Dobrzańscy z Doliny

Jan Maślanka – autor tekstu

Dzieje Dobrzańskich i Kosteckich w Dolinie na Kresach Wschodnich sięgają wieku XVIII. Tam mieli ziemię, domy i źródła utrzymania Miasto Dolina w 1970 r. liczyło 1400 mieszkańców. W 1921 r. w powiecie dolińskim ludność obrządku rzymsko-katolickiego liczyła 8,1% – 6951 osób, a grecko-katolickiego 85,6% – 73 307.

Ursyn Dobrzański, urodzony w Dolinie opowiadał autorowi*, że ojciec Janiny, Antoni Kostecki był właścicielem majątku Platyna – wówczas dzielnica tego miasta.

Właśnie ona, Janina, najmłodsza z rodzeństwa wyszła za mąż za Benedykta Dobrzańskiego. Rodzicami Benedykta były Michał i Emilia z domu Rożniatowska. Michał urodzony 1.08.1878 r. zmarł 1.03.1947 r. w n. Przecza koło Lewina Brzeskiego, a Emilia urodzona 25 sierpnia 1895 r. zmarła w 1973 r. w Krakowie. Ze związku Emilii i Michała na świat przyszli: Florian, urodziny 4 maja 1910 r.; Benedykt, urodzony 21 marca 1912 r. i Anna, urodzona w 1908 r.

* Rozmowa spisana u Dobrzańskich we wsi Gola dnia 6 kwietnia 2016 r. Uzupełniona informacjami Jacka Dobrzańskiego w liście ze stycznia 2020 r. dotyczącymi danych osobowych przodków – stanowią one osnowę niniejszego opracowania.

Florian Dobrzański zmarł w Krakowie 26 lipca 1992 r. Jego żona Jarosława, z domu Paszczyszyn, urodzona 6 czerwca 1915 r. a zmarła 24 października 1993 r. Ich dzieci to Lidia i Ryszard.

Ryszard urodzony w 1936 r., zmarł w 2001 r. Z żoną Ewą (ur. w 1940 r.) miał córkę Justynę, Jego siostra Lidia Dobrzańska urodzona w 1944 r. wyszła za mąż za Bogumiłą Tatarczuka (ur. 1939 r.)

Anna Dobrzańska córka Michała, urodzona w 1908 r., zmarła w 1999 r. Jej maż, Marian Łanowski urodzony w 1901 r., zmarł w 1974 r. Syn Łanowskich, Józef, z poślubioną Bożeną miał syna Artura, a ten z żoną Agnieszką dwie córki, Annę i Adę.

Benedykt Dobrzyński, syn Michała, urodzony w Dolinie, zmarł 30 listopada 2001 r. w m. Godziszka w powiecie bielsko-bialskim. Żona Janina z domu Kostecka, urodziła się 11 kwietnia 1915 r. w Dolinie. Zmarłą 1 listopada 2001 r. we Wrocławiu. Pochowana na cmentarzu w Wójcinie.

Syn Benedykta, Ursyn Dobrzański, urodził się 7 sierpnia 1937 r. Jego żona, Krystyna z Górkiewiczów urodziła się 10 września 1931 r. we wsi Gola. Małżonkowie Dobrzańscy mają syna Jacka, urodzonego 8 stycznia 1962 r. we Wrocławiu. Z żoną Benitą z domu Ćwiek, urodzoną w Zielonej Górze 30 czerwca 1968 r., mają dwie córki: Agatę ur. 29 stycznia 1992 r. i Zuzannę ur. 27 kwietnia 1996 r.

Florian Dobrzański mieszkał i prowadził gabinet dentystyczny w Bukaczowcach. Natomiast Benedykt, jego brat, pracował w katastrze* urzędu skarbowego. W latach 1933-1935 służył w podchorążówce we Włodzimierzu Wołyńskim, a później w Łodzi. W 1939 r. podporucznik B.Dobrzański został skierowany do Lwowa. Jako dowódca plutony brał udział w obronie tego miasta.

Aby nie dopuścić do zajęcia Lwowa przez Niemców, 22 września 1939 r. dowództwo wojsk polskich zadecydowało o przekazaniu miasta dowództwu wojsk radzieckich. Tegoż dnia oddziały radzieckie wkroczyły do Lwowa, zaś wojska niemieckie zostały zmuszone do wycofania się za rzekę San.

Ppor. B.Dobrzański, korzystając z rozkazu przełożonych, rozwiązał podległy mu pluton, a swym podwładnym żołnierzom pozwolił rozejść się w swoje strony. Sam zaś, nie chcąc wpaść w ręce żołnierzy radzieckich, przebrawszy się w cywilne ubraniem otrzymane od znajomych, przedostał się do domu – do rodziny.

* Kataster – rejestr obiektów (gruntów, nieruchomości) z oszacowaniem ich wartości i wykazem dochodów

Po 17 września 1939 r., zwłaszcza po 22 czerwca 1941 r., a więc po przemieszczeniach wojsk niemieckich i radzieckich, to na wschód, to na zachód – często podczas wkraczania do poszczególnych miejscowości – były one witane strojnymi bramami i pozdrawiane przez ludność ukraińską.

Stosunki pomiędzy Ukraińcami a Polakami uległy pogorszeniu, zaś napięcia rosły do niebezpiecznych granic. Aresztowano urzędników i funkcjonariuszy polskich. Podjęto decyzje wymierzone przeciwko osadnikom i właścicielom majątków narodowości polskiej oraz o „depolonizacji” i o deportacji z Kresów Wschodnich a także o „likwidacji państwa polskiego”. Zaś dowództwo UPA „rozkazało Polakom kolonistom, wyjechać z Wołynia do Polski pod groźbą kary”.

Decyzja „polityczna” o wywózkach Polaków i osób narodowości polskiej zapadłą 5 grudnia 1939 r. na połączonym posiedzeniu Biura Politycznego KC Partii Bolszewików i rządu ZSRR. Podjęto wtedy uchwałę „o wysiedleniu osadników i służby leśnej z zachodnich obwodów Białoruskiej i Ukraińskiej SRR”.
Rada Komisarzy Ludowych (rząd) dnia 29 grudnia 1939 r. zatwierdziła instrukcję NKWD „o porządku przesiedlenia polskich osadników z zachodnich obwodów Białoruskiej SRR i Ukraińskiej SRR z regulaminem osad specjalnych i zasad zatrudniania wysiedlonych”.

Stosownie do powyższych postanowień, w latach 1940-1941 przeprowadzono cztery deportacje Polaków i obywateli II Rzeczpospolitej Polskiej:

I. 10 luty 1940 r. Do obwodu archangielskiego, Republiki Komi i na Syberię zesłano 114 200 Polaków oraz 11 300 Białorusinów i 12 300 Ukraińców – obywateli II RP. Ta pierwsza deportacja objęła przede wszystkich osadników wojskowych, średnich i niższych urzędników II RP, funkcjonariuszy służby leśnej i pracowników PKP z rodzinami.

II. 13-14 kwietnia 1940 r. Do Kazachstanu zesłano 42 000 Polaków oraz 800 Białorusinów, ponad 7 000 Ukraińców i 2 400 Żydów – obywateli II RP. Były to rodziny urzędników państwowych, wojskowych, policjantów, służby więziennej, nauczycieli, działaczy społecznych, kupców, przemysłowców i bankierów oraz rodziny osób aresztowanych dotychczas przez NKWD.

III. 28-29 maja – lipiec 1940 r. Określana jako deportacja z czerwca 1940 r.. Objęła głównie uchodźców z centralnej i zachodniej Polski przybyłych podczas działań wojennych w 1939 r. na tereny, które znalazły się później pod okupacją radziecką. Spośród wówczas deportowanych ponad 80% stanowili Żydzi (63 800 – 65 500), Polacy (8 300-8 500) i inne narodowości, głównie Białorusini i Ukraińcy (3 800 do 3 900). Miejscem zesłania były Republika Komi i Kraj Ałtajski.

IV. Maj-czerwiec 1941 r. Tą deportacją, przerwaną atakiem Niemiec na ZSRR, objęto głównie osoby ze środowisk inteligenckich. Pozostałych uchodźców, rodziny kolejarzy, rodziny osób aresztowanych przez NKWD w drugim roku okupacji, wykwalifikowanych robotników oraz rzemieślników. Byli to m.in. Polacy – 20 000 osób czy Ukraińcy – 11 000.
Deportowani Polacy łącznie: 184 500 osób.

W okresie od około połowy września 1939 r. do końca lutego 1940 r. aresztowano na Kresach 92 500 osób, w tym 41 059 Polaków, 20 864 Ukraińców, 7549 Białorusinów i 23 028 Żydów.
„Na rozkaz OUN i UPA w latach 1939-1947 zabito na Wołyniu oraz w województwach lwowskim, stanisławowskim i tarnopolskim od 120 tys. do 130 tys. Polaków”. Chodziło przecież m.in. o oczyszczenie przez deportację (zesłanie) „elementów polskich” z Wołynia, a całych Kresów Wschodnich z „elementów niepewnych”. Owe „czyszczenie”, tak w rozumieniu UPA jak i ZSRR, miało polegać nie tylko na wyjeździe Polaków na zachód jak rozkazywało dowództwo AK lub na wysiedleniu obywateli II RP w głąb ZSRR, jak rozkazywały władze najwyższe tego związku, ale na fizycznej likwidacji, paleniu dorobku, zabieraniu majątku i zatarciu wszelkich śladów świadczących, że kiedykolwiek właśnie tam mieszkali.

W tamtych czasach dom Dobrzańskich był inwigilowany przez milicję ukraińską i NKWD. Któregoś letniego dnia, chyba w maju lub w czerwcu 1941 r. spotkany na dworcu kolejowym kolega, ostrzegł B.Dobrzańskiego, aby nie wracał do domu, ponieważ są tam obecni milicjanci. Jak się później okazało, celem ich wizyty miało być podobno uzupełnienie danych osobowych domowników. Innym razem, przybyły służbowo, znajomy z czasów gimnazjalnych, poprosił Benedykta o okazanie paszportu (dowodu osobistego). Wtedy, domyślając się prawdziwego celu wizyty, dla niepoznaki udał się do sąsiedniego pokoju, niby po paszport, czmychnął przez okno i uciekł do lasu. Doszedł do Bolechowa. Następnie wsiadł do pociągu i pojechał do brata Floriana w Bukaczowcach między Stanisławowem a Kałuszem leżącym na wschód od Doliny

U brata przebywał przez okres obecności tam wojsk radzieckich.

Przypuszczalnie około 1942 r. do gabinetu dentystycznego Floriana Dobrzańskiego zgłosił się znajomy Ukrainiec z obandażowaną częścią twarzy, co miało sugerować ból zęba. Powiedział obecnemu tam Benedyktowi: Musisz uciekać, bo jesteś przeznaczony do zamordowania, ty i cała twoja rodzina.
W tej sytuacji Dobrzański postarał się o miejsca w pociągu do Krakowa, przejeżdżającego przez Dolinę i mającego tam przystanek. Niezwłocznie też skontaktował się telefonicznie ze znajomym naczelnikiem stacji kolejowej, Rysakiem. Poprosił go o powiadomienie żony Janiny, aby razem z synem przybyli na stację i tak oczekiwali na przybycie pociągu. Wiadomość została w porę przekazana za pośrednictwem specjalnego posłańca. O przewidywanej porze pociąg nadjechał. Wsiedli więc do odpowiedniego wagonu i pojechali do Tarnowa, gdzie przesiedli się do pociągu zmierzającego do stacji Gromnik. Następnie udali się do pobliskiego miasteczka Zakliczyn i zamieszkali początkowo w willi przyjaciela rodziny, doktora Raczyńskiego. Później przenieśli się do pokojów wynajmowanych w mieście.

W ten sposób uratowaliśmy życie – powiedział po latach Ursyn Dobrzański. Przecież ci, którzy wyjechali z Platyna, uniknęli tego, co wiosną 1941 r. i w latach następnych spotkało Polaków na Ukrainie, tj. „rzezi wołyńskiej”. Tenże Ursyn, wówczas zaledwie kilkuletni chłopiec, tak opisał jedno z zabójstw w Platynie: Wczesną wiosną, chyba w lutym 1944 r., uzbrojona i zamaskowana grupa mężczyzn przyprowadziła bratanków dziadka Kosteckiego, Bronisława i Stanisława, już rannych i jęczących w boleściach. Ułożyli ich na podłodze w dużej kuchni a obok nich również dziadka Antoniego. Babcię Ludwikę wyprowadzili i zamknęli w osobnej komorze przydomowej (w której przechowywano m.in. uprzęż końską, wieszaną zwykle na ściennych hakach). Po chwili usłyszała strzały. Wtedy też do komory wszedł służący (Ukrainiec) i zabrał uprząż, która okazała się dla niego tak ciężka, że nie był w stanie swobodnie zamknąć za sobą drzwi. Korzystając z nadarzającej się okazji, weszła do kuchni i ku swemu przerażeniu zobaczyła trzech leżących mężczyzn nie dających znaków życia.
Z krzykiem rozpaczy: Antoni, Antoni! – podjęła próbę ratunku – ale było już za późno.
W ubiorze prawie nocnym wybiegła z domu i aby się jakoś schronić, uciekła do lasu.

Stamtąd patrząc z niewielkiego wzniesienia w terenie, zdołała się zorientować, co napastnicy wyprawiali w gospodarstwach i domach. Działali w trzech grupach. Jedna z nich mordowała ludzi. Druga, plądrowała i rabowała wszystko, co się dało, ładując łupy na wóz. Trzecia, podpalała zabudowania. Z obór wypędzała bydło, z chlewów trzodę i wszystko co żywe. Z wyjątkiem królików, które opalały się żywcem.

Ogień rozprzestrzeniał się szybko, dym unosił się wysoko a łuny pożarów widziane były z daleka. W mieście stacjonowały już wojska niemieckie i węgierskie. Ludwika całą noc spędziła w lesie. Dopiero nad ranem wróciła na pogorzelisko. Ich dom, stodoła, obora, stajnie i pasieka spaliły się doszczętnie.

Janina Dobrzańska z synem Ursynem i małą walizeczką w ręku zdołała dostać się do miasta. Tymczasem w rejon pogorzeliska przybywały osoby pragnące sprawdzić i zobaczyć to, co się stało. Zastali zgliszcza. Ocaleni i najbliżsi grzebali w popiele, zbierając spalone szczątki pomordowanych. Zawinięte w prześcieradła, zawieźli na miejscowy cmentarz i pochowali w zbiorowej mogile. Niektórzy odnajdywali jakieś przedmioty, ratując dla pamięci to, co dało się jeszcze ocalić.

– A co z bydłem? – zapytałem Ursyna Dobrzańskiego. Odpowiedział mi:
Zaczęto je ratować i skupiać w jednym miejscu. Następnie wyprowadzono na stację kolejową, umieszczono w wagonach i przewieziono do Zakliczyna, gdzie i my z ojcem i mamą przybyliśmy. Powstał problem, co zrobić ze stadem bydła liczącym kilkadziesiąt sztuk? Niedaleko Zakliczyna był majątek ziemski, w którym na prośbę ojca stado przechowano i żywiono.

O szczegóły nie pytałem.

W Zakliczynie obaj bracia, Benedykt i Florian, prowadzili gabinet dentystyczny – podstawę utrzymania. Kiedy Florian już po wojnie wyjechał do Opola, to Benedykt z rodziną udali się do Nowogrodu koło Szczecina. Mieszkali tam w latach 1946-1948. Czuli się jednak źle. Szczególnie Benedykt, którego bowiem co tydzień wzywano do Urzędu Bezpieczeństwa, gdzie za każdym razem musiał opowiadać swój życiorys. Wypytywano go o przeszłość wojenną i okupacyjną. Był przecież oficerem Wojska Polskiego. Czy się wtedy zajmował, gdzie pracował, co robił później… Nie wytrzymywał i wyjechał. Dowiedziawszy się, że we Wrocławiu mieszka znany mu przyjaciel, tam się udał, aby zorientować się w miejscowych perspektywach i możliwościach podjęcia pracy.

W wyniku zdecydował się na wyjazd z rodziną na Dolny Śląsk. Razem z babcią Ludwiką osiedli w miejscowości o nazwie Święta Katarzyna, położonej na południe od Wrocławia. Blisko dzielnicy Krzyki.

Ursyn Dobrzański po szkole powszechnej w Zakliczynie i po maturze we wrocławskim liceum, podjął studia na Wydziale Budownictwa Politechniki Wrocławskiej, które na krótko przerwał.
Zajął się pracą na budowach i w Wydziale Architektury Urzędu Miejskiego. Jednak studia wyższe ukończył, ale w Zielonej Górze. Zaliczył też studium podyplomowe. Swoją przyszłą żonę, Krystynę Górkiewicz, poznał we wrocławskim Klubie Lekarza. Była wtedy studentką stomatologii. Mieszkała u ciotki Oktawii Lubczyńskiej z domu Weryho-Darewskiej. Krystynę poślubił w 1959 r.

Po śmierci teściowej, Wandy Górkiewiczowej w 1981 r., osiadł na stałe we wsi Gola i zajął się całkowicie niewielkim gospodarstwem rolnym, kiedyś dużym majątkiem z tradycjami ziemiaństwa. Żona Krystyna prowadziła gabinet stomatologiczny Dziś nieczynny zawodowo, ale urządzenia i wyposażenie staranie zachowane.

Myślę, że w tym miejscu narracji, wskazanym mogło by być nawiązanie do życiorysu Henryka Dobrzańśkiego „Hubala”. Urodził się 22.06.1896 r. w Jaśle, jako syn Henryka i Marii z Lubienieckich.

Można zapewne przyjąć, że Henryk Dobrzański i Michał Dobrzański byli osobami sobie bliskimi. Wspominał mi o nich Ursyn Dobrzański. Po stronie matki Hubala, znanymi z historii powstańczej byli:
– Hipolit Lubieniecki, oficer powstanie listopadowego w 1831 r.
– Włodzimierz Lubieniecki, walczył w powstaniu styczniowym w 1831 r.

Obie strony łączy herb „Leliwa”, z tym, że Lubienieccy mają herb „Rola”.

Major Henryk Dobrzański to olimpijczyk (jeździectwo). Uczestnik wojny 1939 r. Ze swym oddziałem kawalerzystów szedł z pomocą walczącej Warszawie, a po jej kapitulacji przedostał się na Kielecczyznę, gdzie jako dowódca Oddziału Wydzielonego WP (Hubalczyków) walczył do dnia 30 kwietnia 1940 r., w którym poległ w walce pod Anielinem.

Przedtem, przebywając w Dworze Kubki, dnia 1 października 1939 r. napisał list do córki, w którym prosi, aby to, co jej przesyła na pamiątkę, jak dorośnie, nosiła na paluszku. Był to właściwie list pożegnalny, o czym świadczy zdanie: „Żegnam Ciebie Krysiuniu i Mamusię…”. Następnie zwrócił się do Zofii Arkuszewskiej, dziedziczki dworu, z prośbą, aby list doręczyła a herbowy sygnet z Leliwą, który zdjął z palca i położył na jej dłoni. Przekazała jego matce Marii Dobrzańskiej w Krakowie.

Poznawszy tragiczne wydarzenia i los Dobrzańskich, a wraz z nimi po części i Kosteckich, można by obecnie zapytać, nie urażając ich pamięci i do tego imienia, dlaczego widząc i znając trudny i złożony układ relacji dwóch narodowości: polskiej i ukraińskiej, nie opuścili swego majątku u mienia w Dolinie?

Z opowieści rodzinnych zapamiętanych przez ich potomka Ursyna, wiadomo: „Na ziemiach tych od wieków gospodarzyli i wiernie Rzeczypospolitej służyli, dziadek i pradziadowie, którzy nikomu krzywdy nie wyrządzili i ja też” – miał powiedzieć Antoni Kostecki.

Nie widzieli więc powodu aby potrzeby – mimo wrogiego tamtymi laty otoczenia – aby ziemie ojczyste opuszczać. Wielu z nich, tak jak Kosteccy, przypłaciło życiem, ginąc z rąk ukraińskich niby – przyjaciół i sąsiadów, którzy w konkretnym przypadku dopuścili się zbrodni na Polakach.

I pytanie uogólniające: Czy tragedia tego rodzaju, co w Stanisławowskim i na Wołyniu w pierwszych latach 40 XX wieku można wiązać z późniejszą operacją „Wisła” w latach 1945 – 1947? Z pomocą przychodzi odpowiedź, jaką dał st. Srokowski w roku 2016, współtwórca filmu „Wołyń”. Brzmi ona tak: „Nie byłoby akcji „Wisła”, gdyby zbrodniarze z UON i UPA nie zakorzenili się w Bieszczadach, gdyby nie ukryli tam składów broni i nie chcieli oderwać tego kawałka ziemi od naszej Ojczyzny”.

Skojarzenia z filmową opowieścią są jak najbardziej bliskie. Film bowiem pokazuje ogólny rys historyczny dziejów i artystyczny obraz tragedii ludności polskiej na Kresach Wschodnich. W przypadku Doliny, ziemię ojczystą Dobrzańscy zmuszeni byli opuścić pod groźbą utraty życia, a majątek i tak stracili na rzecz Ukraińców.

Niezależnie od tych czy innych ocen ludzi i toku rzeczy, trzeba pamiętać, że w tamtych latach (koniec 1939-1943/1944) na Kresach, inaczej przecież niż w Bieszczadach, ogólnie rzecz ujmując, nie było regularnego wojska polskiego i polskiej władzy państwowej, niezbędnych dla ochrony ludności polskiej i rozprawienia się mocą prawa i siłą zbrojną ze zbrodniczymi ugrupowaniami ukraińskimi.

Tymczasem powstająca dopiero co konspiracja polska była paraliżowana przez NKWD. Po wkroczeniu Niemców w 1941 r., ponowiono jej organizowanie. Zaczęły powstawać formacje samoobrony. W styczniu 1941 r. zarządzono mobilizację oddziałów partyzanckich i wszystkich pozostających w konspiracji w ramach akcji „Burza” i do tworzenia zrębów 27. Dywizji Piechoty AK.

Przede wszystkim zaś trzeba pamiętać, że Kresy Wschodnie znajdowały się pod okupacją wojsk państwa obcych zainteresowanych likwidacją pozostawionych tam dóbr oraz polskich wartości materialnych, kulturalnych i duchowych. Ci, którzy, ja te dorosłe drzewa wyrwane z korzeniami z ziem Kresów Wschodnich, znaleźli swe miejsce do życia w Małopolsce i na Kresach Zachodnich, zaś ich potomkowie, tacy jak Ursyn Dobrzański i jego syn Jacek – zdołali już zapuścić swoje korzenie w ziemi dorzecza Odry i Prosny.

Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ustanowił dzień 11 lipca Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach Rzeczypospolitej. W ten sposób wszyscy oddajemy cześć Ich pamięci.

Jan Maślanka.

Bibliografia:

1. Olga Linkiewicz: Lokalność i nacjonalizm społeczności wiejskiej Galicji Wschodniej w dwudziestoleciu międzywojennym. Kraków 2018, s.28
2. W.Klimecki, Zb.Karjus: Czas samotności, Ukraina w latach 1914-2018. Warszawa 2018, s. 132-140, 150-160.
3. M.A.Koprowski: Wołyń. Wspomnienia ocalałych. Replika, 2019, s.11, 65, 66
4. J.Komuda: Hubel. Lublin 2016, s.150, 152/
5. B.Piętka: Prawda i fałsz o deportacjach. Przegląd 2020, s.27-29
6. W.Raczkowski: Życie w nieludzkich czasach. Przegląd nr 38/2016, s.16-18
7. St.Srokowski i Br.Tumiłowicz. Przegląd nr 15/2016, s.25-28
Ten wpis został opublikowany w kategorii Historia. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments