14 sierpnia 1941 – 83. rocznica śmierci świętego Maksymiliana Kolbe w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Oświęcim zmarł męczeńską śmiercią. Oddał on swoje życie za innego więźnia – Franciszka Gajowniczka, dając najpiękniejsze świadectwo zwycięstwa człowieczeństwa w czasach pogardy dla ludzkiej godności.
Rajmund Kolbe urodził się 8 stycznia 1894 roku w Zduńskiej Woli. Był drugim z kolei dzieckiem, jego rodzice trudnili się chałupniczym tkactwem. Rodzina posiadała tylko jedną, dużą izbę: w kącie stał piec kuchenny, z drugiej strony cztery warsztaty tkackie, a za przepierzeniem była sypialnia. We wnęce znajdowała się na stoliku figurka Matki Bożej, przy której rodzina rozpoczynała i kończyła modlitwą każdy dzień.
Rodzice, chociaż ubodzy, byli jednak przesiąknięci duchem katolickim i polskim. Należeli do Trzeciego Zakonu św. Franciszka. Ojciec Rajmunda bardzo czynnie udzielał się w parafii. Należał do konspiracji i swoim synom często czytał patriotyczne książki. Pierwsze nauki Rajmund pobierał w domu. Nie było bowiem wtedy szkół polskich, a rodzice nie chcieli posyłać dzieci do szkół rosyjskich. Rajmund sam więc uczył się czytania, pisania i rachunków.
Kolbowie byli pobożną i patriotyczna rodziną. Często podróżowali na Jasną Górę, gdzie Czarna Madonna z Częstochowy była czczona od wieków.
Od najwcześniejszych lat Rajmund wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do Matki Bożej. Jako mały chłopiec kupił sobie figurkę Niepokalanej. Nie był jednak chłopcem idealnym. Pewnego dnia na widok swawoli syna matka odezwała się do niego z wyrzutem: „Mundziu, co z ciebie będzie?” Chłopak zawstydził się i spoważniał; odtąd zaczął oddawać się modlitwie przy domowym ołtarzyku. Miał ok. 12 lat, kiedy prosił Matkę Bożą, aby Ona sama odpowiedziała mu, kim będzie. Jak opowiadał później mamie, pokazała mu się wtedy Maryja trzymająca dwie korony: jedną białą i drugą czerwoną, i zapytała, czy chce je otrzymać. „Biała miała oznaczać, że wytrwam w czystości, czerwona – że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chcę. Wówczas Matka Boża mile na mnie spojrzała i zniknęła”.
W roku 1907 w parafii pabianickiej po raz pierwszy od dziesiątków lat odbywały się misje. Prowadził je franciszkanin, o. Peregryn Haczela ze Lwowa. Na jednej z nauk misjonarz zachęcił chłopców, by wstąpili do zakonu św. Franciszka. Nauki zakonnicy udzielali za darmo w gimnazjum we Lwowie.
Po wstąpieniu do nowicjatu w 1910 roku Rajmund otrzymał habit i nowe imię Maksymiliana Marii.
Pod wpływem szeroko zakrojonej akcji antykatolickiej, której był świadkiem w Rzymie, po naradzie ze współbraćmi i za zgodą swego spowiednika, Maksymilian Maria założył Rycerstwo Niepokalanej (Militia Immaculatae). Celem tego stowarzyszenia była walka o nawrócenie schizmatyków, heretyków i masonów. Dla realizacji tego celu członkowie Rycerstwa mieli się oddawać na całkowitą i wyłączną służbę Maryi Niepokalanej i codziennie powierzać Jej los grzeszników. Temu programowi Maksymilian poświęcił się odtąd z całym zapałem i pozostał mu wiernym aż do śmierci.
Rycerski duch odkryty dzięki oddaniu się Matce Bożej stał się przewodnią cechą Maksymiliana. Jako wspaniały lider i organizator chciał przekształcać swoje pomysły w konkretne działanie. Jeszcze przed święceniami założył „Rycerstwo Niepokalanej” – ruch ewangelizacyjny, który miał przybliżać ludzi do Boga. Miał nadzieję na nawrócenie grzeszników i wrogów Kościoła przez wstawiennictwo Maryi Dziewicy. Już w roku 1927 budował „Miasto Niepokalanej” w Niepokalanowie koło Warszawy. To tu mobilizował swych współbraci franciszkanów i stosował najnowsze zdobycze techniki, by rozpowszechniać swoje przesłanie. Założył niezwykłą drukarnię, rozprowadzał milionowy nakład „Rycerza Niepokalanej” i nadawał audycje radiowe. Niepokalanów stał się duchowym drogowskazem dla Polski, ale Maksymilian nie chciał ograniczać swojego przesłania wyłącznie do ojczyzny. Miał nadzieję na rozpowszechnienie czci Maryi Dziewicy na cały świat.
Franciszkanin ojciec Maksymilian Maria Kolbe został aresztowany przez gestapo i trafił do Oświęcimia – Auschwitz 28 maja 1941 roku z więzienia na Pawiaku w Warszawie. W obozie otrzymał numer 16670. W ostatnich dniach lipca 1941 roku, po ucieczce jednego z więźniów, ofiarował swoje życie za nieznanego mu Franciszka Gajowniczka (numer 5659), wyznaczonego na śmierć głodową.
Jednym z nich był sierżant armii polskiej, Franciszek Gajowniczek, mąż i ojciec rodziny. Wtedy Maksymilian wystąpił z szeregu i powiedział, że chce zastąpić współwięźnia. Komendant obozu był zaskoczony zachowaniem franciszkańskiego księdza, ale pozwolił mu zamienić się miejscem ze skazańcem. Wszystkich dziesięciu odarto z ubrań i zamknięto w ciemnym bunkrze. Nawet wtedy, w ostatnich dniach, Maksymilian nauczał, że „nienawiść niszczy – a tylko miłość buduje”. Brak pożywienia i wody nie mógł jednak złamać ani ducha, ani ciała Maksymiliana. Żeby dokończyć dzieła, Niemcy uśmiercili więźnia zastrzykiem fenolu.
Został beatyfikowany przez papieża Pawła VI w 1971 roku, natomiast kanonizacji dokonał Jan Paweł II 10 października 1982 roku.