162 lata temu w lasach lututowskich: Koziołek i Cesarka rozegrała się bitwa, potyczka powstańców styczniowych pod dowództwem por. Antoniego Korotyńskiego z Moskalami. Polacy nie mieli szans mając przeciwko sobie liczną armię rosyjską.
Członkowie Stowarzyszenia Historycznego im. Księdza mjr Szczepana Walkowskiego, odznaczeni przez Prezydenta RP Medalem ,,Opiekun Miejsc Pamięci Narodowej,, pamiętają o rocznicach tej batalii. Opiekują się ,,samotną sosną,, która zdaniem archeologów mogła zostać posadzona po bitwie. Niewykluczone, że pod korzeniami sosny może być pojedyncza mogiła powstańcza. Nie bez przyczyny ta mająca ponad 160 lat sosna i kolejne kapliczki wieszane na drzewie od pokoleń są miejscem kultu pamięci i modlitwy za powstańców, którzy zostali zabici przez Moskali. Poszukiwania mogił powstańczych przez zespół badawczy archeologów nie przyniosły oczekiwanych efektów. ,,Komuna,, zrobiła wszystko aby 64 powstańców, tj. szczątki bohaterskich żołnierzy głównie z Wielkopolski nie zostali godnie pochowani w poświęconym miejscu, na parafialnym cmentarzu.
Członkowie stowarzyszenia pielęgnują pamięć o tym miejscu. W 2021 roku z inicjatywy stowarzyszenia odbył się Bieg Powstańczy 1863. W kolejnym roku wydarzenie pn.,,Sztafeta Pamięci,, w a kolejnym 100 harcerzy z Wielkopolski maszerowało szlakiem powstańczym, z m. Głaz nieopodal lasów węglewickich, gdzie formował się 230 osobowy oddział por. Korotyńskiego do ,,samotnej sosny,, gdzie miała miejsce uroczystość. Dla Szkoły Podstawowej im. Powstańców 1863r. w Lututowie nasze stowarzyszenie ufundowało dwie suknie z okresu Żałoby Narodowej /1861-1866/ dla uczennic na szkolne akademie. W ub. roku w rocznicę bitwy Stowarzyszenie Historyczne im. Księdza mjr Szczepana Walkowskiego ufundowało nową kapliczką z figurą Matki Bożej przywiezionej z Częstochowy. Pod sosną znajduje się kontur Polski, którego granice otoczone są różańcem.
W tym roku, przed zbliżającą się rocznicą odnowiono kontur Polski i pięknie przystrojono kapliczkę i miejsce pod sosną, miejsce upamiętniające poległych powstańców. Przekaz społeczny mówi, że w czasie ,,komuny,, – ustroju komunistycznego, który istniał w Polsce po II wojnie światowej zdjęto kapliczkę z drzewa i zabroniono wieszać. Przechodnie, którzy przechodzili lub przejeżdżali obok sosny modlili się a mężczyźni mimo, iż nie było na drzewie kapliczki zdejmowali nakrycia głowy.
Stowarzyszenie Historyczne im. Księdza mjr Szczepana Walkowskiego otacza troską ,,samotną sosnę,, składają biało-czerwone kwiaty i zapalają światełko pamięci.
Cześć i chwała Bohaterom. Wieczna pamięć poległym.
Aby uzmysłowić przebieg zdarzeń, jaki miał miejsce w poniedziałek 15 czerwca 1863 roku w lesie ,,Koziołek,, przytaczamy relację naocznego świadka tej bitwy, korespondenta Dziennika Poznańskiego.
,,Z Kaliskiego 21 czerwca,,
Z boleścią w sercu przychodzi nam donosić jako świadek naoczny o nowych gwałtach, jakich Moskwa używa, by przytłumić ten zapał święty, który cały nasz naród ogarnia. Nowe dowody przychodzą, że Moskwa w wojnie z nami ma się za uwolnioną od wszelkich praw i zwyczajów, które są przez cywilizowane narody przyjęte i szanowane, nawet w tak wyjątkowym stanie jakim jest stan wojenny. Tylko następcy Mongołów mogą poszczycić się czynami, których byliśmy świadkami w ostatnim starciu naszem z siłami moskiewskimi pod Lututowem. W historyji naszej zajście to nie mianem bitwy, lecz mianem rzezi ochrzczonem być powinno.
Jeden z naszych mniejszych oddziałków formował się w lasach w Wieluńskiem. Siły jego niewielkie polegały głównie na strzelcach i kosynierach. Garstka ta wzmagała się z wolna i miała uróść w znaczny oddział. Tymczasem czujna Moskwa wcześniej przez denuncyantów o tem uwiadomioną została. Nie znając jednakże dokładnie liczby naszych, wzmocionemi siłami napaść postanowiła. W tym celu część załogi kaliskiej i wieluńskiej w niedziele 14 t. m. wyruszyły i posuwając się jednocześnie, skoncentrowały się niedaleko Węglowic. Tak zjednoczone siły wynosiły około 1000 piechoty ze strzelcami, 300 kozaków i 4 armaty. Nasi z wieczora o tych ruchach uwiadomieni, ruszyli z miejsca i według rozkazu ku lasom lututowskim posuwać się zaczęli.
Te manewra trwały aż do południa dnia następnego tj. poniedziałku, nasi dotarli już o dwie prawie wiorsty od miasteczka Lututowa. Moskale prowadzeni przez biegłych szpiegów zbliżyli się na strzał karabinowy, poczem padły niebawem pierwsze strzały z ich strony. Nasza garstka, niezmiernie znużona, w tak krytycznem położeniu dzieli się na dwa oddziały, jeden z nich przeważnie składający się z kosynierów pod dowództwem Korytyńskiego przyjmuje bitwę w tem miejscu i z mężnem sercem czeka sił moskiewskich, podczas gdy drugi, liczący głównie strzelców, mających tylko po 5 nabojów pod dowództwem Tatara *pseudonim* postanowił iść na przebój, i w ten sposób ratować broń i ludzi. Czas ku temu był największy, bo konnica moskiewska otoczyła już prawie skrzydło naszego oddziału. Tatar rotowym ogniem przywitać kazał nieprzyjaciela i w ten sposób otworzył sobie wolne przejście przez jazdę nieprzyjacielską. Tatar ze swoimi strzelcami miał czas przerżnąć się w głąb lasu.
Inny całkiem los spotkał drugą połowę naszego oddziału. Składał się on, jak powiedzieliśmy, głównie z kosynierów, i nie liczył więcej jak 120 ludzi, siły zaś moskiewskie dochodziły według wyżej zrobionego zestawienia do 1300. Korytyński dowódca naszej garstki, energicznemi słowy zachęca dzielną wiarę do walki i sam rzuca się z nieustraszanością lwa naprzód. Tymczasem moskiewscy żołnierze powychodziwszy z krzaków, gdzie się dotąd ukrywali, otoczyli naszych zewsząd nieprzełamanym łańcuchem. Opór naszym zdał się niepodobnym. Rzucają więc broń i na kolanach proszą o pardon.
Moskiewska tłuszcza czeka na wyższy rozkaz, co robić w tem położeniu. Ten niebawem przychodzi i na wieczną hańbę dla oręża moskiewskiego brzmi: w pień wyciąć buntowczyków. Tak upoważnione zbiry rzucają się z wściekłością tygrysa na naszych bez broni i na kolanach. Scen następujących żadne pióro opisać nie jest zdolne. Podam tylko rezultata tej wiekopomnej rzezi, o których sumiennie się przekonałem i za których autentyczność ręczyć mogę. Na placu bitwy zostawili Moskale 64 zamordowanych i 46 najstraszliwjej poranionych, czterech wzięli tylko do niewoli. Tak zabici jak ranni leżeli do naga odarci. Trupów i rannych detalicznie oglądałem, ani jeden z nich nie ma mniej, jak cztery rany, ran postrzałowych ledwo kilka naliczyć można, reszta są rany od pchnięcia bagneta lub od pałasza, niektórzy noszą na sobie do dziewięciu ran, rany piersiowe i brzuchowe przeważają. Między trupami widziałem dwóch u których czaszka najzupełniej wyłamana i mózg wyrwany, u kilku gardła były poderznięte. U wszystkich prawie są znaki widoczne kolbowania lub uderzeń podkowami. Rannych zbierać nie pozwolono aż do nadejścia wyraźnego rozkazu od pułkownika.
Tem zadaniem zajęła się z poświęceniem, wrodzonem naszym wielkodusznym Polkom, pani Taczanowska, na której territorym całe zajście miało miejsce. Rannych przewieziono niebawem do Lututowskiego dworu, gdzie ich umieszczono i wszelkiemi wygodami, o ile w pierwszej chwili było możliwe, otoczono. Pierwszą pomoc otrzymali nasi ranni od zacnego wojskowego lekarza pułku Schlusserburskiego, który opatrzywszy najprzód swoich, aż do późnej nocy niósł pomoc lekarską naszym. Między rannymi ani jednego nie masz, któryby był lekko ranny i w pierwszych zaraz 40 godzinach umarło z nich 11, a według zdania lekarzy umrze jeszcze podobna liczba.
Dowódzca Korytyński uniesiony z ciężkimi rany z placu boju skonał z wielką przytomnością umysłu we 24 godzin po walce. Z osób więcej znanych poległ prócz Korytyńskiego, któryś z Unrugów, który nosił na sobie znaki 9 ran, reszta składa się z naszych chłopków i mieszczan małych miasteczek. W środę koło południa odbył się pogrzeb nieszczęśliwych ofiar wśród licznego udziału chłopów i żydów, do 40 księży zjechało się na ten smutny obrząd: dla wszystkich zdołano jeszcze zrobić trumny.
Dziennik Poznański 1863.06.25 R.5 nr142
-tekst oryginalny-
Antoni Korytyński – były porucznik wojska rosyjskiego z Pułku Połockiego 7 dywizji. W roku 1862 w maju opuścił swój pułk stojący w Piotrkowie i wraz z Miszewskim i Młodowskim Michałem udał się za granicę. Przybywszy do Cuneo zapisali się do miejscowej szkoły wojennej, a Korytyński po rozwiązaniu tejże udał się do Paryża. Z wybuchem powstania pospieszył w szeregi narodowe i walczył w niejednej bitwie, w połowie roku objął dowództwo nad oddziałem a pod Lututowem 15 czerwca na czele 230 otoczony przez 6 rot piechoty i 6 armat nieprzyjacielskich zmuszony był rozdzielić oddział i cofać się wśród rozpaczliwego boju, w którym zginął bohaterską śmiercią wraz z 64 swoimi towarzyszami.
Źródło: Zygmunt Kolumna ,,Pamiątka dla rodzin polskich,,.