Zrobiłem sobie ciszę wyborczą…

Zrobiłem sobie ciszę wyborczą, tak na dwa tygodnie przed głównym głosowaniem. Kandydatów znam od dawna, wiem na co ich stać. Więc po co słuchać jak to się przede mną i nie tylko przede mną, wdzięczą. Jak obiecują, jak targują się, jak przekomarzają, kokietują, żeby tylko zabłyszczeć. Obdarowują jabłkami czy pączkami A w ostatecznej odmienności cyklu wyborczego obrażają i wypominają sobie nieswoje grzechy.

Podglądałem ich przecież przez cztery ostatnie lata. Wierzę w grzechów odpuszczenie, ale nie w nagłą przemianę człowieka, że tupnie nogą i staje się inny, bo tak postanowił. Natura jest natura i ciągnie wilka do lasu. Zresztą nie wiem, czy akurat tak naprawdę pragnę, żeby aż tak wiele obiecywali. Bo jak już się ktoś rozpędzi w tym rozdawaniu prezentów, to jest gotowy nawet wybudować zamki na lodzie. A niczego się tak nie boję jak tych właśnie zamków. Przyjdzie wiosna i roztopi, utopi i będzie wielkie bum. Wolę budowane na piasku. Nie na skale, ale na piasku. Jesteśmy śmiertelni, materia jest przemijalna.

Nie ma do końca niczego trwałego. Więcej radości daje to ulotne, niż zakute w zbroję i postawione na cokole jak pomnik. Wybieram papierowe, ekologiczne ubrania, zamiast długoletnich kożuchów, które są przesiąknięte cierpieniem zwierząt. Wolę, żeby mnie zabawiano liryką niż zakwaterowano w więzieniu o grubych ścianach. Cóż z tego, że drzwi niby są otwarte, skora na noc muszę do nich wracać, bo nie mam dokąd iść?

Och gdybym potrafił rozłożyć szeroko ramiona i kochać świat i ludzi z taką samą łatwością jak zwierzęta czy poezję. Nie kłócić się o szczegóły i bogactwo, ale tak sobie wszystko urządzać, żeby się nie narobić, pracować i być szczęśliwym. Do tego trzeba dążyć. Bo gdy ja będę szczęśliwy, to tym szczęściem promieniować będę na innych a oni odpromieniowani dodadzą promienie dalej. Taka piramida szczęścia. Może to być jedyna piramida finansowa, która może ludziom się udać.

Mając takie poglądy nie przywiązuję zbytniej uwagi do tych co za wiele obiecują, ale spoglądam w stronę tych, co budują we mnie Kościół i królestwo z tego świata. Szacunek do wszystkiego co mnie otacza. Nie wielkie pomniki, jak molochy szkolne, baseny, stadiony, ale parki i kluby, gdzie intelekt ma pierwszeństwo przed prostymi namiętnościami. Dlatego aż tak wielkiej wagi nie przykładam do tych, co zostaną wybrani. Jak uczy doświadczenie są oni najczęściej odbiciem ludzi, których chcą reprezentować.

Rzadko zdarzają się ludzie z przekonania. Większość chce coś przy okazji ugrać. Ale wyborcy na dadzą się oszukać. Z moich obserwacji wynika, że jeżeli znajdzie się taki człowiek naprawdę odpowiedzialny i oddany, wygrywa w cuglach, obojętnie z jakiej jest partii. Dlatego, nie trzeba drzeć szat, z powodu takiego czy innego wyboru. Ale samemu stawać w pierwszym szeregu i wyznaczać standardy, by ten ktoś wybraniec, gdy już zasiądzie na swoim wymarzonym stołku miał się od kogo odbijać i z kim liczyć.

Jędrzej Kuzyn

Ten wpis został opublikowany w kategorii Felieton. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments