70. rocznica śmierci Stanisława Panka ps. „Rudy”

oddział rudegoRok 2016 to czas kolejnych tragicznych rocznic sprzed 70. lat. To właśnie wtedy, w 1946 roku, na Pograniczu Wielkopolski, Ziemi Łódzkiej, Śląska Dolnego i Górnego rozgrywały się dramatyczne wydarzenia związane z walką o Wolność i Suwerenność Naszej Ojczyzny.

10 sierpnia – to właśnie tego dnia, 70 lat temu, w walce z kolaborującymi z sowieckim okupantem formacjami Urzędu Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej, w pobliżu Wójcina zginął Stanisław Panek ps. „Rudy”.

Wiem, że działania jego samego, jak i działania jego oddziału do dziś budzą emocje lokalnej społeczności i w znacznym stopniu ją dzielą.
Wspominając tę datę i te wydarzenia chciałbym przypomnieć jego postać, postać Stanisława Panka, żołnierza Armii Krajowej i Konspiracyjnego Wojska Polskiego, wspierającego działania Narodowych Sił Zbrojnych, który w czasie swej działalności używał pseudonimów „Biały Orzeł”, „Huragan” i „Rudy”, samodzielnego dowódcy oddziału partyzanckiego i w końcu osaczonego, zdeterminowanego „samotnego wilka” walczącego już tylko o godną śmierć.

Stanisław Panek ps. „Rudy” urodził się 4 września 1924 r. w Czeladzi w pow. będzińskim jako syn Pawła i Joanny. Po ukończeniu 7 klasowej szkoły powszechnej podjął pracę w tartaku pobliskiej kopalni węgla kamiennego. Po wybuchu wojny, podczas okupacji niemieckiej zaangażował się w działalność konspiracyjną. Był łącznikiem miejscowej komórki AK. Po rozbrojeniu niemieckiego oficera żandarmerii był poszukiwany. Zagrożony aresztowaniem opuścił swe rodzinne miasto. Od 1943 roku ukrywał się w miejscowości Kije na Kielecczyźnie. Działał wówczas wspólnie z partyzantami NSZ, którzy stacjonowali w pobliżu Jędrzejowa.

Po tzw. „wyzwoleniu” został powołany do służby w zsowietyzowanym wojsku. Gdy poznał stosunki tam panujące, widząc całkowite podporządkowanie „polskiego”, „ludowego” wojska okupacyjnym strukturom Armii Czerwonej postanowił je opuścić. Od tego czasu ukrywał się w Kluczborku, gdzie pod przybranym nazwiskiem pracował w starostwie powiatowym. W sierpniu 1945 r. przyłączył się do oddziału funkcjonującego wówczas w ramach, będącej bezpośrednią kontynuatorką Armii Krajowej, Wielkopolskiej Samodzielnej Grupy Operacyjnej (WSGO) „Warta”. Był to oddział partyzancki Franciszka Olszówki ps. „Otto”. Został zastępcą dowódcy. Wziął udział w najgłośniejszych akcjach tego oddziału operującego na Pograniczu Wielkopolski, Ziemi Łódzkiej, Dolnego i Górnego Śląska. 19 października 1945 r. zastrzelił kierownika Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP) w Kępnie, wziął udział w nieco późniejszym rozbiciu tego Urzędu Bezpieczeństwa (22/23 XI 1945 r.) oraz opanowaniu Bolesławca (29 XI 1945 r.) i Lututowa (14 XII 1945 r.). Po rozbiciu oddziału (17 XII 1945r,) przez jednostkę utworzonego i całkowicie kontrolowanego przez sowietów Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW) objął dowództwo nad największą z jego trzech ocalałych części.

Kontynuując działalność dowodził około pięćdziesięcioosobową grupą partyzantów. Jego ludzie operowali głownie na terenie ówczesnego powiatu wieluńskiego, w którego granicach były wtedy również okolice Wieruszowa. Niektóre akcje były przeprowadzone w powiatach ościennych. Oprócz rekwizycji w urzędach i spółdzielniach rozbijane były posterunki Milicji Obywatelskiej i likwidowani konfidenci oraz szczególnie niebezpieczni „utrwalacze” władzy ludowej.

Dochodziło również do bardzo spektakularnych akcji. Najbardziej znana jest akcja przeprowadzona w nocy z 17 na 18 lutego przez patrol Wiktora Wójcika „Wilczka” w odwecie za zabicie jego byłego dowódcy Franciszka Olszówki „Otta”. Po zatrzymaniu pociągu na stacji Czastary i przeprowadzonym przeszukaniu zostali rozstrzelani podróżujący nim żołnierze okupacyjnej Armii Czerwonej. Prawdopodobnie jeden z nich był w mundurze wojska „ludowego” i został później uznany za Polaka, który padł ofiarą walk bratobójczych. Niestety, już następnego dnia, na skutek zeznań jednego z woźniców, siły „bezpieczeństwa” otoczyły gospodarstwo w którym przebywali partyzanci. „Wilczek” został zastrzelony, a pięcioro członków oddziału zostało aresztowanych. To wtedy zostali zatrzymani i poddani intensywnemu, brutalnemu śledztwu na znanym ze stosowania szczególnie brutalnych metod posterunku milicji w Bolesławcu: Helena Motyka „Dziuńka”, Irena Tomaszewicz „Danka”, Edward Szemberski „Śmigus”, „Lwowiak” i Roman Roszowski „Wiarus”. „Dziuńka”, „Śmigus” i „Wiarus” oraz Idzi Piszczałka „Pantera”(zatrzymany w akcji likwidowania oddziału „Otta” między 18 a 20 lutego) zostali straceni 18 lipca 1946 r we Wrocławskim więzieniu przy Kleczkowskiej. Do dziś spoczywają w bezimiennych mogiłach…

Równie głośnym echem odbiła się akcja pod Ochędzynem, gdzie 7 marca 1946 r. po zatrzymaniu kolumny sowieckich ciężarówek partyzanci zarekwirowali znaczną kwotę gotówki. Konwojentów Rosjan rozbrojono. Dwóch z nich zostało rannych. Jeden z dowodzących konwojem sowieckich oficerów okazał się być kolekcjonerem zegarków. Jako poszkodowany zgłosił, że zabrano mu ich siedem (sic!) sztuk. Niemal natychmiastowy pościg podjęty przez wspólnie działającą grupę MO i UB, wspieraną przez oddział sowiecki, doprowadziła do zastrzelenia w gajówce na Starym Ochędzynie ukrywającego się tam dowódcę tej akcji Zygmunta Tomaszewicza ps. „Nietoperz”.

Warto podkreślić fakt, że w początkach 1946 r. oddział „Rudego” praktycznie kontrolował tereny na których operował. Było to możliwe przy wyjątkowym wsparciu miejscowej ludności. Jednak, po okresie gdy oddział działał skutecznie, nadszedł czas, gdy władza „ludowa” zaczęła zdobywać przewagę. Coraz częściej w pacyfikowanych wioskach, powszechnie stosując terror, po licznych aresztowaniach i przy wykorzystywaniu ludzkich słabości zdobywała sojuszników zmęczonych spadającymi na nich represjami i gotowych na podjęcie współpracy z nowym okupantem. Często argumentem kruszącym opór był fakt, że ten nowy okupant i jego pomocnicy byli ubrani w polski mundur i nosili czapkę z orzełkiem.

Oddział „Rudego” przez pewien czas funkcjonował w strukturach Konspiracyjnego Wojska Polskiego. Stanisław Panek ps. „Rudy” wraz z Alfonsem Olejnikiem ps. „Babinicz” współdowodził Oddziałem Partyzanckim Służby Ochrony Społeczeństwa (SOS) Obwodu Wieluń KWP o kryptonimie „Jastrzębie”.

Jednak z początkiem maja 1946 r., po nieskutecznej koncentracji przeprowadzonej 23 kwietnia na Zamku w Chróścinie, gdzie jego żołnierze zmęczeni długimi marszami z rejonów zakwaterowania zostali zaskoczeni przez wielokrotnie silniejsze oddziały wojska i milicji, świadomy własnej niedoskonałości i błędów popełnionych w dowodzeniu, zrezygnował ze współdowództwa i wraz z kilkoma najbardziej zaufanymi żołnierzami opuścił oddział. Był bezustannie tropiony i osaczany. Mimo niezwykłej odwagi, graniczącej niekiedy z brawurą i dopisującemu szczęściu wojennemu wielokrotnie wymykał się ścigającym go zsowietyzowanym siłom bezpieczeństwa.

Po przypadkowym postrzale doznanym w Lesie Kluczowskim został ewakuowany przez swych kolegów na kwaterę w pobliżu Wójcina. Wezwany mu do pomocy lekarz okazał się nie być godnym zaufania i złożył donos. Stanisław Panek ps. „Rudy” poległ w nierównej walce z posiadającą przygniatającą przewagę grupą operacyjną WP, MO i UB. Zginął podczas brawurowej, wręcz filmowej, próby wydostania się z okrążenia (wybiegł z zabudowań strzelając z dwóch pistoletów maszynowych). Wersja oficjalna mówi, że został śmiertelnie postrzelony przez biorących udział w obławie (o tę „zasługę” trwała swoista rywalizacja między funkcjonariuszami). Ostatnio udało mi się dotrzeć do bardzo wiarygodnego przekazu (niepotwierdzonego jednak w dokumentach), którego autor stanowczo stwierdza, że wg jego wiedzy „Rudy” został postrzelony, lecz będąc w sytuacji bez wyjścia sam odebrał sobie życie… Poległ też towarzyszący mu Stefan Grzesiak ps. „Zdzisław”, a Tadeusz Olejnik ps. „Kapsel” i Bronisław Perlak ps. „Kogut” zostali aresztowani. Orzeczone wyroki kary śmieci wykonano 11 grudnia 1946 r.

Po skutecznym wyeliminowaniu groźnego przeciwnika „ludowe” władze dopuściły się wręcz rytualnego zbezczeszczenia jego zwłok. Ciało Stanisława Panka wystawiono na widok publiczny w Wójcinie. Dopiero odważna i zdecydowana interwencja ówczesnego kierownika szkoły Piotra Barana przerwała ten barbarzyński spektakl. Zwłoki zostały potem przewiezione do Wielunia. Do dziś, podobnie jak i większości innych poległych i zamordowanych wówczas Żołnierzy Podziemia Antykomunistycznego, nie jest znane miejsce pochowania jego doczesnych szczątków…

Kończąc przypomnienie sylwetki Stanisława Panka niezbędne jest odniesienie się do zarzutów stawianych do dnia dzisiejszego przez domorosłych historyków, często pozujących na lokalne autorytety, powielających propagandowe tezy reżimu komunistycznego o rzekomym podpisaniu przez Stanisława Panka „Rudego” tzw. „Volkslisty”, czyli Niemieckiej Listy Narodowościowej. Po pierwsze: fakt taki nigdy nie został potwierdzony, a po drugie: ważniejsze, że w realiach życia na terenach wcielonych do III Rzeszy podpisanie takiej deklaracji było często warunkiem przetrwania.

W przeciwieństwie do pozostałych ziem okupowanej Polski, gdzie było to równoznaczne ze zdradą Ojczyzny, karaną często śmiercią, na terenach wcielonych do Rzeszy pozostawało to często jedynym rozwiązaniem chroniącym substancję biologiczną Narodu Polskiego. Było to nie tylko akceptowane, ale wręcz propagowane przez ówczesny, legalny Rząd Polski. Na marginesie tej dygresji warto dodać, że wielu Ślązaków, Wielkopolan czy Pomorzan wbrew swej woli zostało wcielonych do armii niemieckiej. Części z nich udało się później przekroczyć linię frontu i walczyć w szeregach polskich formacji wojskowych na zachodzie. To właśnie wyszkoleni przez Niemców pancerniacy tworzyli później trzon 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka. Warto tu dodać liczby to potwierdzające. Z 250 tys. Polaków wcielonych wbrew swej woli do Wehrmachtu, blisko 90 tys. po dostaniu się do niewoli lub dezercji uzupełniło stany osobowe Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.

Na zakończenie tego wątku chciałbym podkreślić, że pewnym paradoksem, wręcz chichotem Historii jest brak w języku polskim określenia funkcjonującego podobnie jak termin „Volksdeutsch”, a odpowiedniego dla ludzi współpracujących i wysługujących się reżimowi komunistycznemu. Przecież przyjęcie „narodowości komunistycznej, sowieckiej” było oczywistym aktem zerwania więzi z Narodem Polskim.

Równie konieczne jest ostateczne obalenie funkcjonującego jeszcze w świadomości wielu Rodaków mitu „wyzwolenia”, które jakoby nastąpiło na tym terenie w styczniu 1945 roku. W świetle wszystkich rzetelnych badań naukowych dotyczących tego okresu i w zgodzie z PRAWDĄ, niepodważalnym jest fakt dokonującej się wówczas prostej zmiany okupanta. Okupanta niemieckiego zastąpił, wielokrotnie groźniejszy, bo próbujący zmienić dusze Polaków okupant sowiecki (niestety często skutecznie). Mimo pozorów demokratyzacji i szumnych haseł o równości oraz deklarowanej woli „ulżenia doli ludu pracującego miast i wsi”, nastąpiła całkowita utrata suwerenności przez Polskę. W rzeczywistości kraj nasz stał się zarządzaną z Moskwy prowincją komunistycznego imperium. Nie popadając w przesadę możemy uznać, że uprawnione jest stwierdzenie, iż powielający w dniu dzisiejszym opinie o dobrodziejstwie „wyzwolenia”, zatrzymali się na poziomie ślepej propagandy komunistycznej.

Ostatnia refleksja wiąże się z odniesieniem do nie zawsze właściwej postawy moralnej uczestników tych wydarzeń i oceny niektórych popełnionych przez nich czynów. Uznając, że od roku 1944 mamy na ziemiach zamieszkanych przez Polaków do czynienia z nową okupacją musimy przyznać, że każdy czyn skierowany przeciw organom „władzy ludowej” lub osobom z nią kolaborującym należy uznać za wypełniający warunki walki z okupantem. Wszystkie przekroczenia tych warunków, szczególnie z dzisiejszego punktu widzenia, są niewątpliwie naganne, jednak konieczne jest wzięcie pod uwagę faktu, że ci, którzy je popełnili, byli pod wielką presją nieustannej walki o własne życie i przetrwanie. Ciągle stykali się z bezwzględnością tropiących ich sił „bezpieczeństwa”. Sprowadzanie ich działalności tylko i wyłącznie do „bandytyzmu”, szczególnie w czasie, gdy nie ma już żadnych wątpliwości co do istoty i antypolskiego charakteru rządów komunistycznych, świadczy o odporności autorów takich sformułowań na możliwość przyswojenia PRAWDY.

Jest to szczególnie bulwersujące, gdy czyta się publikacje niektórych lokalnych regionalistów mieniących się „historykami”. Ktoś, kto obecnie powiela wytwory komunistycznej propagandy, sam wyklucza siebie z grona obiektywnych badaczy Historii.
Na koniec, nie zapominając o tragediach osobistych poszczególnych osób i ich rodzin. Osób i rodzin do dziś stojących po przeciwnych stronach barykady, pragnę powiedzieć, że wiem, że czuję, że to właśnie teraz, 70 lat później, nadszedł czas, aby podjąć próbę wspólnego, rzetelnego spojrzenia na tamten czas i tamte wydarzenia. Spojrzenia wolnego od zacietrzewienia i jadu propagandowych kalek, a zgodnego ze znanymi już, udowodnionymi i niepodważalnymi faktami i procesami historycznymi.
Wierzę, że właśnie teraz, 70 lat później, nadszedł czas, gdy możemy wreszcie stanąć w prawdzie i pomodlić się za dusze ludzi, którzy już od nas odeszli. Za duszę Stanisława Panka ps. „Rudy”, za dusze jego zabitych i zmarłych żołnierzy, a także za dusze pozostałych, równie bolesnych ofiar tamtych czasów.

Darek Żurek
syn Jan Żurka ps. „Groźny”
Społeczny Komitet Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Kępnie

Wykorzystałem materiały:
Bednarek Jerzy, Likwidacja oddziału Stanisława Panka „Rudego” i procesy jego żołnierzy przed sądami wojskowymi, [w:] Wojskowy Sąd rejonowy w Łodzi, Warszawa 2004.
Bednarek Jerzy, Jasiak Ksawery, Stanisław Panek (1924–1946), [w:] Konspiracja i opór społeczny w Polsce 1944–1956. Słownik biograficzny, tom III, Kraków-Warszawa–Wrocław 2007.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Historia. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anonymous
7 lat temu

Dowódcy Powstania Warszawskiego po kapitulacji trafili do niemieckiej niewoli.Jednocześnie po raz pierwszy w historii wojen ,za przegranie bitwy o Warszawę , zniszczenie miasta i śmierć 200 tysięcy warszawiaków zostali awansowani. I jeśli sami honorowo nie strzelili sobie w łeb, powinno się ich było zdegradować i powiesić , nie byli warci plutonu egzekucyjnego.
Co do tzw „wyklętych” to widocznie nie mieli pomysłu na życie „w cywilu”,potrafili jedynie robić to co robili prze 5 lat okupacji-zabijać,więc zabijali, aż w końcu też dostawali kulkę.

oficer sił zbrojnych
7 lat temu

Grabowali i kradli taka ot to była AK.
Proszę napisac co sie stało z dowódcami Powstania Warszawskiego.