Felieton

felietonHistoria zatoczyła koło. Ileż to razy stwierdzaliśmy ten akt? I zawsze powtarzamy go ze zdziwieniem. Tak, jakbyśmy się na nowo urodzili. Tak, jakby to dotyczyło nas po raz pierwszy. Albo zostaliśmy sprowadzeni na ziemię. I nagle staje się coś, co nie powinno zdarzyć się. Bo przecież nauczeni doświadczeniem nie powinniśmy popełniać kolejnego takiego samego grzechu. A jednak. każdy musi wejść w to samo bagno, żeby przekonać się osobiście jak ono śmierci. Człowiek wcale nie jest urządzeniem doskonałym. Można wręcz zaryzykować tezę, że jest ułomny i bardzo awaryjny. I za często potyka się na tych samych kamieniach wystających z bruku, na swoich życiowych ścieżkach, po których przez lata podąża. Z domu do pracy, z pracy do domu, czasami wyjście na spotkanie ze znajomymi, czy jakąś rodzinną uroczystość. I potyka się w tym samym miejscu kilka razy. Uważa, żeby się nie potknąć, a jednak noga zahacza o te wystającą od lat, w tym samym miejscu nierówności.

Jeszcze w nas wciąż echem odbijają się obozy koncentracyjne, Jeszcze pilnujemy ich prawdziwych imion. Obchodzimy rocznice, sprowadzamy do nich wycieczki młodych ludzi, pod tablicami składamy kwiaty. Ale gdzieś obok nas, podobni do nas ludzie budują kolejny obóz koncentracyjny. Właśnie zaczął się proces winnych za morderstwa w Srebrenicy, a już dowiadujemy się o makabrycznych zbrodniach w więzieniach syryjskiego reżimu. Niby już to przerabialiśmy jako ludzkość. A wciąż odkrywa się w różnych miejscach na kuli ziemskiej kolejne ludobójstwo.

Dziwne, bo tak wielu ludzi ukończyło renomowane uczelnie. I co? Zło jest ciekawością, które każde pokolenie chce zgłębić. Zanurzyć się w nim na początku nawet nie wiedząc do jak mętnej wody wchodzi.

Nie o tym chciałem pisać, ale przecież tego błędu na jakie porywa się ludzkość, nie w sposób ominąć. Tak jakbyśmy niczego się nie uczyli. Nikt do końca nie może nauczyć się tej prostej rzeczy, chociażby takiej, jak tabliczki mnożenia. I chce samemu dociekać wyniku, dwa razy dwa. Ile jest? Niby proste, ale tylko pozornie. Bo wciąż wracamy do punktu wyjścia. Dokonujemy mordów, a potem poszukujemy rozgrzeszenia. Od dawna już nie wierzę w to, że na czyichś błędach jesteśmy w stanie się czegoś nauczyć. Dlatego piszę sobie te felietony. Jakbym się bronił nimi przed światem. A czy chociaż w jakimś ułamku mogę kogoś innego obronić? W to wątpię, ale nie poprzestaję pisać. Wierzę, że jednak, może pojawia się ta iskierka światła na końcu tunelu? Musimy tylko dołączać do pielgrzymki. Nie do końca zamierzam siedzieć bezczynnie.

Kiedy zaczynałem pisać felietony w gazecie ITP, właśnie odchodziła w niejasnych okolicznościach z WDK Pani Anna Niesobska. Tyle było walki o jej osobę. Wielu stanęło w jej obronie. Społeczeństwo Wieruszowa podzieliło się w tej materii. Na szczęście miała za sobą wiele lat doświadczenia i znalazła sobie nowe miejsce pracy i osiąga wiele sukcesów. Zapewne droga jej nie jest łatwa i tylko ona wie jak naprawdę jest ciężka.

Jak już wspominałem historia zatoczyła koło. Odchodzi kolejny dyrektor. I on nie udźwignął ciężaru jaki sobie nałożył na ramiona, ale ktoś mu nie pozwolił go nieść w wyznaczonym przez niego kierunku. Jeżeli odchodzi po tak krótkim czasie, nie można mówić o sukcesie. Jeżeli nie chce zostać i rozpocząć dalszego dźwigania sobie wyznaczonych zadań, to należałoby się zastanowić czy jednak nie należałoby mówić tutaj o porażce.

Może najmniej o jego porażce. Raczej o porażce sytemu. To system znów gdzieś się zablokował. Stanął w wąskim gardle przepisów i mentalności ludzkiej. Niechęci i braku racjonalnego myślenia, czy może braku pomocy. Niby mówimy o kulturze. Ale kiedy przyjrzeć się rozgorzałej wobec problemu dyskusji, to widać wyraźnie, że najmniej tutaj idzie o kulturę. Raczej i przede wszystkim o ekonomię. Bo kiedy przyjrzymy się wydatkom to zauważymy, że gro pieniędzy idzie na obsługę techniczną; różnych instytucji kulturalnych, czy fundacji. Więc na pensje pracowników, na nowe płytki, ogrzewanie, tapczany, fotele, czajniki, spotkania, poczęstunek dla zaproszonych gości. I wielu innych przyziemnych potrzeb, które szerzeniu kultury powinny służyć. A potem dla jej istoty, dla działań twórczych już pieniędzy nie staje. A więc mamy takie małe przedszkola kulturalne. Jakieś dziecięce obrazki, pomazane kredkami, parę wycinanek, topienie marzanny, korowód przebierańców. Działania w dziedzinie kultury ze względy na brak właściwych środków jako nagród za pracę artystyczną zostaje zepchnięte na margines, albo zupełnie zapomniane. Większość instytucji kulturalnych chciałaby, żeby artyści, pokazywali czy publikowali swoje artystyczne wytwory za darmo. W końcu kultura na prowincji staje się takim zbiorem amatorów, którym się jeszcze chce. Ale wtedy można obawiać się, że poziom jest raczej niski i nie wzbudza zainteresowania. Bierzemy i wrzucamy do worka wszystko to, co nam jeszcze zostało. Nie ma artystów szturmujących instytucje kulturalne, zarzucających je artystycznie wartościowymi dziełami, bo zanikł gdzieś mecenat. Nawet nie próbujemy go odbudowywać. Tak jak nie staramy się rozbudzić wrażliwości artystycznej u odbiorców. Nie zależy nam ani na artystach, ani na wyrobionym artystycznie społeczeństwie. Kultura staje się powoli taką krową dojna, dla tych, co potrafią z niej wyciągnąć przeznaczone na ten cel pieniądze. Wydawcy zakładają fundacje, żeby poprzez granty drukować jakieś tam przewodniki krajoznawcze po regionie czy albumy fotograficzne w swoich wydawnictwach, to na co uda się zebrać pieniądze na tak zwany projekt. Jest wiele obrazków i widokówek, ale emocji w tym nie ma. A to przecież emocje decydują o wartości dzieł. A im jak najmniej zależy, żeby takie coś jak kultura nabierało wartości. Im najmniej przecież idzie o rozwój kultury, ale o swój prywatny interes.

Dlatego nie ma się co dziwić, że powoli stajemy się tak bardzo skłóconym społeczeństwem. Skłóconym, bo poza wartością pieniądza, tak naprawdę to nic nas nie interesuje. Widać to szczególnie po dyskusjach prowadzonych przez radnych na temat właśnie kultury. Czy tam trwa dyskusja o wartościach, czy o wydatkach? Bo tak naprawdę w większości przypadku radni to tacy oduczeni wrażliwości ludzie, przeznaczeni do podnoszenia podatków, a bardziej do tego by te podatki swoją osobą sankcjonować. Stąd potem nie ma się co dziwić, że niczego nie uczymy się z historii. Sucha historia bez rozbudzonych wrażliwości zawsze pozostanie martwa. I nie dziwota, że ludzie zamiast być mądrzejsi po szkodzie zaczynają wchodzić do bajora błędów, które poczynili ich poprzednicy. Tam gdzieś na świecie zwyrodnialcy jeszcze raz sprawdzają jak smakuje rozkosz mordowania, Tutaj my od lat zastanawiamy się ile jeszcze można zaoszczędzić na kulturze. Przecież chodniki, lampy uliczne, ławki w parkach i pomniki ku czci poległych i takie tam różne bajery są ważniejsze od twórczości współczesnych artystów. Jeżeli już, to urządza się wystawy tych co odeszli, bo są bezpieczni i mogą wygłosić swojego zdania. Nie wyrażą swoich emocji, krytyki, niezadowolenia. Można o nich mówić i pokazywać akurat to, co nam odpowiada i jest po naszej biznesowej myśli. Już powoli budzimy się z ręką w nocniku, może jednak coś uda się uratować? Bo przecież samymi zaoszczędzonymi banknotami nie wybrukujemy naszej wspólnej narodowej duszy. I nie podniesiemy duszy każdego z nas na wyższy poziom?

Jędrzej Kuzyn

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Felieton. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Obserwator
7 lat temu

Aby udźwignąć ciężar wyznaczonych sobie zadań w kulturze trzeba być animatorem a nie urzędnikiem.