O siłaczkach słów kilka…

Czy są u nas jeszcze te przysłowiowe, a może będzie bardziej trafne określenie, znane wszystkim z lektur szkolnych – siłaczki. Te wyjęte z idei pisarstwa nie tylko Stefana Żeromskiego. Ambitne wrażliwe, gotowe nieść pomoc innym, które jak zawsze w swojej naiwności i jednocześnie mądrości wierzą i wiedzą jak ważna jest praca u podstaw.

Nie tylko ten asertywny zysk, który da się przeliczyć na pieniądze. Ale postawa, droga, którą wybierają, żeby realizować odwiecznie towarzyszące ludziom w ich tułaczce po świecie, idee. Bo nieprawdą jest, że człowiek spogląda na wszystko tylko poprzez zysk, jaki może mu dać jego działanie. Sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Tak samo jak nie ma do końca złych ludzi i tego, że i dobrych tak do końca nie ma. Ale w każdym mieszka tak samo, przyszły generał jak i mesjasz czy mistyk. Czas tylko miesza uczucia i nastoje. Jedne emocje pobudzają do działania, inne zniechęcają. Ważne by z tego tygla, do którego w tej globalnej wiosce zostaliśmy wrzuceni wydobyć te, które dają bezpieczeństwo.

Po ciekawym i eksperymencie jaki od lat prowadzi siłaczka z Ostrzeszowa Maria Szuflinska, o czym już wspominałem w swoim felietonie jest wiele innych interesujących ludzi. Ostatnio zaprosiła mnie do Domu Ludowego w Chojęcinie pod Kępnem poetka Aleksandra Jokiel. Jest członkinią Kępińskiego Klubu Literackiego, a nie tylko samą poezją żyje. Szuka pojednania z naturą, stąd jej wielorakie pasje, chociażby rzeźbienie w papierze, wyczarowywanie z papierowej wikliny niepowtarzalnych postaci i przedmiotów. Czyni to tak sugestywnie, że odnosi się wrażenie, że we wnętrzu tych niby martwych postaci mieszka życie, bo pozostawia w nich odrobinę swoje artystycznej duszy. Ale wróćmy do samego wydarzania.

Promocja tomiku poezji Chabry i maki odbyła się w Domu Ludowym w Chojęcinie, czyli jakby w samym centrum domu, Koła Gospodyń Wiejskich. Kiedyś naszemu wieszczowi marzyło się, żeby poezja zabłądziła pod strzechy. Dziś już słomianych strzech nie uświadczysz, ale ludzie mieszkający w tym symbolu, gdzieś na końcu świata mają możliwość i chcą tej wrażliwej materii smakować.

Publiczność pięknie wystrojona, zakłady fryzjerskie,krawieckie albo zdolne sąsiadki miały sporo pracy, żeby podkreślić stan urody tych nowoczesnych gospodyń, które wybrały się na spotkanie z poezją. A Ola właśnie taką prostą, ale delikatną w swojej kobiecości poezję w tym tomiku nam przedstawia. Poezja Jej może jeszcze bardziej dobitnie docierałaby do słuchaczy, gdyby rozbudzić ją w piosence, bo w wiele jej wierszy pisanych jest z powtarzającym się jednym motywem.

Poezja moich znajomych i przyjaciół poetek po piórze wydaje się być zupełnie inna niż ta męska wypełniona testosteronem, nawet wtedy kiedy go już w samym poecie jest jak na lekarstwo, skłania do zadumy, a szczególnie powinna skłonić tę męską stronę naszej lokalnej społeczności.

Weźcie tak w jakiejś wolnej chwili panowie i przejrzyjcie kilka tomików wierszy lokalnych, tych najbliższych naszemu miejscu zamieszkania poetek. I zauważycie jak wiele jest w nich pragnienia, potrzeby miłości, czego tak wprost nie są w stanie nam przekazać. Może zacząć właśnie od poezji Aleksandry Jokiel, które tak jak Maria Szuflińska, Anna Niesobska są takimi naszymi regionalnymi siłaczkami.

Jędrzej Kuzyn

Ten wpis został opublikowany w kategorii Felieton. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments