Poezja, której się tak lękamy

W końcu po długich oczekiwaniach i poszukiwaniach trafiłem w telewizji na film Jima Jarmuscha Paterson. Od dawna się do niego przymierzałem. Film o wyciszonym względem otaczającego go świata kierowcy autobusu, który w wolnych chwilach, kiedy nie musi prowadzić tej potężnej maszyny, pisze wiersze. Ma taki swój notatnik i zapisuje w nim te ulotne chwile, jakie czasami nawiedzają jego, ale przecież i nas wszystkich, i wynoszą ponad cenioną powszechność.

Już dawno wyrosłem z historyjek, gdzie dzielny rycerz, albo detektyw, policjant, albo samotny sprawiedliwy wilk, zabijać dziesiątki bandytów, żeby w tak prosty sposób odnaleźć sprawiedliwość i z dymiącym jeszcze rewolwerem w dłoni patrząc przed siebie w dal jeszcze raz uwierzyć, że po raz kolejny świat został przez niego ocalany i zło pokonane.

Zło dobrem zwyciężaj, tak mówią nasze od dawna nauczane wartości i od dawna już sprawdzone. A my jednak jak ten niewierny Tomasz, zawsze palec w ranę i to oko za oko i ząb za ząb. I walka na moście, albo na skale, żeby strącić złego w przepaść. Czy do czeluści piekieł. Albo w głębiny mroku ciężkiego więzienia. A przecież wokoło nos tylko bardzo prosty świat i ludzie ułomni, którzy poszukują szczęścia. Nie w karkołomnych akcjach, ale w prostych zdarzeniach, które powinny się wydarzyć, żeby kolejny dzień był tylko nadzieją, że życie to prosty rachunek artretyczny. Lewa by równała się prawej. Dwa dodać dwa to cztery. Miłość dodać miłość to dalej miłość. Świat mógłby być prosty. Ograniczony do kilku podstawowych czynności jak i zwierząt, które wypełniają puste miejsca wokoło naszej ludzkiej pazerności.

Pamiętam jak sam pisałem wiersze pracując w kopalni tysiąc metrów pod ziemią, jakbym chciał do tego strachu, który każdy górnik nosi w sobie dołożyć odrobinę liryki i nadziei, że nie wszystek narażony jestem na unicestwienie. Ale jest we mnie ta garstka boskości, że ja człowiek, chcę równać się z bogiem. Nie z jego wielkością, ale mądrością i dobrocią podążając do niej. Bo jak już w wielu przypadkach potwierdza tę myśl czytana przeze mnie literatura, Bóg tylko tak potrafi być wielki i mądry jak my w chwilach etycznych uniesień potrafimy go zrozumieć i w nadziei na kolejną sekundę życia próbować mu dorównać w naszych ziemskich czynach.

Poezja, której się tak lękamy. Czasami nawet wstydzimy, jest przecież zewnętrznym obrazem naszej duszy. Co prawda dla każdego inną, ale przecież zawsze jednak wymiarem próbującym sięgać poza tę stateczność, która zakuwa ludzi w dyby i nie pozwala dać upust wyobraźni i marzeniom.

I kilka dni po obejrzeniu filmu Paterson dotarł do mnie książka, antologia poezji, Klubu Poetów Gdańskich Aspekty 2017. To tylko taka umowna nazwa, bo w książce znajdują się wiersze siedemdziesięciu poetów z całej Polski, a twórcy tej książki mieszkają w Gdańsk, gdzie pod dobrą ciepłymi dłońmi Gabrieli Szubstarskiej dojrzewają do ostatecznych narodzin.

Czytam te wiersze powoli, co jakiś czas odkrywając kolejne piękne myśli poetów i poetek. W poezji jak i w życiu nie powinno zbytnio się śpieszyć, bo wtedy gubimy prawie wszystko to, z tego co nas otacza, skupiamy się zaledwie na celu podróży, a zazwyczaj wtedy jest on tylko małym święcącym punktem na końcu tunelu.

Ale dlaczego wspominałem o tej antologii. Wspominam o tej książce, bo są tam i moje wiersze ale przede wszystkim i dlatego, że zamiast posłowia, słowa wstępnego o autorach tej grubej książki, gdzie jest około czterystu wierszy siedemdziesięciu poetów; jest esej Zbigniewa Trzebiatowskie właśnie o filmie Paterson. Gdyż sam ten film jest poezją i jeszcze na dodatek jest filmem o poezji. Poszukiwaniu swojego miejsca w powszechności i to pięknego miejsca. Nie trzeba być nikim wielkim, znanym i bogatym, wystarczy kierowcą autobusu i od czasu do czasu zapisywać swoje chwilowe liryczne uniesienia. I umieć zrozumieć miejsce i ludzi, którzy nam się przydarzyli. O takiej prostocie jest film. I takie są wiersze z tomu, ludzi z całej Polski, gdy się wczytać w ich tajemnice okazuje się, są bardzo do siebie podobni, tacy sami jak i bohater filmu.

Właśnie obchodziliśmy międzynarodowy dzień poezji. Może warto znaleźć chwilę na to, żeby przeczytać z tej okazji jakiś wiersz, chociażby Bagnet na broń Broniewskiego, albo odważyć się sięgnąć po coś współczesnego. Poezja coraz bardziej bowiem odchodzi od eksperymentów i częściej próbuje rozszyfrować proste tajemnicze naszej lirycznej duszy.

Mam nadzieję, że przy następnej okazji w Kępnie, takiej niekoronowanej stolicy Poezji Południowej Wielkopolski uda się przy kolejnej wielkiej imprezie poetyckiej połączyć strofy z projekcją filmu Paterson, do czego Panią Anię Niesobską bardzo zachęcam. Dobrze, że nie wyjechała zbyt daleko, tylko za miedzę do sąsiedniego powiatu. Bo nasze miejsce zamieszkania niestety staje się dla niej i dla wielu innych miastem umarłych poetów.

Jędrzej Kuzyn

Ten wpis został opublikowany w kategorii Felieton. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments