Felieton prawie świąteczny

Grudzień. Czasami za chmur i nisko nad horyzontem wyjdzie słoneczko, ale częściej chmury przytulają niebo do ziemi, ocierają się o nas i czasami pada z nich deszcz. Plucha, niskie ciśnienie, a tu idą święta. Wedle przysłowia święta miały być po lodzie a zapowiadają się po wodzie. Święta Barbara jak to bywa w jej naturze nie zwykła przestrzegać postanowień. Droczy się z górnikami i zabawia się z pogodą.

Jak poradzić sobie ze świętami, kiedy plucha i to nienaturalne ciśnienie obniża nasz poczucie stabilności? I chciałoby się przewrócić na drugi bok i spać do południa. A tu zbliżają się święta. Trzeba wstać, pograbić resztki liści pod płotem, żeby tym co idą na świąteczną mszę i ucztę, nie plątały się pod nogami i nie chodziły po głowie, wymyć okna, żeby ci co spojrzą na dom, nie musieli krzywić się z niesmakiem. Dobrze jest powiesić jakiegoś Mikołaja na szybie, albo oświetlić drzwi wejściowe, albo rosnący przy płocie świerk. Pokazać cień choinki ozdobionej szpicem i łańcuchami. Dobrze gdyby te łańcuchy były papierowe i robione, przez nasze dzieci i naszych wnuków. A pod choinką śpiewała kolędy swoim istnieniem i odwiecznym trwaniem zawsze w tym samym miejscu i o tej samej porze, mała stajenka, i siano wystawało spod obrusa. Żeby to można było pokazać na zewnątrz. To jak dzielimy się opłatkiem, jakie prezenty wręczamy sobie i jacy jesteśmy szczęśliwi. Wszak przyszły świętą i nie sposób takim nie być. I nie sposób nie pamiętać o dodatkowym talerzu dla przypadkowego wędrowca.

Ale na jakiego wędrowca tak naprawdę czekamy? Takiego niedomytego, nieogolonego, głodnego, zagubionego, porzuconego przez wszystkich, przemarzniętego, pachnącego tanim alkoholem, zakatowanego przez grzyby, pasożyty czy inne, bardziej śmiertelne choroby? Albo takiego, co wyszedł dopiero z więzienia, albo przypłynął do nas z innego kontynenty? Czy może czekamy na trzech dobroczyńców, co przyjdą z pachnidłami, wonnymi kadzidłami, kruszcami, żeby nas jeszcze bardziej materialnie wzbogacić. Docenić zaangażowanie i sowicie nagrodzić za trzymanie wytyczonej przez aktualnie panujące autorytety drogi?

Jest jeszcze dużo krzywd, które powinniśmy naprawiać. Ale nie jest łatwo wczuwać się w odmienność innych, jeżeli przechodzą obok nas i zupełnie inaczej postrzegają świat. Ale dobrze, chociaż że raz do roku jest takie taka chwila, gdy odwołujemy się do prostoty, to poczucie bezpieczeństwa jakie wyznacza małe dziecko urodzone gdzieś w dalekiej stajence. Bo może wciąż jeszcze mimo tych dziesiątek lat, które dźwigamy na plecach jak żarna młyńskie, jak kamień Syzyfa, wciąż w nas jest potrzeba dziecięcej radości, będącej jak smak czekolady, które poznaliśmy dawno temu i wciąż chcemy go pielęgnować w sobie do końca życia. I tym wszystkim uwodzić siebie i innych, tą prostotę, którą poznaliśmy dawno temu, a teraz jesteśmy w stanie do niej wracać rzadko, czasami tylko podczas wieczerzy wigilijnej.

Jędrzej Kuzyn

Ten wpis został opublikowany w kategorii Felieton. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments