CHŁOPAKI Z WARSZAWSKIEJ 12

Przedstawiliśmy dotąd Państwu drzewka genealogiczne kilkunastu rodów wieruszowskich, w tym rodziny Mochów, z której wywodzi się Piotr Moch. Otóż urodzony w 1896 r. Piotr Moch, mając lat 23 zaciągnął się na ochotnika do wojska i dołączył do grona wieruszowian walczących w oddziałach 27 Pułku Piechoty na kresach Rzeczpospolitej.

 

 

Za udział w kampanii zakończonej słynnym „Cudem nad Wisłą” odznaczony został Krzyżem Walecznych. Z podobnych względów zaprezentowaliśmy niedawno krąg rodzinny Jana Hąci rocznik 1899, a dziś zamieszczamy drzewko genealogiczne rodziny trzeciego wieruszowianina odznaczonego Krzyżem Walecznych – Romana Magota. Krótko przypomnimy również szlak marszruty „Chłopaków z Wieruszowa”.

Znani w Wieruszowie Magotowie wywodzą się z Kępna, gdzie na przełomie XVIII i XIX wieku zamieszkiwał majster kunsztu krawieckiego Stanisław Magot wraz z małżonką Elżbietą z Idzikowskich. Ich starszy syn Walenty ożenił w 1818 się w Wieruszowie z Kunegundą Sowińską, i przez całe życie podobnie jak ojciec trudnił się krawiectwem. Mieszkał przy Krakowskiej 145. W jego ślady nie poszedł młodszy Felicjan, który w 1824 r. pojął za żonę wieruszowiankę Kunegundę z Wypychów, i już dwa lata później występuje jako pełnoprawny majster kunsztu płócienniczego. W r. 1829 miał dom przy ulicy Pocztowej 134, obok swego teścia Walentego Wypyszewskiego, który w r. 1818 mieszkał przy Pocztowa 133. Nie ulega więc wątpliwości, że osiadł na parceli należącej do Wypychów. Miał czworo synów , którzy złożyli w Wieruszowie rodziny. Z nich wspomnimy Franciszka, właściciela domu Zamkowa 5, któremu Elżbieta Polak powiła dwóch synów Feliksa i Teodora, późniejszego księdza, oraz najbardziej nas zajmującego Tomasza, ożenionego w r. 1852 z Katarzyną Adamską. Oni również wychowali całą piątkę dorosłych synów, w tym Wincentego, który w r. 1888 pojął za żonę Elżbietę z Ruszkowskich, matkę urodzonego w r. 1897 Romana, odznaczonego za udział w wyprawie na wschód Krzyżem Walecznych 1920.

Jutrzenka wolności rozbłysła nad Wieruszowem jeszcze zanim car Mikołaj ogłosił 30 X 1905 r. w Peterhofie słynny manifest konstytucyjny, w którym obdarzał ludność cesarstwa nowymi prawami, opartymi na zasadach rzeczywistej nietykalności osoby, swobody sumienia, słowa, zgromadzeń i stowarzyszeń. Już 25 marca Towarzystwo Straży Ogniowej zebrane pod przewodnictwem księdza Wincentego Głowackiego zdecydowało by w przyszłości wszystkie protokóły i książki prowadzone były w miejscowym języku polskim, a w dniach 30 maja i 25 czerwca 1905 r. w miejscowym kościele śpiewano po mszy św. patriotyczne pieśni, w tym Boże Coś Polskę.

Tuż po ogłoszeniu woli cara manifestacje patriotyczne przybrały w Wieruszowie szerszy zasięg. 4 XI 1905 r. o godz. 9. wieczorem ok. 200 mieszkańców osady wyszło na ulice z czerwonymi sztandarami, śpiewając narodowe i rewolucyjne pieśni, wśród nich „Jeszcze Polska nie zginęła”. Wieruszowianie fetowali i strzelając z rewolwerów chodzili po ulicach miasteczka do godz. 2. w nocy. W następnym dniu dwa czerwone i jeden biało-czerwony powiewały nad liczną kawalkadą, która przy dźwiękach orkiestry przetoczyła się przez miasto i o godzinie 10. udała się do kościoła. Na sztandarach nie zabrakło wizerunku Polskiego Orła ani haseł: „Niech żyje Polska”, „Niech żyje wolność”.

Po mszy wszyscy demonstranci udali się do sali Ochotniczej Straży Ogniowej, gdzie wygłaszano przemówienia i wznoszono okrzyki „hura” i „Polska nasza”. Z remizy wyszli ze sztandarami i orkiestrą po dwóch godzinach, po czym strzelano z rewolwerów. Pochód ulicami przeciągnął się do godziny 7. wieczorem, następnie wszyscy rozeszli się. W czasie pochodu na czele tłumu szły dzieci wznoszące okrzyki „Hura, Polska nasza”, za nimi niesiono flagi, za flagami szła orkiestra, a potem tłum. Osada była oflagowana rosyjskimi flagami, z wyjątkiem domów Romana Zielonki, Ignacego Urbańskiego, Stanisława Wesołowskiego i Aleksandra Wróblewskiego, na których wywieszono polskie dwukolorowe flagi. U Marcina Dybka, i Tomasza Magota oraz w sali straży ogniowej wywieszono natomiast flagi czerwone. Żyd Wilhelm Rozenblum umieścił za to na domu Bolkowskiego Polskiego Orła z napisem „Niech żyje Polska”. Wieczorem całe miasteczko było iluminowane.

W takich okolicznościach Franciszek Zabłocki, który początkowo był leśniczym i karczmarzem w Dzietrznikach k. Wielunia, przeniósł się wraz z rodziną do Wieruszowa i od r. 1905 był właścicielem i prowadził dom zajezdny, którego kompletne zabudowania stały jeszcze całkiem niedawno przy ul. Warszawskiej 12.

Jutrzenka wolności zajaśniała nad Wieruszowem znowu, tym razem na dłużej, 11 listopada 1918 r. Zaraz też rozpoczęto w Wieluniu i Częstochowie formowanie 27 pułku piechoty, do którego obok rekrutów licznie garnęli się ochotnicy z całej Wieluńszczyzny, w tym z nadprośniańskich osad. Właśnie młodzi chłopcy z Wieruszowa spotykają się po raz ostatni w takim gronie, w restauracji Franciszka Zabłockiego przy Warszawskiej 12.
Między szynkwasem a kolegami uwija się syn właściciela zajazdu Franek Tomek Zabłocki. Po raz ostatni podejmuje pełne grono kolegów. Jest wśród nich Piotrek Moch i Felek Bizuga, są również: Janek Kryś, Antek Mrówka, Majer Kopydłowski, Felek Płocki, Janek Hącia, Romek Magot. Wkrótce do rozbawionego towarzystwa dołączy Ignaś Brawata, potem Stachu Ziętkiewicz i Felek Hącia. Ktoś znów podniósł stary sztandar z Polskim Orłem, na wiwat strzelano z pistoletów i chłopaki wyruszyli z Warszawskiej 12, z nadzieją, na odsiecz Lwowskim Orlętom.

Potem krwią wyznaczą szlak marszruty. Przez Iwanycze, Zimno, Poryck dotrą do Włodzimierza Wołyńskiego, gdzie w kwietniu 1919 r. skoncentruje się cały pułk i zdobędzie Łuck. Latem tego roku drugi batalion wróci do Częstochowy, ale już w czerwcu następnego 1920 roku cały pułk ponownie zameldował się nad Słuczą, by bronić skutecznie Zwiahla. Niektórzy tylko doczekali stoczonej 15 czerwca 1920 r. zwycięskiej bitwy pod Torczynem, gdzie mimo wielu ofiar żołnierze wsławili się takim męstwem, że dzień 15 czerwca uznano dniem chwały 27 pułku piechoty. Odtąd każdego roku tego dnia stawać będą do apelu nasi chłopcy, ci co przeżyli, by powspominać i przywoływać kolegów, żołnierzy z Wieruszowa, co godnie, w rynsztunku do nieba odeszli.

Jerzy Maciejewski

Ten wpis został opublikowany w kategorii Historia, Wieruszów. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anonimowo
6 lat temu

Ówcześnie nazwiska przybierały różne formy, mamy więc Bryłków i tożsamych z nimi Brylińskich, podobnie Mogów i Madzyków …

ja
6 lat temu

jesli „pojął za żonę wieruszowiankę Kunegundę z Wypychów”, to nie moze byc – „obok swego teścia Walentego Wypyszewskiego” – tylko walentego wypycha lub wczesniej – kunegunde z wypyszewskich”