce.

 

Przymierzałem się do napisania tego felietonu od dawna. Krążył we mnie jak natrętna myśl. Wiele szczegółów, które mnie gdzieś tam zaskakiwały, przywoływały z pamięci tamto wydarzenie. Dopiero gdy wybrałem na spacer z moim szczeniakiem, bo uczę go świata: ludzi, samochodów i tego, że przez ulicę przechodzi się na pasach. Już są tego efekty, kiedy dochodzimy do pasów ciągnie na drugą stronę na jezdni. Teraz uczę go, że przechodzi się na zielonym świetle. Chyba zaczyna i rozumieć. Psa więc można nauczyć przepisów ruchu drogowego. Bo to nie jest pierwszy pies, który reaguje na znaki. Poprzednie także dostosowywały się do reguł. A i obserwowałem przypadki, że bezpańskie kundelki przepuszczały samochody potem przechodziły po pasach. A człowiek niekoniecznie.

Jesteśmy przy szkole podstawowej numer 2, wyjście ze stołówki, matka z dzieckiem czeka, żeby przejść na drugą stronę, chociaż do pasów ma zaledwie trzydzieści metrów. Nagle dziecko wyrywa swoją dłoń z dłoni matki przebiega tuż przed maską, gdybym miał gorszą reakcję, pewnie miałbym o czym myśleć przez całe życie, chociaż i tak to wydarzenie pozostawiło ślad w mojej pamięci. Ale w tym przypadku można sobie wmówić, że co ciebie nie zabije, to ciebie wzmocni i nauczy. Dlatego teraz tak uważnie jeżdżę w tym miejscu. Człowiek chciałby przekraczać granice, być widocznym i podziwianym. W różny sposób można być podziwiany, najgorzej kiedy chce się, żeby nas chwalono i zapamiętano z naszych dokonań jako pirat drogowy.

Podczas tego spaceru doszliśmy z psem do przejścia dla pieszych przez DK11. W oddali widać było niebieskie światła radiowozów policyjnych jak i karetki pogotowia. Jak się okazało zginął tam człowiek i to na pasach. I powróciło do mnie pewne zdarzenie, w którym brałem udział.

Właśnie w tym miejscu, podczas remontu drogi krajowej podjeżdżając do przejścia zatrzymałem się, żeby przepuścić pieszego, który oczekiwał przed przejściem. W tym samym czasie jadący za mną samochód na warszawskich numerach z dużą prędkością ominął mój samochód. Dobrze, że osobą, którą chciałem przepuścić była czujna i do końca nie dała wiary, że może przejść bezpiecznie na drugą stronę. A przecież gdyby nie jej ostrożność mogłaby przy tej prędkości omijanego mnie pojazdu zginąć. I wtedy w jakimś stopniu i ja byłbym mimowolnym sprawcą wypadku. Bo gdybym się nie zatrzymał, to ten za mną nie wykonałby tak ryzykownego manewru. Wtedy nie było jeszcze wysepki, gdyby była zagrożenie w tym przypadku byłoby mniejsze. Ale wysepki także stanowią poważne zagrożenie. Stoisz na wysepce i trafiasz na nieuważnego kierowcę, niekoniecznie musi być to pirat drogowy.

Przejścia przez drogę niosą jak widać bardzo poważne grożenia. W ostatnim czasie gwałtownie zrosła ilość wypadków z pieszymi i to szczególnie na przejściach dla pieszych.

Takim bardzo zdradzieckim przejściem są pasy przy galerii w Ostrzeszowie od strony apteki, tam znak uwaga pasy u mnie działa jak znak stopu. Bo nigdy nie wiadomo skąd pojawi się zagrożenie. Czy nagle ktoś idąc równolegle nie wejdzie na pasy, albo nie wynurzy się za świateł stojącego samochodu, do końca nie wiadomo czy ustępującego miejsca pieszym, czy może tylko czekającym w kolejce na czerwonych światłach.

Ta gwałtowna ilość ofiar na przejściach może właśnie dlatego, że za bardzo chcemy stworzyć bezpieczeństwo pieszym, a to moim zdaniem, ale i zdaniem wielu ekspertów obróciło się przeciwko pomysłodawcom. Bo piesi poczuli się jak święte krowy w Indiach. Przestali uważać, nie biorą współodpowiedzialności zrzucając ją często całkowicie na kierowców. Można i tak, ale należy pamiętać, że kierowcy poruszają się po jezdni, która jest przeznaczona dla samochodów i to w dużo większą prędkością niż piesi. Łatwiej więc pieszym przestrzegać bezpieczeństwa, mają więcej czasu na reakcję. Moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby danie pieszym pierwszeństwa ze pewnymi obostrzeniami, by potem podczas rozstrzygania o winie, także pociągać ich do odpowiedzialności.

Ostatnio nasz premier w swoim orędziu dał znać o tym problemie. Dając wyraźnie do zrozumienia, że będą trwały prace nad takim skonstruowaniem prawa, żeby pieszy miał pierwszeństwo, nawet kiedy dochodzi do przejścia. Myślę, że jest to i trochę gra wyborcza. Bo co będzie, kiedy pieszy pojawi się przed przejściem w momencie, gdy kierowca do niego dojeżdża, a ten wejdzie na nie? Wiemy kto będzie winnym? A trzeba wiedzieć, że kierowca ma większe pole do obserwacji i nie jest czasami w stanie wychwycić wszystkich dziejących się zdarzeń, a pieszy wystarczy, żeby stosował tą starą jak świat zasadę. Najpierw spójrz w lewo, potem w prawo, potem jeszcze raz w lewo.

O tych problemach można by pisać bez końca, a odnośnie końca, to każdy kij ma ich dwa. Pamiętajcie, że większość z nas jest kierowcami, tak samo bywa pieszymi i po takim tragicznym wydarzeniu wyrzuty sumienia w końcu pojawią się po obu stronach. Ale jak mówi przysłowie; mądry Polak po szkodzie. Spróbujmy współdziałać, kierowcy i piesi. Innej szansy nie ma. Przecież nie wchodzimy pod nadjeżdżający pociąg. Coś nas przed tym wstrzymuje. Dlaczego nie uważamy tak samo na przejściach dla pieszych? Jestem za tym, żeby miasto było przede wszystkim miejscem dla pieszych i rowerzystów. Ale chciałem tylko napomnieć, że za kierownicą siedzą ludzie, którzy są omylni. Tacy jesteśmy po prostu, wszyscy. Po prostu postarajmy się.

Jędrzej Kuzyn
Ten wpis został opublikowany w kategorii Felieton. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments