W Lututowie na Wielkanoc obowiązkowo fiołki…

Jak to dawniej na Wielkanoc w Lututowie bywało? – zapytałam bohaterki moich publikacji; Panią Zofię Rozalię Zator z d. Pawelska (1933) i Panią Alinę Wiktorię Rydel z d. Duś (1933).

– Wielkanoc przed wojną w Lututowie była bardzo uroczysta – zaczyna opowieść Pani Zosia. Koszyczki wielkanocne przystrajano widłakiem lub borówczewiem. Przed wojną na święcenie niosło się duże koszyki, a w nich: mendel jaj, szynki kawał, pęto kiełbasy, babka. Kobieta ledwo dźwigała ten kosz chustą nakryty. Ksiądz święcił w kościele. Dwory zapraszały księdza do siebie. Wszystkie ciężkie prace wykonane musiały być do Wielkiego Czwartku. Obowiązywał post. W pierwszy dzień świąt rano szło się na Rezurekcję. Uroczysta procesja była wokół kościoła.

Fiołek polny kwiat, liliowym oczkiem patrzył w świat.
Dwa zajączki hyc i kic nie bały się pana nic.
Za Chrystusem Panem szły, przyniosły mu orzeszki dwa.
Niech Pan Jezus sobie ma.
Alleluja w cały głos, gwizdał słowik, śpiewał kos.

W Lututowie obowiązkowo na Wielkanoc lututowianki miały przypięte fiołki, czy to żywe czy sztuczne. Do żakietu lub do płaszcza. Na Wielkanoc nowa sukienka, nowe buty. W kościele musiała być parada. Boczne ławki były wykupione dla tych bogatszych. Zawsze tak było, bogaty i biedny. Pani Kurnatowska siedziała bliżej księdza. Miała swoją ławkę. Lututowianki były bardzo eleganckie.

Śniadanie wielkanocne – stół pięknie nakryty białym obrusem, duży stół, bo były rodziny liczne i wszystko było wyłożone na stole. Do śniadania kawa, z jęczmienia lub z żołędzi. Na stole koniecznie musiała być szynka z kością, nie mogło być świąt wielkanocnych bez szynki z kością, która przez całe święta była na stole. Była też biała kiełbasa, na obiad obowiązkowo rosół z perłą. Moja mama zaprzyjaźniona z panią Grafińską, zawsze razem robiły ciasta według przepisów z gazety ,,Moja Przyjaciółka,,. Przeczytały przepis na ciasto robione srebrną łyżką. Zachodziły w głowę, jak my to zrobimy, posrebrzaną łyżkę mamy ale srebrnej nie. Mama piekła wspaniałe babki, później je lukrowała. Cudne te babki były. Sernik obowiązkowo i tort, ale tort nie był taki, jak dzisiaj przekładany. To był biszkopt pieczony w tortownicy. – Poproszę kawałek tortu- mówiłam. W Lututowie na galaretę z nóżek mówiło się zimne. Galareta musiała być z nóżek wieprzowych. Koniecznie musiał być bigos w drugie święto. Chlebek swojski, mieliśmy piekarza w rodzinie to chleb był z piekarni. Przed wojną babcia miała na Dobrosławiu dwóch braci Karbowskich, to przynosili na Wielkanoc po wielkim bochnie chleba. Pamiętam ten chleb i miód, ten miód był cudowny. Po śniadaniu rodzina się odwiedzała. Zakrapiane te przyjęcia były. Piło się wódkę czystą i na spirytusie. Butelki były lakiem zalakowane, był wytłaczany stempel. Były korkociągi, z jednej strony korkociąg z drugiej młoteczek. We dworach robiło się nalewki, lecznicze, na każde schorzenie inna nalewka.

W drugie święto – ,,rzesze za miasto,, jak mówiono. Ludzie wychodzili na spacer za miasto. W stronę lasu pichelskiego lub nad staw. Wielkanoc roku 1943, ostatnia moja Wielkanoc w Lututowie. Moja ciotka uszyła mi nową sukienkę, granatową, a Jędrek Stalski napełnił wodą przebitą piłkę, jak mnie obsikał, to nowa sukienka była cała mokra. Wszystko dozwolone było, bo to tradycja.

,,Chodzę, chodzę po dyngusie, leży placek na obrusie. Gospodyni kraje, gospodarz rozdaje. Proszę o jedno święcone jajo, a jak nie jedno, to o sześć, żeby w tym domu było co jeść!,,
Chodziliśmy po dyngusie, od domu do domu, składaliśmy życzenia wesołych świąt. Przyjmowano nas życzliwie, dawano cukierki ale najczęściej to jajka. Wszyscy się znali, chociaż jedni patrzyli wysoko, inni nisko.

,,Święcone jajeczko, śliczna malowanka, skaczę sobie śpiewam od samego ranka. Wesoły dzień nastał, Zadźwięczały dzwony! Kołem, kołem boróweczki, jak wianek zielony.
Ścielże się, obrusie, jako śnieżek biały; mojej Mamy rączki drogie Ciebie rozkładały.
Rozkładały ciebie na tym długim stole, żeby było dla sierotki miejsce w naszem kole.,,

Stare piosenki takie były wesołe.
,,Na Wielkanoc u Marcina oj zebrała się drużyna, bo to Marcin szefc nie lada, dobrze gada, dobrze jada. Oj jody, jody, oj dana oj dana. Jest spirytus, antał piwa a gramofon wciąż przygrywa. A pan Marcin podśpiewuje, podskakuje. Oj jody, jody, oj dana oj dana…,,
Przed wojną, jak robiło się zakupy w sklepie na święta to dawali prezenty, na Boże Narodzenie i na Wielkanoc: ładne posrebrzane łyżeczki, komplety do tortu, do ciasta. Po wojnie nie przyjeżdżaliśmy na Wielkanoc do babci Róży Leszczyńskiej. Przyjeżdżaliśmy w wakacje albo wtedy kiedy tatuś miał urlop. Mamusia tak lubiła chodzić zbierać grzyby do pichelskiego lasu.

-Wielkanoc w przedwojennym Lututowie kojarzy mi się przede wszystkim z pisankami i obfitością potraw na świątecznym stole -mówi Pani Alina. Pamiętam duży stół nakryty białym obrusem. W Wielką Sobotę ksiądz był zapraszany aby poświęcić pokarmy. Każdy z domowników odświętnie ubrany. Obowiązkowe uczestnictwo w nabożeństwie. W Wielką Niedzielę w naszym kościele rozdzwaniały się dzwony na znak radości ze Zmartwychwstania Pana Jezusa. Wszyscy domownicy spożywali wspólnie śniadanie. Piękna zastawa stołowa, dużo potraw. Pamiętam takie mięso wieprzowe piekło się w piekarni. Ja tego nie lubiłam. Ciasta pięknie udekorowane. Kwiaty na stole i cała Rodzina w komplecie. W czasie wojny już tak nie było. Było biednie, skromnie. Nie było księdza, kościół zamknięty. Żywność na kartki. Na sklepach napisy: Nur für Deutsche. Wielkanoc obchodzono w cieniu  terroru i niepewności życia. Wielkanocne i patriotyczne symbole pomagały przetrwać, i doczekać końca wojny.

Tam za lasem niedaleko, leży sobie cicha wioska.
Przyszła do niej raz podróżna a była to Matka Boska.
Ludzie o tym nie wiedzieli bo ubrana była z wiejska,
Gospodarze nie poznali, że Królowa to Anielska.

A remizy na rynku żal

,,Oj, sierotka nieboga, stoi bosa u proga. Czem ją mogę, wspomogę, i przeżegnam na drogę. Te trzewiczki, choć z łatą, dam sierotce na lato, i buciki na zimę. A sam, chyc! — pod pierzynę,,.
Pani Grażyna Cichecka uczyła nas w przedszkolu – opowiada Pani Zosia z Cieplic. Codziennie z innym wierszem wracałyśmy z tej ochronki.

Ochronka to nasza szkoła, grzeczne dzieci chodzą do niej.
Maszerujmy równo wszyscy śmiało do szkoły.
Gdy chcesz chodzić do ochronki, to musisz słuchać swej pani

„W ogrodzie „

W ogrodzie na gruszce, oświadczał się
komar
muszce.
Muszko, ja Cię kocham szalenie,
Muszko, ja się z Tobą ożenię !

Coooooo…..
Ja, taka piękna muszka,
Mam wyjść za takiego
żółtobrzuszka?! Nigdy na to nie pozwolę, starą panną zostać wolę.

 

Pyta Pani o herbaciarnie w Lututowie? Herbaciarnia mogła być tylko u pani Rawickiej. Pan Rawicki ożenił się w Łodzi i sprowadził żonę do Lututowa. Na rogu Gimnazjalnej i Rynku było pięć sklepów. Państwo Rawiccy mieli tam dom, w tym domu była herbaciarnia. Jej córka wyszła za Rybczyńskiego. Mieli sklep mięsny. Było kilka szynków w Lututowie. Restaurację miał Mazurowski. W rynku małą restaurację miał Kuś. Żyd Szylit miał sklep. Mówię do tatusia: U Szylita są takie dobre ciastka, jakbyś mi kupił to bym ci dała spróbować. To były dobre ciastka, z kremem. Jak Żydów wywieźli, to już nie mogłam chodzić się uczyć do Erlichówny, poszłam do Oleńki Rozmarynowskiej, po wojnie skończyła stomatologię. Zabrała mamę, wyprowadziła się do Szczecina. Lututowianie są w całej Polsce i na świecie. W Australii na pewno. Romek Grafinski mi mówił, że po wojnie przyjechał ktoś z Australii i wykupywał obrazy Paprzyckiego, aby lututowskiego malarza mieć, i zabrał kilka tych obrazów.
W sali na rynku były bale, panie robiły piękne parasolki, jakieś korony na głowę, a czego one nie wyprawiały. My dzieci też tam występowałyśmy. Na rękach miałyśmy bibuły i parasolki. Mówiłam taki wierszyk: ,,Raz królewna złotowłosa cudny miała sen, że splatała złote włosy, złociste jak len. I przyszedł do niej grajek, na skrzypcach zaczął grać, i mówi: Pójdź, królewno konwalie ze mną rwać…,,,

Jak były przed wojną zabawy w tej sali, to panie ubierały się w piękne suknie. Do tego poczta była. Sekretniki były. To takie karteczki złożone, przekłute i związane nitką. Panie do panów, panowie do pań przesyłali pocztę. U pani Rawickiej był żydowski sklep, dała mi tych sekretników. Na bale piękne suknie szyła pani Woźniakowska, ale nie na każdy bal szyło się nową suknię. Piękne materiały były, piękne jedwabie. Suknie przenicowane były tzn. na drugą stronę przerzucone, dodawano nowe dodatki. Piękne fryzury, kwiaty przypięte do włosów, rękawiczki. Patyk i Tyczka -dwóch fryzjerów było w Lututowie. Piękne fale robili na włosach pań. Lututowianki dbały o fryzurę i o wygląd. Pięknie panie poubierane, było na co popatrzeć. Kapelusze, na Wielkanoc inne, na lato inne, na zimę inne. Po wojnie już było inaczej, już tych towarów nie było. Szarość wchodziła. Buty tzw. trumniaki były z jedwabiu i papieru. Czarne i białe. Po wojnie, jak przyjeżdżałam to zaglądałam na salę. Było zdarzenie, że dwa trupy wynieśli. W sali były występy teatru amatorskiego. Działo się, działo w tym Lututowie. Lututów przedwojenny tętnił życiem.

Świątecznie pozdrawiają i zdrowych Świąt Wielkanocnych 2021
Wszystkim Lututowianom życzą Panie:
Pani Zofia Rozalia Zator z d. Pawelska – Cieplice Śląskie – Zdrój
i Pani Alina Wiktoria Rydel z d. Duś – Bystrzyca Kłodzka.

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Lututów. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments