Lututów mojego dzieciństwa

Od autora: Lututów ma piękną i bogatą historię, w znacznej mierze jednak zapomnianą lub nieodkrytą. Grupa „badaczy” historii Lututowa i okolic, która zawiązała się kilka lat temu pragnie naprawić ten błąd przeszłości. Strona „Badacze Historii. Lututów” na profilu społecznościowym Facebook cieszy się dużym zainteresowaniem.

Publikacje, które tam są i będą zamieszczane oraz te publikowane na www.powiatowy.pl i gazecie wieruszowskiej Ilustrowany Tygodnik Powiatowy przekazujemy ku pamięci lututowian a darczyńcom w podziękowaniu. Zapraszamy do współpracy na rzecz naszego miasta. Celem naszej pracy jest pobudzenie mieszkańców grodu Lutolda, byłych i obecnych. Liczymy na pomoc i uaktywnienie się w tej dziedzinie osób, które mają do przekazania w dogodnej formie cząstkę historii Ziemi Lututowskiej.

Lututowianka Zosia

Dzięki uprzejmości Pani Małgorzaty Maciejewskiej – Krawczyk pozyskałam kontakt do nietuzinkowej postaci, rodowitej lututowianki Pani Zofii Zator zam. Cieplice Śląskie – Zdrój. W swoim opracowaniu przedstawię Państwu, jak wyglądało życie w Lututowie w okresie międzywojennym, w czasie okupacji i po wojnie, czym zajmowali się mieszkańcy, z jakimi problemami się borykali, jakie mieli zainteresowania.

Zagadnienia te przedstawione zostaną z perspektywy widzianej oczami 10 – letniego dziecka, bystrego dziecka, które wszystkim się wokół interesowało, a później osoby odwiedzającej Lututów na przestrzeni 70 lat. Pani Zofia Zator posiada ogromny zasób wiedzy historycznej, gromadzi ją w postaci wspomnień własnych i innych ludzi, którzy żyli w tamtych czasach, dokumentów, zapisek i starych zdjęć, które są bardzo cenne. Dzięki tym starym, wyblakłym fotografiom dane nam będzie zobaczyć, jak kiedyś wyglądało nasze miasto Lututów. Pani Zosia w miejscowości, w której mieszka od 78 lat jest ceniona i szanowana. Jest bezcenną kartą historii. Dzieli się wiedzą z ogromną przyjemnością. Cieszy ją zwłaszcza zainteresowanie młodzieży, która ją odwiedza w jej pięknym mieszkaniu. Jest zapraszana do szkół, udziela wywiadów do mediów lokalnych, regionalnych i ogólnopolskich. Można usłyszeć jej opowieści na antenie radiowej i obejrzeć na portalach społecznościowych i  serwisie internetowym YouTube.

Pora, aby mieszkańcy Lututowa poznali sławną lututowiankę.

Bo ja kocham Lututów

Pani Zofia Zator z d. Pawelska urodziła się 21 maja 1933 roku w Lututowie. Rodzicami jej byli: Kazimierz Pawelski i Maria Pawelska z Leszczyńskich. Dzieciństwo zasadniczo spędzone w Lututowie  przypadło na okres międzywojenny. Gdy wybuchła II wojna światowa miała 6 lat. Brutalnie zakończyło się beztroskie dziecięce życie. Jako 10-letnie dziecko wraz z rodzicami została przydzielona do transportu na roboty przymusowe do Niemiec. Na listę trafili na skutek donosu urzędnika gminnego, wydawało im się, że przyjaciela rodziny. Nie wiedzieli co ich czeka, gdzie trafią, czy uda im się przeżyć?

Oddajmy głos Pani Zofii Zator.

Wesoły rozśpiewany Lututów lat międzywojennych.

Latem, w niedzielę szło się na spacer nad staw niemojewski. Staw był bardzo duży. W latach 30-tych obchodzono w Lututowie święto morza, po stawie pływano na tratwach. Przed wojną w Lututowie przebywał malarz  Paprzycki. Nie był rodowitym lututowianinem, kiedyś był marynarzem. Malował obrazy i obdarowywał nimi znajomych. Zrekonstruował polski statek pasażerski „MS Piłsudski”. Zanosili go na staw na święto morza i ten statek pływał po tym stawie. Nad stawem było wesoło, wianki puszczano na wodę, cuda tam się działy. Panie ładnie się ubierały, nosiły piękne kapelusze. Pani Grafińska robiła przecudne kwiaty, które przypinało się do kapeluszy. Nauczyła się tego rękodzielnictwa na Śląsku.

Mam zdjęcie z pożegnania księdza Czesława Muszkieta w 1938 roku. Organizacja Młodej Polki go żegnała i wierni. Po nim przybył do Lututowa ks. Nabrdalik Edmund.

Panie, które są na tym zdjęciu mają kapelusze z owocami. Wtedy, jako dodatki do kapeluszy były modne owoce, wiśnie, truskawki i inne. Taka była przedwojenna moda. Lututów to była rewia mody. Mam też inne zdjęcia, jak lututowianki chodziły ubrane. Moja mama przed wojną miała uszytą suknię z kreponu, z bolerkiem, z przodu przybrana była chabrowym atłasem. W Lututowie było dużo sklepów żydowskich, polskie też były. Sklepy były dobrze zaopatrzone. W rynku był sklep przy sklepie, w każdym był inny asortyment. Gdy przyszedł czwartek to wystawiali się na rynku, pełno było wszystkiego. Kupcy przybijali targ. Przepiękne materiały, było na co popatrzeć, a dzisiaj nie ma, bo nie ma fabryk. Pamiętam, że moja znajoma Alusia zanosiła na targ lemoniadę i tak reklamowała: „słodka jak miód, zimna jak lód, niedrogo kosztuje a smacznie smakuje”. Obok Żyd krzyczy „osły, kosły, ładne kuski, modne palbi kobicie na głowe”. Pani by tego niezrozumiała. -„Osełki do kos, ładne chustki kobietom na głowę”. Dobrze zapamiętałam Lututów, ten wesoły rozśpiewany Lututów lat międzywojennych.

Patriotyczny Lututów

Młodzież, święta religijne i państwowe, parady. W Lututowie było dużo organizacji: Katolickie Stowarzyszenie Młodej Polki, męskie i żeńskie, Lututowski Związek Rezerwistów, Związek Strzelecki, Straż Ogniowa Ochotnicza i inne, każdy wychodził pod swoim szyldem.

Ognisko Młodej Polki mieściło się w domu przy Gimnazjalnej, na rogu z Wieruszowską, dzisiaj jest tam sklep. Siostra mamy była prezeską w organizacji Młoda Polka. Dziewczęta uczyły się haftu, gotowania, pięknie śpiewały na uroczystościach. Uroczystości kościelne obchodzono bardzo licznie. W święta i obchody ważnych rocznic tłumy ludzi się zbierały na Rynku, przy Pomniku Piłsudskiego, widać to na zdjęciach. Pamiętam pomnik Piłsudskiego, obok wujek Władysław Leszczyński miał piekarnie. „Rezerwa” szła w szyku, pan Stalski prowadził. Brał udział, jako ochotnik w wojnie z bolszewikami.   Był komendantem „Strzelca” w Lututowie. Został zmobilizowany w sierpniu 1939 r., dostał się do niewoli sowieckiej. Przebywał w obozie w Starobielsku. Został zamordowany w 1940 r. w Charkowie. To piękna postać Lututowa.

W bramie przed kościołem były duże dzwony, dzwoniły na uroczystości, nawet jak pogrzeb szedł. Na cmentarzu było zupełnie inaczej, było dużo grobowców, jak to nazywali „sklepów”. Teraz są pozasypywane. Gdy budowali kościół, wiem to od moich dziadków, to przy wykopach natrafili na groby żołnierzy w zbrojach, pancerzach ze skrzydłami husarskimi.

Dawniej wokół kościoła był cmentarz. Tam, pod kościołem są pochowani  żołnierze w tych zbrojach. Ksiądz nie kazał nic mówić, tylko powiedział „szybko zakopcie”. To był zabór rosyjski, car mógłby nawet cofnąć pozwolenie na budowę kościoła. Dawny cmentarz wokół drewnianego kościoła sięgał wnet do pomnika Piłsudskiego. Moja babcia Karbowska, która mieszkała w rynku opowiadała, że jak kopano, to pojawiały się kości, czaszki. Babcia mówiła „tak mi tu samej nieprzyjemnie mieszkać”. Moja babcia pochodziła z Karbowskich, mam jej metrykę pisaną po rosyjsku przez księdza Żeromskiego. Też Wam ofiaruję do izby pamięci. W Lututowie działy się różne rzeczy. Przyjaźniłam się przed wojną z rodziną Wyganowskich, oni mieli aptekę w rynku.

W czasie II wojny światowej Józef Wyganowski, ojciec Marysi i Stasia, jako oddany patriota został wywieziony do obozu koncentracyjnego, z którego nie powrócił. Syn Stanisław został księdzem. Zmarł w Dąbrowie Górniczej, gdzie był proboszczem, tam jest pochowany. Jego siostra Marysia była z nim. Zmarła wkrótce po nim. Opowiadała mi, że na grób powstańców styczniowych na cmentarz przyjeżdżały ich rodziny. Z Wielkopolski przyjeżdżała rodzina Antoniego Korytyńskiego. Nie wszyscy leżą na cmentarzu. Ja byłam zadowolona, jak ten grób powstańców zrobili z kamienia, taki polny grób powstańców, otoczony płotem, wysoki krzyż. Po wojnie zrobili pomnik. Z Marysią Wyganowską miałam kontakt do jej śmierci. Wczoraj znalazłam list od niej, który napisała do mnie z Dąbrowy Górniczej, po śmierci brata. W książce o harcerstwie na zdjęciu jestem w stroju harcerskim z ks. Wyganowskim. List i zdjęcia zapakuję w kopertę i wyślę do Redakcji, a Pani przekaże to księdzu dziekanowi, aby umieścił w Izbie Pamięci Ziemi Lututowskiej.

Lututów tętnił życiem.

Lututów mile wspominam, dobrze się tam czułam, byłam dzieckiem lubianym. Lututów tętnił życiem a dzisiaj jest cmentarzysko. Idzie się na spacer na cmentarz. Urząd gminy był na Gimnazjalnej, później była tam szkoła. Budynek sąsiadował z kamienicą Państwa Maciejewskich. Pan Jan Stalski był nauczycielem w Lututowie.

Kiedy byłam w Lututowie to u nich często bywałam, Pan Stalski szedł ze swoimi dziećmi: Krysią i Andrzejem na spacer, mnie też zabierał. Szliśmy nad staw, do rynku, na Żmudę, w pola. Stalskiego wszyscy lubili, bardzo. Cały Lututów go lubił. Zawsze uśmiechnięty, miły serdeczny. W Lututowie, to ja wszędzie ganiałam z Krysią Stalską, to moja przyjaciółka. Krysia mówiła na mnie „moja kuzynka”.

Mam zdjęcie podpisane ,,mojej kuzynce,,. Krysia to moja rówieśniczka, podobnie, jak Alina Dusiówna.

 

 

 

Mam z nimi kontakt do tej pory. Mam zdjęcie z ochronki, bo w Lututowie w czasie wakacji, przez dwa miesiące działała ochronka, czyli opiekowano się dziećmi.

 

 

 

Siedzimy w pierwszym rzędzie: Pani Grażyna Cichecka, Rita Skotnikówna, Krysia Stalska, Zosia Pawelska, Anka Góranowska i Irma Skotnikówna. Zdjęcie podpisane jest „Pamiątka z ochronki”. Góranowski, ojciec Anki  był rządcą w dworze. Ochronkę prowadziły Grażyna i Tonia – córki Pana Kazimierza Cicheckiego, kierownika szkoły, nauczyciela i kapelmistrza orkiestry straży ogniowej. Pan Cichecki miał trzy córki: Irenę, Grażynę i Tonie. Pamiętam i czuję smak tej bułki i mleka. Dostawało się kubek mleka i zwykłą bułkę. Opłata za miesiąc wynosiła 1 zł. Mam pokwitowanie: Opłata 1 zł. Dzieciniec w Lututowie.  Mam zdjęcie z 1936 roku ks. Sośnierza, ofiarował je mojemu kuzynowi. Przyślę Wam te zdjęcia, ofiaruję je Księdzu kanonikowi Waldemarowi Gruszce, obecnemu proboszczowi parafii Lututów, do Lututowskiej Izby Pamięci.

Nauczycielem w Lututowie był Pan Józef Krzysztofik. Żona jego, podobnie, jak Pani Stalska były nauczycielkami. Mieli syna Ziutka i córkę Lilę. Ja śpiewałam „poszła Lila po wodę do ciemnego zdroju, Ziutek za nią rach ciach ciach, nie dał jej spokoju”. Lubiła mnie bardzo siostra pani Krzysztofik, też Zosia. Wzięli sklep po Żydzie, tam było wszystko, „mydło i powidło”, śledzie, kawa, jednym słowem wszystko. Tego Żyda nazywali kawiarz, bo kawę palił.  Sklep był na Złoczewskiej, naprzeciwko domu Grafińskich. Poszłam do tego sklepu, za ladą siedziała siostra pani Krzysztofikowej i powiedziałam „chciałam kupić drewnianych gwoździ do butów”. Ona mówi „Zosiu, tak się nie mówi, to się nazywają szpalki”. W Lututowie w karnawale całymi wiadrami pączki smażyli, na smalcu oczywiście. Rodziny były duże, była ta więź rodzinna, sąsiedzka, jeden do drugiego przychodził. Wieczorem przy lampie naftowej siedziało się, każdy coś opowiadał. Mój dziadek Leszczyński opowiadał, jak służył w wojsku rosyjskim, bo zabierali Polaków do carskiego wojska. Należał do straży pożarnej, był strażakiem. Jest na zdjęciach wszystkich, gdzie są strażacy przedwojenni, w białym mundurze. Cichecki kierownik szkoły, kapelmistrz był bezcenny dla Lututowa, jako nauczyciel był bardzo dobry

Taką wiedzę, jaką ja mam, to tylko mnie się mogło to przydarzyć.

W Lututowie życie kulturalne toczyło się głównie w remizie, w Rynku. Mówiło się w Sali. Tam przyjeżdżało kino objazdowe, były zabawy w karnawale, panny robiły parasolki do tańca, piękne wachlarze z bibuły, był teatr. Były dwa sklepy, z jednej i z drugiej strony remizy. Pani Fela miała sklep mięsny, drugi nie pamiętam z czym był.

Chcę opowiedzieć o teatrze. Dużo sztuk, wierszy pisał pan Cichecki Kazimierz, kierownik szkoły, kapelmistrz orkiestry dętej. Oto jeden z jego wierszy z moich zbiorów.

Wiersz Kazimierza Cicheckiego „Wiochna”
Już słoneczko powstało,
i  przegląda się w rzece,
oj na rosę, na białą,
ja polecę, polecę.
Jak to dobrze Bóg zrobił,
taki piękny świat stworzył,
tyle kwiatów zasadził
tyle ziół namnożył.
Otóż żyłam na świecie a pokuty nie znałam,
jako ptaszek na roli prześpiewałam dni płoche,
i nie znałam niedoli
oj znam jam już trochę.
Już trzy razy płakałam
i serdecznie mój Boże,
gdy babka skonała w tej ciemnej komorze.
A drugi raz gdy w nocy ludzie po wsi biegali
krzycząc gwałtu, pomocy, bo kościółek się pali.
A trzeci raz, gdy w progu stanął dziadek pochyły,
taki oto ubogi, taki dobry i miły.
I piosenka zabrzmiała o tułaczu niewoli,
wtedym bardzo płakała, bo bardzo mnie to boli.
Całowałam go w rękę, nie smuć że się dziaduniu,
a łzy żalu i bólu upadły na rękę.
I zza mgły słoneczko powstało,
wronka kracze na roli, nie wiem co mi się stało,
coś mnie tam smuci, coś boli.
I chciałam zapłakać, to mnie pusta chęć łechce,
weselić się i płakać, i chciałabym jeszcze”.

Na jednym przedstawieniu występowała lututowianka Witychówna, nazywali ją Aza, bo była piękna jak cyganka. Dużo występowało  młodzieży w tym teatrze. Pan Cichecki układał piosenki. Lututów miał swój teatr, miał wszystko. Sztuki były wystawiane z okazji różnych świąt.

W niedzielę, jak już mówiłam wszyscy zbierali się nad stawem. Pięknie było. Piątek, sobota to Żydzi na spacer szli. Lututowscy żydzi byli zamożni, nosili biżuterie. W Lututowie przed wojną było więcej Żydów niż Polaków. W domach mieli srebrne lichtarze, rzadko mosiężne. Piękne. Ile jeszcze jest lichtarzy w Lututowie z czasów przedwojennych? Jak wywozili Żydów, to ludzie sobie zabierali te różne rzeczy pożydowskie, a niektórzy to sklepy sobie zabierali. Latem to właściciele sklepów, sprzedawcy siedzieli na schodkach, czekali na klientów, jeden do drugiego przyszedł. Spotykali się też przy studniach, bo przecież trzeba było wodę nosić. Dom, w którym po wojnie był szpital to postawił pan Cichecki. To był prywatny dom Na dole przed wojną mieszkał lekarz Karasiński, później doktor Bąk, folksdojcz Skotnik, a na piętrze państwo Cicheccy. Dom zabrała im władza ludowa.

Ciotka Pelagia Pietrzykowska była  nauczycielką w Lututowie, mieszkała na Żmudzie, uczyła na tajnych kompletach podczas wojny. Znalazłam od niej widokówkę z 1930 roku adresowaną do mojej mamy z Wielunia nadaną. Nie ma już tego domu, w którym mieszkaliśmy na Złoczewskiej, nie ma piekarni wuja Władysława. Bo wuj Władysław, brat mojej mamy  miał piekarnię na rogu Rynek i Gimnazjalna, tego domu już nie ma. W Lututowie było dużo rzeźników: Franio Serweciński, Pietrzykowski, były jatki. Było gwarno, ludzie się spotykali. W parku państwa Kurnatowskich mam zdjęcie na takiej ławeczce z brzozy zrobionej. Czy to byli dobrzy ludzie? O nim nie mówili źle, o niej gorzej. Różnie ludzie mówili, żeby tak zachwycająco to nie mówili. Tutaj też mieszkał taki jeden z Lututowa, rodem nie, i on opowiadał, że pani Kurnatowska mówiła „jeszcze do mnie za główkę kapusty przyjdziecie pracować”. Targowała się. Nie była taka elegancka. To były inne czasy, były klasy ludzi.

Moja mama przed wojną robiła piękne kwiaty sztuczne. Mamie opłaciło się przyjeżdżać w sezonie, w karnawale, robiła wiązanki ślubne, okolicznościowe, na Wszystkich Świętych, kościół ubierała, robiła girlandy. Dzieciom robiła lilijki, mam zdjęcie z Bożego Ciała, gdzie jest ks. Muszkiet Czesław. Ja też mam taką lilijkę. Pan Cichecki był kierownikiem szkoły i kapelmistrzem, jak mówiłam. Zna Pani wiersz Brzechwy „Dwa koguty?  Był publikowany po wojnie w Przekroju, w nr 80 w roku 1946.

„W Lu­tu­to­wie pod Sie­ra­dzem
(Zresz­tą wieść tę spraw­dzić ra­dzę)
Żyły nie­gdyś dwa ko­gu­ty,
Dwa ko­gu­ty-ka­ła­ku­ty”…

Urodziłam się w Lututowie 21 maja 1933 roku.

Moja mama Marianna Leszczyńska urodziła się w 1904 roku,  5 września, jej chrzestnym był ksiądz Apoloniusz Lutoborski. Rodzice poznali się w Lututowie, tato przyjeżdżał z Konstancina, skąd pochodził i pracował w dobrze prosperującej rodzinnej firmie wytwarzającej wyroby z bakielitu do swojej mamy do Czastar. Jego mama owdowiała i wyszła za mąż za Juzualego z Czastar. Kiedy tato przebywał w Lututowie poznał moją mamę. Wzięli ślub. Urodziłam się w Lututowie 21 maja 1933 roku. Na chrzcie dano mi Zofia, Rozalia. Rodzice krótko mieszkali w Lututowie, tato tęsknił za Warszawą. Wyjechaliśmy do Warszawy ale babcia Leszczyńska chciała abym ja została w Lututowie, więc więcej przebywałam w Lututowie niż w Warszawie. Babcia Róża  nie chciała mnie puścić, mówiła że dziecko blade, nie wychodzi na spacery. Ja chodziłam z nianią naszych gospodarzy do Saskiego Ogrodu. Mieszkaliśmy w Warszawie na Krochmalnej, róg Żelaznej. Lututów odwiedzaliśmy często. Proboszczem przed wojną  był ks. Wincenty Glass, nazywano go „pomidor” bo był czerwony na twarzy. Mówili „idzie pomidor”. Dziadkowie Leszczyńscy byli życiowo zaradni. Babcia Karbowska pochodziła z rodziny ziemiańskiej. Karbowscy to była lututowska inteligencja. Edward Karbowski to był nasz wujaszek. Pięknie grał na skrzypcach, to był bardzo kulturalny człowiek.

Okupacja

Przyjechałam z mamą z Warszawy do Lututowa i tu zastała nas wojna. Proboszczem przed wojną, jak już wspomniałam był ks. Wincenty Glass, wikariuszami: ks. Edmund Nabrdalik i ks. Szczepan Walkowski. Pierwszy dzień wojny, to był piękny dzień, ciepły. 1 września spadły bomby na Wieluń. Fryzjer z Wielunia w kalesonach do Lututowa przybiegł, wpadł do kościoła, upadł na kolana i krzyczał „Wojna, wojna”, Wieluń zbombardowany!!! Ludzie z płaczem wyszli z kościoła i poszli do swoich mieszkań i domów. Wujo Władek rozwoził chleb po wsiach, miał konie, wóz, załadowaliśmy się, dzieci na wozie, a starsi trzymali się wozu i kierowaliśmy się na Warszawę. Doszliśmy do Puszczy Kampinoskiej i tam nas zastali Niemcy. Przez Sochaczew szło się po szkle. Po kilku tygodniach wróciliśmy do Lututowa.

Moją babcię folksdojcze chcieli spalić w stodole. W Lututowie był fryzjer Zbigniew Lajklok, za to, że miał brzytwę Niemcy go zastrzelili. Jego grób jest na cmentarzu. W getcie żydowskim, żydówki haftowały piękne koperty na kołdry za chleb. Ukrywaliśmy się w Lututowie. Ojciec podczas I wojny światowej był oficerem, w stopniu podporucznika. Ojciec pozostał w Warszawie. Później dotarł do nas, ukrywał się. Bez dokumentów, przeszedł przez zieloną granicę i przyjechał do Lututowa. Za nielegalne przebywanie na terenie Wartheland ojciec został aresztowany w marcu 1942 roku i tak trafiliśmy na listę osób do transportu na roboty przymusowe do III Rzeszy. Na listę wpisał ojca urzędnik gminny, który nas znał. Po wojnie dostał wyrok 12 lat. Gdy były łapanki zawsze się uciekało. Mieszkaliśmy u dziadków Leszczyńskich na Złoczewskiej, u Grafińskich. Przyszli po nas o 5 rano, z listą, mieliśmy 15 minut na spakowanie się. Rodzice zdołali zabrać trochę rzeczy. Zabrano nas na salę, staliśmy wraz z innymi do transportu. Był tam folksdojcz Suchner, zapytałam „panie Suchner mogę iść do koleżanki”? Odpowiedział „nie”. Kiedy ludzi do transportu przybyło, w sali zrobił się ścisk, wycofałam się i uciekłam do babci. Mama zauważyła, powiedziała do ojca „niech zostanie”. Rodzice wyruszyli z Wielunia w tym, co mieli na sobie. Pociąg zatrzymał się dopiero na stacji Hirschberg pod Karkonoszami.

Ciąg dalszy nastąpi….

Anna Świegot

Foto: Zofia Zator z d. Pawelska

Zbiory prywatne

Foto 1- http://porozmawiajmy.tv/legionowe-perypetie-kazimierza-pawelskiego-zofia-zator/

Ten wpis został opublikowany w kategorii Lututów. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Joanna
3 lat temu

Wspaniałe opowieści, pięknie przekazane,prosimy o jeszcze.

Kazik
3 lat temu

Gratulację dla Pani Zofii, pamięć doskonała i wspaniała umiejętność przekazania tej dawnych przeżyć. Dziękuje pani redaktor za ten artykuł, zrobiła Pan kawał dobrej roboty- czekam na dalszy ciąg.