1 sierpnia o godzinie 17.00 zawyły syreny. Tradycyjnie, jak co roku, o godzinie „W” minutą ciszy uczciliśmy bohaterów Powstania Warszawskiego. Powstanie zorganizowane przez Armię Krajową było największą bitwą stoczoną podczas II wojny światowej przez żołnierzy wojska polskiego, harcerzy i ludność cywilną. Ta ostatnia poniosła największą daninę krwi.
Źródła podają, że ok. 100 tysięcy ofiar to właśnie ludność cywilna.
Wśród heroicznych powstańców byli wieruszowianie, bracia: Józef i Gerwazy Sobczyńscy i ich siostra Klara, która była sanitariuszką.
„W Warszawie byliśmy we trójkę, ja, brat Gerwazy, pseudonim „Gerard” i moja siostra Klara. Ona, jak się później dowiedziałem, także była w konspiracji, była sanitariuszką. Nic bliżej nie wiedzieliśmy o sobie. Wiedziałem tylko, czym zajmuje się brat”– wspominał po latach Józef Sobczyński, strzelec 3 Kompanii Zgrupowania „Żubr”.
Józef Sobczyński, pseudonim „Franek” urodził się w Wieruszowie 19 grudnia 1925 roku. Kiedy wybuchła II wojna światowa był uczniem pierwszej klasy gimnazjum ogólnokształcącego w Kępnie. 1 września, w piątek służył do mszy, był ministrantem. Pamięta, jak ktoś wszedł do kościoła i powiedział „Niemcy są już w Bolesławcu”. Ojciec braci Sobczyńskich razem z wujostwem Słowikowskim zapakował wszystkich na furmankę. Zabrali niezbędne rzeczy i zapasy smalcu (Pan Sobczyński prowadził warsztat rzeźniczy).
„Razem z wujami, z moimi dwiema siostrami, starszą kuzynką Stasią Maciejewską i czterema z Słowikowskich odjechaliśmy w stronę Wielunia. Za Sokolnikami powiedziano nam, że droga na Wieluń jest zamknięta. Skierowaliśmy się w stronę Sieradza, dalej bocznymi drogami w kierunku Łodzi i Skierniewic. Kilkanaście kilometrów przed Skierniewicami dostrzegliśmy wojsko niemieckie. Zawróciliśmy do Wieruszowa” – w 2006 roku wspominał pierwsze dni wojny Józef Sobczyński.
Rodzice Pana Józefa Sobczyńskiego byli często przesiedlani. Posiadali duży dom w Rynku, na rogu mieli sklep. W ich domu zamieszkali Niemcy, a całą rodzinę wysiedlili najpierw na tyły domu, a potem na wieś. Stamtąd razem z najmłodszymi dziećmi: Dunią, Walentyną i Jankiem do Austrii, do Grazu. Dwóch braci Marian i Franek zostało w Wieruszowie. Brat Franciszek był zatrudniony jako rzeźnik u Niemca Sroki, który przejął ich mienie. Józefowi udało się przedostać przez granicę w Stradomiu do Generalnej Guberni. W Kieczydłowie miał ciocię, która była akuszerką i potraktowała go jako swoje dziecko. Jego brat Gerwazy pracował w Wieluniu, był wielokrotnie zatrzymywany na granicy. W końcu udało mu się przedostać do Generalnej Guberni. Do roku 1943 Józef Sobczyński był zatrudniony u wujka, który w Częstochowie miał sklep spożywczy. Aby uniknąć wywiezienia do pracy do Niemiec dostał się do Warszawy. Mieszkał najpierw u stryjostwa na ulicy Marszałkowskiej, a później na ulicach Chopina i Szaserów. We wrześniu 1943 roku został zaprzysiężony na żołnierza AK. Dowódcą był jego brat Gerwazy, pseudonim „Gerard”, który był kapralem podchorążym, miał odpowiednie przeszkolenie. Na Grochowie, ulicy Szaserów, gdzie mieszkał odbywały się zbiorki oddziału, ćwiczenia, musztra. Szkolili się obeznawać z bronią w terenie, w okolicach Lasu Bielańskiego.
Wybuch powstania zastał Józefa Sobczyńskiego na ulicy Barcickiej. Na trzy dni przed wybuchem Powstania brat Gerwazy powiadomił go, że ma się stawić na punkt zborny na Bielanach, na ulicę Barcicką. Przez trzy dni przenosili broń z Marymontu na Bielany. Z punktu zbornego 1 sierpnia o godzinie 17.00 uzbrojony jedynie w „sidolki” i butelki z benzyną wybiegł wraz z drużyną prowadzoną przez brata w szyku zbrojnym do Powstania.
Podczas jednej z akcji na Placu Konfederacji spotkał brata, który był ranny, dostał w policzek. Brat poszedł do punktu sanitarnego na ulicy Zdobyczy, a po kilku dniach przeszedł do Puszczy Kampinowskiej. Wkrótce i on tam trafił, ponieważ na Żoliborz poszli tylko uzbrojeni powstańcy. Po dniu dostał rozkaz powrotu do Warszawy na Zdobyczy Robotniczej, gdzie brał udział w walkach przeciwko czołgom, które szły w kierunku Wawrzyszewa. 3 sierpnia wrócił do Kampinosu z majorem „Serbem” (później „Żubr”), głównym dowódcą, tam przebywali ok. dwóch tygodni.
W dużych kolumnach wracali do Warszawy, żegnał ich kapelan z Lasek, późniejszy Prymas Stefan Wyszyński. Z daleka widzieli płonącą stolicę – bastion polskości. Początkowo rozlokowano ich w kolonii WSM-u, a stamtąd dostał przydział do fabryki „Opla”. Była to 3 kampania, której dowódcą był ”Ojciec Marian”. Był wartowniczym przed gmachem na ulicy Gdańskiej 2/4, został ranny za olejarnią, na wałach Skarpy Bielańskiej. Tam powstańcy mieli bunkry, które Niemcy ostrzelali działami z CIWF-u. Nieprzytomnego Józefa Sobczyńskiego, rannego w głowę zaniesiono na punkt opatrunkowy, gdzie był operowany. Znalazł się wkrótce w szpitalu na Krechowieckiej 6, gdzie przeleżał do końca Powstania.
„30 września przyszedł rozkaz kapitulacji Żoliborza. Wszedł esesman z dwoma żołnierzami i komendantem naszego szpitala. Kazali oddać broń. …Ciężarówką zostaliśmy przewiezieni do obozu do Pruszkowa…Z Pruszkowa wyjechałem transportem do Allengrabow” – opowiadał Józef Sobczyński.
Przeżył bombardowanie obozu, razem z innymi więźniami przerwali druty i uciekli. Przedostał się do brzegów Łaby, którą przepłynął promem. Dotarł do strefy amerykańskiej. 8 maja przyszedł do nich żołnierz amerykański i powiedział”War is finished. Przebywał w Nordheim, a potem w Gottingen. W Nordheim było polskie gimnazjum. Otrzymał świadectwo małej matury.
W maju 1946 roku pierwszym transportem wrócił do Polski. Kiedy dotarł do Wieruszowa zastał rodzinę w komplecie. Brat Pana Józefa Sobczyńskiego Gerwazy był ranny w pierwszym dniu Powstania. Ewakuowany został do Puszczy Kampinowskiej. Brał udział w bitwie pod Jaktorowem, gdzie miała miejsce istna masakra. Stamtąd jako cywil przedostał się do Częstochowy, do rodziny.
W domu rodzinnym Sobczyńskich, w Wieruszowie o Powstaniu mówiło się sporadycznie. Ważna była radość, że rodzeństwo Sobczyńskich przeżyło Powstanie – bitwę o wolność, o niepodległość. Powstańcy Powstania Warszawskiego stali się symbolem męstwa i determinacji dla kolejnych pokoleń Polaków.
Anna Świegot
Zastanowiło mnie jedno dlaczego gospodarze powiatu i gminy podają że syreny będą włączone w ramach treningu, dlaczego nie napisze się wprost -1 sierpnia godz. 17.00, w godzin „W” oddajemy hold pomordowanym powstańcom.
To taka tylko moja mała uwaga.
Sprostowanie-Praga jest na prawym brzegu Wisły,lewobrzeżna Warszawa to Śródmieście,Stare Miasto…
Moja matką chrzestną była nieżyjąca już Klara Grodecka z domu Sobczyńska.O jej udziale w Powstaniu Warszawskim dowiedziałem się od niej tylko tyle, ze faktycznie przeszła przeszkolenie sanitariuszek i jej oddział przepłynął przez Wisłę , z lewobrzeżnej Pragi celem włączenia się do walk w prawobrzeżnej Warszawie.Niestety miejsce do którego dopłynęli było zajęte przez Niemców. Żeby ratować życie zdjęli biało-czerwone opaski, porzucili wszystkie rzeczy , które mogły wskazywać, że są powstańcami i po wmieszaniu się w tłum wypędzanych przez Niemców warszawiaków, wyszli z Warszawy.