Powikłane życie Aleksandra Małachowskiego i moje spotkanie z marszałkiem

Aleksander Małachowski - Marszałek10 rocznica śmierci marszałka Aleksandra MałachowskiegoAleksander Małachowski urodził się 23 listopada 1924 roku wg metryki w miejscowości Lwów, choć był to tylko przypadek, a dzieciństwo spędził na Podolu w miejscowości Medyna. Pochodził z rodziny ziemiańskiej o dobrych staropolskich tradycjach.

Ojciec Aleksandra Wacław Małachowski mimo arystokratycznego pochodzenia miał silne poczucie obowiązku wobec ludzi od niego zależnych. Chłopi w jego majątku to byli jego ludzie, nad którymi miał czuwać i udzielać im wszelkiej pomocy np. gdy chłopom spaliła się chałupa Wacław Małachowski uważał za swój obowiązek dom mu odbudować. Mimo, ze Aleksandrowi beztrosko upływały młode lata, ojciec był dla niego wzorem i ogromnym autorytetem.

Aleksander miał zaledwie 13 lat gdy nagła śmierć zabrała mu 48- letniego ojca. Aleksander- młody wtedy chłopiec zapamiętał wystąpienie księdza nad trumną ojca „Odszedł od nas zły człowiek”. Proboszcz nie mógł wybaczyć Wacławowi bratania się z miejscowymi prawosławnymi Ukraińcami, dopatrując się w tym zdrady interesów narodowych. Po śmierci ojca Aleksander wraz z bratem trafił do benedyktyńskiej szkoły w Rabce, gdzie znalazł się pod opieką ojca Karola von Oosta belgijskiego mnicha. Kontrowersyjny opat von Oost był człowiekiem pogodnym i otwartym na świat. Ojciec Oost uczył bardziej powinności ludzkich niż straszył karami za grzechy. Na wieść o wybuchu wojny Aleksander z bratem opuszczają Rabkę, wracają do rodzinnego majątku w Medynie.

Po wkroczeniu tam Armii Czerwonej wraz z rodziną wyjechał do Lwowa. Próbując ewakuować się dalej na zachód wiosną 1940 roku wpada w ręce NKWD i zostaje uwięziony na pół roku w białostockim więzieniu. Udało mu się wyjść z więzienia po obietnicy, że wróci do szkoły i nie zrobi żadnych głupstw. Zamieszkał wtedy u rodziny pod Mielcem, gdzie się uczył i zdał maturę na tajnych kompletach. Skończył także podchorążówkę i wstąpił do Armii Krajowej. Pod koniec wojny próbował zaciągnąć się do ludowego wojska, ale zanim założył mundur został wywieziony do łagru w Stalinogorsku, gdzie pracował  w kopalni w bardzo trudnych warunkach.

W październiku 1945 roku zapadła decyzja o zwolnieniach i wrócił do Polski a konkretnie do Wrocławia na Ziemie Odzyskane. Tu z wyróżnieniem ukończył studia prawnicze. Mógł podjąć pracę na uczelni, ale wpis o aresztowaniu przez UB zatrzasnął przed nim drogę do palestry. Nie został jednak bezrobotnym, dostał etat w Wojewódzkiej Komisji Planowania Gospodarczego, który umożliwił mu przeprowadzkę do stolicy. W stolicy związał się z prasą, publikując w „Tygodniku Powszechnym” i w „Po Prostu”. W 1957 roku został sekretarzem redakcji w „Przeglądzie Kulturalnym”. Rozpoczął także działalność w Klubie Krzywego Koła. W spotkaniach klubu brali udział m.in. Antoni Słonimski, Melchior Wańkowicz, Kazimierz Moczarski. Działacze tego klubu stanowili jakby ” kuźnię kadr kontrrewolucji.” Rozpoczęły się odgórne naciski na klub i jego działalność nie trwała zbyt długo. Zagościł tez w miesięczniku polskiego oddziału Światowej Rady Pokoju. Potem pracował w Polskim Radiu, w którym był kierownikiem redakcji reportażu radiowego. W latach 70- tych rozpoczął współpracę z telewizją, gdzie zdobył popularność dzięki cyklowi „Spotkanie z pisarzem”.

Gościł na antenie ciekawe postaci jak: Stanisław Dygat, Tadeusz Breza, Tadeusz Kotarbiński, Artur Sandauer czy Tadeusz Różewicz. Jego słynne cykle telewizyjne „Rozmowy o cierpieniu” czy „Telewizja nocą”, w których starał się pomagać pokrzywdzonym, zdobyły szerokie grono sympatyków. Pracując w telewizji był aktywnym felietonistą, kolejno w „Po Prostu,” w „Wiadomościach Kulturalnych” i w „Faktach” a od 2001 roku w „Przeglądzie”.

Odpowiedzialność za drugiego człowieka, której nauczył się od ojca, i wrażliwość na krzywdę innych zaprowadziła go Komitetu Obrony Robotników, gdzie był najbliższym przyjacielem Jana Józefa Lipskiego. Natychmiast też wstąpił do Solidarności. Został członkiem władz regionu Mazowsze, brał udział w formułowaniu programu związku. W stanie wojennym został internowany. W 1989 roku rozpoczął prace w Sejmie. Dwa lata później zasiadł ponownie w ławach sejmowych. Jako marszałek senior miał zaszczyt inaugurowania obrad Sejmu I kadencji. Następnie przez wiele lat pełnił funkcję wicemarszałka Sejmu. Był współtwórcą Unii Pracy, którą widział jako lewicową alternatywę dla SLD.

Jak doszło do mojego spotkania z Aleksandrem Małachowskim? W 1997 roku odbywały się w Wieruszowie prawybory. Zjeżdżali tu politycy różnych formacji. Byłem wtedy przewodniczącym Rady Miejskiej II kadencji, niezwiązanym z żadnym ugrupowaniem partyjnym. Ówczesny działacz UP burmistrz Odolanowa wiedział o tym i rozmawiał o mnie z politykami Unii Pracy na szczeblu centralnym. Postanowili, by już przed prawyborami zwerbować mnie w szeregi Unii Pracy. Spośród istniejących wtedy ugrupowań politycznych Unia Pracy była mi rzeczywiście najbliższa. Niestety na czele UP stała osoba, która mi absolutnie nie odpowiadała, a szczególnie wypowiedzi tej osoby. Jeden z wysoko postawionych działaczy UP odwiedził mnie w Urzędzie Miejskim w Wieruszowie, podarował mi nawet książkę o Józefie Piłsudskim autorstwa Nałęcza członka UP z osobista dedykacją autora.

W dniu prawyborów spotkałem się z marszałkiem Małachowskim, chciał ze mną osobiście porozmawiać, wzięliśmy więc po kuflu piwa i udaliśmy się na pobocze stadionu. Marszałek nakłaniał mnie do wstąpienia w szeregi Unii Pracy i stworzenia koła UP w Wieruszowie. Odpowiedziałem panu marszałkowi, że nie widzę przyszłości dla tej partii i, że zapewne nie dostanie się ona do Sejmu. Zapytał czemu tak uważam. Odpowiedziałem, że szef UP pan Bugaj swoimi wypowiedziami odpycha ludzi od Unii Pracy.

Odpowiedź pana marszałka była jasna i uczciwa, powiedział- wiemy, że pan Bugaj jest kontrowersyjny, ale jak go usunąć skoro jest on jednym z założycieli Unii Pracy. Co prawda mamy przygotowane na jego miejsce dwie osoby panią Sierakowską i pana Pola, ale na dzisiaj jest to niemożliwe. Nasza rozmowa skończyła się tym, że pan marszałek uważał iż UP przekroczy nieznacznie próg 5%, ja zaś stwierdziłem, że niewiele bo niewiele, ale coś tam braknie do owych 5%. Okazało się , że to ja miałem rację. Efekt był taki, że pana Bugaja zmienił pan Pol, ale niestety było to już za późno.

Wrócę jeszcze do osoby pana Aleksandra Małachowskiego. Wg mnie był on najszlachetniejsza postacią w Solidarności, człowiekiem rozumnym, zrównoważonym, przewidywalnym,  zwolennikiem porozumienia i postacią na wskroś uczciwą. Kiedy było trzeba potrafił być krytyczny, ale umiał również widzieć i doceniać zasługi drugiej strony. A oto kilka przykładów:

Na pytanie, dlaczego, wzorem kolegów nie został „żołnierzem wyklętym” odpowiedział: „ Nie każdy, kto uczciwie pracował, zajmował się odbudową kraju był sowieckim sługusem. Zbyt łatwo się dzisiaj zapomina, że niektóre elementy tzw. realnego socjalizmu miały wtedy dużą nośność. Likwidowało się analfabetyzm, wprowadzało powszechna oświatę i opiekę zdrowotną, podnosiło się miasta z ruin, istniała możliwość awansu społecznego.” Mimo, że w stanie wojennym był internowany nie przeszkodziło mu to spotkać się z generałem Kiszczakiem. Powiedział wtedy: „Moim zdaniem właśnie dzięki Kiszczakowi w dużym stopniu zawdzięczamy bezkrwawe odejście od komunizmu”.

Zaangażowanie w Solidarność nie przysłoniło mu grzechów związku. Już w latach 90- tych wspominał, że Solidarność popełniła prawie same głupstwa: „Można wskazać dziesiątki przykładów nieodpowiedzialności i zwykłego warcholstwa, które do dziś objawia się w życiu publicznym”. Raził go antykomunizm prawicy, podpierany często antysemityzmem. „Żądza odwetu w prawicowych klubach jest tak silna, że góruje nad rozsądkiem”. Z niepokojem śledził postępującą klerykalizację kraju. „ Myślę, że to bardzo  kościołowi zaszkodzi. Sprawi, że wielu ludzi odwróci się od religii, od zasad etycznych.”
Kłopoty z Aleksandrem Małachowskim miały obie strony sceny politycznej. Prawica nie mogła mu darować, że mówił o biednych i wykluczonych zamiast firmować swoim nazwiskiem kapitalizm. Dla lewicy nie do strawienia była jego niechęć do komunizmu i PRL. Nikt nie śmiał jednak kwestionować jego politycznej uczciwości.

Aleksander Małachowski o:
Leszku Balcerowiczu: Myślę, że to typowy przykład uczonego uniwersyteckiego, który nie posiadając żadnego doświadczenia, nie potrafił w porę zawrócić z obranej drogi, gdy ta okazała się błędna ogólnie i bardzo szkodliwa doraźnie.
Antonim Macierewiczu: Moim zdaniem Macierewicz to przypadek specyficzny; przypadek, który musi być rozpatrywany także w kategoriach psychologicznych, żeby to łagodnie określić. Jest fanatykiem pewnych idei. Idee się zmieniają, fanatyzm pozostaje. Macierewicz całe życie marzył o władzy, a nie o służbie społeczeństwu. Zdobycie władzy było celem najważniejszym.
O  kierownictwie Solidarności w latach 1980-81: Ja zacząłem poznawać związek od środka i widziałem jaki jest słaby, jak na niewiele osób można liczyć. Bardzo często pierwsze skrzypce grali ludzie niekompetentni, odreagowujący swoje frustracje lub liczący na zrobienie kariery. Im bardziej się angażowałem, tym moja ocena była bardziej krytyczna. Niestety spełniły się najczarniejsze przewidywania. W sytuacji, gdy przyszło nadstawiać głowę, najwięksi krzykacze  wyjechali za granicę, uciekli do biznesów albo okazali się agentami.
O demokracji: Niestety, nie ma rozsądnego i sprawiedliwego rozwiązania. Do PZPR należała nie tylko garstka dygnitarzy, lecz również parę milionów szeregowych członków. Czy ich też mamy rozliczać? Jak to zrobić? Zawsze ktoś będzie skrzywdzony, można przy okazji rozpętać piekło, przelać trudną do ogarnięcia falę nienawiści. Dlatego moim zdaniem, jedyne sensowne wyjście sprowadza się do przebaczenia i zapomnienia oraz do ukarania tych, którzy dopuścili się ewidentnych przestępstw.

Aleksander Małachowski zmarł 26 stycznia 2004 roku. Nie dożył dzisiejszych czasów brutalnej polityki i tabloidyzacji mediów. Szczęśliwie dla siebie.

Przez te 10 lat, kiedy marszałka już nie ma, zarówno po stronie prawicy jak i lewicy zapadła jakaś zupełna cisza. Ludzie z dużym poczuciem obiektywizmu, często mówiący prawdę, są dla obu stron niewygodni. Wszak polityka to ciągłe oszustwa, naciąganie faktów, opluwanie. Starożytni Grecy mieli całkowitą rację nazywając politykę największą kurtyzaną świata! Czy któryś z naszych polityków mógłby się zmierzyć z marszałkiem Małachowskim pod względem kultury bycia i uczciwości w postępowaniu? Nie widzę takiego. Marszałek Aleksander Małachowski kształtował moje dorosłe już życie, był wzorem posła uczciwego, rozważnego nie bał się mówić prawdy o rzeczywistości jaka go otaczała.

Być może to wpływ marszałka Małachowskiego spowodował, że piszę artykuły w ITP, często niewygodne dla niektórych grup społecznych. Skłaniam się jednak do tego, by były one niezakłamane i zmuszały czytelnika do uczciwego myślenia.

Zenon Magaj

Cytaty pochodzą z książki Aleksandra Małachowskiego „Żyłem… szczęśliwie”.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Wieruszów. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
6 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Logicznie myślący
10 lat temu

Szanowny Panie Zenonie !
Czytając Pańskie artykuły, każdy czytelnik czuje ich szczerość, prawość oraz głęboką i autentyczną wiedzę historyczną i życiową z nich płynącą. Takich jak Pan, boją się ludzie „nawiedzeni” jedynie słuszną interpretacją historii, którzy niczego nie rozumieją, ale wiedzą jedno – że należy krytykować tych co piszą prawdę, ponieważ to bardzo dobry bilet do grona jedynie słusznych „histe(o)ryków”.
Historię trzeba znać, bo inaczej będziemy się jej uczyć na nowo, ale już na własnej skórze, co zresztą permanentnie nasz naród ćwiczy. „Historia est magistra vitae” – co znaczy – historia jest nauczycielką życia. Historia to przede wszystkim nauka, która poprzez poznawanie przeszłości i dogłębną jej analizę, ma nam pomóc zrozumieć teraźniejszość. O ileż lepszy mógłby być dzisiejszy świat, gdyby ludzie potrafili wyciągać słuszne wnioski z błędów swoich przodków. Niestety nie każdy to potrafi, nawet jeśli wydaje mu się, że zna dobrze historię, bo skończył studia historyczne.
Brak odpowiedniej wiedzy historycznej powoduje, że próbuje się nami bezkarnie manipulować, bo nie znamy faktów historycznych. Nie mamy się do czego odwołać, bo nie znamy żadnych „twardych” danych.
Myślę, że po to są te wszystkie artykuły Pana Z. Magaja, żeby nam pewną ilość takich historycznych faktów wprowadzić do głowy, żeby zadźwięczał nam sygnał ostrzegawczy, gdy ktoś nam będzie mówić, że dwa dodać dwa to pięć.
Warto zapamiętać fragment dialogu Ediego z Jureczkiem z filmu „Edi” Piotra Trzaskalskiego (przytaczam go z pamięci, ale sens pozostał): – Po co ty czytasz te wszystkie książki, Edi? Co one ci dały? – Spokój.
Rzeczywiście: rozumiejąc (znając) historię, rozumiemy współczesność. Dzięki temu, możemy nie tylko podejmować właściwe decyzje ekonomiczne czy polityczne, ale także mieć świadomość własnej roli w świecie. To pozwoli nam, lepiej żyć ze współczesnym światem i z samym sobą w harmonii i spokoju.
Życzę dużo zdrowia i lekkiego pióra Panie Zenonie.

10 lat temu

Jeden z naznaczniejszych obywateli naszej rzeczypospolitej.W rocznice jego smierci miło jest poczytac kilku zdań Pana Magaja o tej Osobie. Mądry uczciwy Polak.

Wierusz
10 lat temu

Panie Zenku bardzo ciekawe fakty Pan odkrywa.

admin
10 lat temu

Szanowni „Anonimowi” wpisujący się tu z obraźliwymi tekstami kryjący się pod niby zmienionym IP nie jesteście anonimowi. Kilku się już o tym przekonało a kilku niedługo się przekona.Te bramki proxy dostępne w necie to kpina i najczęściej monitorowane są przez odpowiednie służby, więc z tym ukrywaniem się niby za innym IP to śmiech na sali, bo są sposoby monitorowania ruchu w Internecie i nawet proxy internetowe nie jest w stanie ciebie uchronić przed namierzeniem.