Augustynów, wspomnienia mieszkańca – lat 1914-1957

Rok 1914 Adam Bartoszek urodzony w 1886 roku, lat 30 otrzymuje wezwanie do służby wojskowej w rosyjskiej armii. Ten sam los dopada jego kolegę, szewca z Wron Wincentego Kowalczyka. Adam Bartoszek i Wincenty Kowalczyk, Polacy pozbawieni własnej Ojczyzny lecz nie własnych przekonań wyruszają na bratobójczą wojnę wcieleni do armii rosyjskiej.

 

Ludność polska trafia do armii rosyjskiej, austro-węgierskiej i niemieckiej. To przymusowa ale nie wymarzona służba. Dwaj koledzy wkrótce trafiają do niemieckiej niewoli. Zostali skierowani do pracy w jednej ze śląskich kopalni. Tam pracują do roku 1918 – końca I wojny światowej. Wojny okresu bez Państwa polskiego, lecz nie bez Narodu polskiego.

Nie było im po drodze z zaborcami. Naród polski wykorzystując moment słabości zwaśnionych stron Państw Centralnych, w skład których weszły Niemcy, Austro-Węgry, Bułgaria i Turcja  oraz drugiej strony, Ententy której trzon stanowiła Wielka Brytania, Francja, Rosja oraz Włochy (od 1915 r.), przystępuje do tworzenia własnego państwa.

W 1918 roku po czterech latach obaj wracają do domu. Adam Bartoszek po powrocie prowadzi nadal własne gospodarstwo rolne o powierzchni 20 mórg w Augustynowie. Morga, z niemieckiego morgen (ranek), określenie powierzchni pola, jaki może w ciągu dnia skosić lub zorać jeden człowiek. W okresie do 1939 roku morga nowopolska- równa 0,5598 ha. W tym czasie rodzina Bartoszków powiększa się. Rodzi się syn Józef Bartoszek mieszkaniec Augustynowa, pogodny, spokojny człowiek, świadek wydarzeń tamtych lat – mój rozmówca, jeden z pięcioro rodzeństwa.

Mijają kolejne lata, kolejne zimy aż do dnia 1 września 1939 rok, dnia wybuchu II wojny światowej.

Wojska niemieckie wtargnęły na nasze tereny z myślą likwidacji Państwa polskiego. Miejscowa ludność Augustynowa i Piasków z podręcznym dobytkiem ucieka w popłochu na wschód. Rodzina Bartoszków w ciągu tygodnia dotarła pod Łowicz. Tam spotykają jadącego oficera wojska polskiego. Oficer stanąwszy pyta, a wy dokąd? Adam odpowiada, uciekamy w kierunku Warszawy. W odpowiedzi usłyszał, wracajcie do domu w Warszawie zaraz będzie gorąco. Po tych słowach Adam twierdzącym głosem mówi do rodziny – musimy wracać. W trakcie wypowiadania tych słów na pobliskiej drodze zauważają idące wojsko polskie w kierunku Warszawy. Józef, jako małe 6-co letnie dziecko wraz z siostrą ciekawi widoku wojska polskiego biegną na pobliskie pole-otoczenie drogi, aby zaspokoić dziecięcą ciekawość. Drogą, jak opowiada rozmówca ciągły całe tabory wojska z armatami. Nagle na tle błękitnego nieba pojawia się nisko lecący niemiecki samolot. Zatoczył koło i odleciał. Nie upłynęło parę chwil i pojawia się eskadra niemieckich samolotów. Z samolotów prowadzony był zmasowany ostrzał wojsk polskich. Po kilku nawrotach samolotów wszyscy zostali wystrzelani. Młody Józef z siostrą w popłochu zaczynają uciekać w kierunku własnej rodziny. Cudem ocaleli.

Po tygodniu drogi powrotnej przybyli do rodzinnej wsi. W drodze powrotnej wielokrotnie musieli ustępować miejsca niemieckiemu wojsku idącemu w kierunku Warszawy. W tym czasie Żydzi kopią szpadlami rów pod lasem w prostej linii przez pola w Augustynowie poza istniejącym jej krętym korytem. Robiącego na pobliskim polu Adama z ciekawym życia synkiem Józefem, jak wspomina mój rozmówca zauważają Żydzi, zadają pytanie: panie a czy kuropatwy to są(?), na to Adam odpowiada-słabo. Wtem słyszy głos Żyda wypowiadającego słowa, jak one wyginą to i nas braknie, dodając że są bardzo głodni.
Głodnych, przepracowanych, wycieńczonych robotników pilnuje żandarm. Adam wróciwszy z synem do domu na południe mówi do żony świadomy śmierci za ten czyn – matka gotuj szybko wiadro grochu, chociaż o jedzenie nie było łatwo. Po czym Adam zabiera bochenek chleba i ugotowany groch zanosząc go w pobliskie zboże, plon pola otoczenia rowu. Po czym podszedł do robiących Żydów mówiąc, że w życie jest jedzenie.

Wkrótce Adam Bartoszek wraz z rodziną został wysiedlony na Piaski do domu po Snelewskim. Jak opowiada przed wysiedleniem wiedzieli, kiedy mają opuścić własny dom. Działo się to w miesiącu lutym 1940 roku. Rodzina Bartoszków zostaje wyrzucona z domu na drogę tak jak stała przy wypowiedzianych słowach przez żołnierza gestapo, idźcie gdzie chcecie. Adam posiadał broń myśliwską-fuzję. Przed wysiedleniem musiał ją zdać u Niemca – Slidera pod Lututowem. Adam Bartoszek nie zdaje pasa z amunicją, który zostaje w domu za piecem. W okresie tym, tuż przed wysiedleniem Adam Bartoszek otrzymuje zgodę na zabicie jednej świni. Ale Adam bije dwie świnie, świadomy utraty życia strzałem z pistoletu w głowę. Kiedy starszy brat Józefa Bartoszka, Jan wiezie świnie do rzeźni za młynem w Lututowie celem ostemplowania półtuszy, rzeźnik w domu bije drugą świnie przygotowując ją do odbić pieczęci po przywozie tej z rzeźni poprzez złożenie obu półtuszy celem skopiowania pieczęci.

W tym czasie wjeżdżają konno na teren posesji Adama Link i Czapka, dowódcy posterunku żandarmerii w Lututowie. Jest południowa pora dnia, pogodny lecz mroźny zimowy dzień.
Widząc to Adam Bartoszek zaczyna w myślach żegnać się z życiem wypowiadając słowa do żony: ” matka, to już po nas, czas się żegnać”. Wyszedłszy na podwórko w rytmie skrzypiącego śniegu pod butami stanął przed przyjezdnymi mówiąc dzień dobry. W odpowiedzi usłyszał to samo. Po czym pada pytanie ze strony Linka, co się tu dzieje(?), patrzącego na ślad wylanej wody zabarwionej kolorem czerwonym w okolicach ubitego śniegu, miejsca wewnętrznej komunikacji w obejściu zagrody. Z końskich nozdrzy wydobywa się widoczna ulotna para, ślad ich oddechu w mroźnym powietrzu. Konie obu przyjezdnych były niespokojne. Na pytanie Adam Bartoszek odpowiada, że była bita świnia na ubój, której otrzymałem zgodę. Na to Link, to dobrze jednocześnie określając cel swojego przybycia. Adam usłyszał polecenie nacięcia kilku worków sieczki dla koni i dostarczenia ich do Lututowa.

Wtedy zrozumiał, że nic mu nie grozi, a cel przybyszy to nie ubój świń, lecz wydanie nakazu nacięcia kilku worków sieczki dla koni. Następnego dnia worki z sieczką zostały dostarczone do Lututowa.
Mięso uboju nielegalnego zostało umieszczone w zakopanej beczce w wozowni, gdzie stał duży ciężki dworski, wojskowy wóz pozostawiony przez niemieckie wojska, z uwagi na brak utwardzonych dróg. W miejsce jego został zabrany lekki wóz Adama Bartoszka.
Po tym rodzina Bartoszków zostaje wysiedlona do wspomnianego domu na Piaskach po Snelewskim-kowalu miejscowej kuźni. W pewnym momencie Ojca matki brat z Sokolnik przyjechał do Bartoszków na Piaski mając przy sobie przepustkę i pyta, szwagier mięso zostało zabrane? Na to pada odpowiedź Adama, ano nie. No to trzeba wziąć odpowiada przyjezdny. Ale, jak pyta Adam, jak tam mieszka Niemka, żona niemieckiego żołnierza przebywającego na froncie. W okresie tym na Piaskach był służący wysiedlony razem z rodziną Bartoszków. Niemcy dowiedziawszy się, że to służący przydzielili go Niemce. Po wysiedleniu wszystkie psy zostały wymienione w okolicy. Niemka mieszkając sama, wieczorami nie wychodziła na podwórko. Adam na spotkaniu z służącym ustalił – wieczorem koszem zatkasz budę, to pies nie będzie szczekał. Nocą mięso zostało wybrane, a beczkę zamknięto i przysypano. Żołnierz niemiecki, mąż Niemki przyjeżdża na urlop. Drugiemu służącemu od koni każe wypychać wóz i zaprzęgać cztery konie celem przywiezienia nawozu z Czastar. Przy wypychaniu woza Niemiec staje w miejscu zakopanej beczki, wpadając we wnętrze jej pustki. Niemiec myśli, że wpadł do lochu wykonanego przez partyzantów. Znajdując uprzednio za piecem pas z amunicją, przekonany jest o ruchu partyzantów w okolicy. Idzie na posterunek żandarmerii. Adam Bartoszek dostaje wezwanie na żandarmerię. Na drugi dzień idzie do Lututowa celem stawienia się na wezwanie. Wchodząc usłyszał, że ma czekać na korytarzu. Żandarmeria była w Rynku w części środkowej pierzei wschodniej, naprzeciwko dzisiejszego pomnika ku czci pamięci mieszkańcom gminy Lututów poległych, zamordowanych, zaginionych, prześladowanych.

W tym dniu w Lututowie odbywała się łapanka. Brama, wejście na żandarmerię otoczona była żołnierzami niemieckimi. Jak określił mój rozmówca ludzi łapali, jak hycel psy.
To smutne i tragiczne. W Lututowie odbywały się także łapanki. Wychodząc z domu nikt nie był pewny czy do niego powróci. Ludzi z łapanki przetrzymywano w bramie kamienicy, gdzie miała siedzibę żandarmeria.

W pewnej chwili tyłem pod bramę podjeżdża ciężarówka z plandeką i otwartą klapą tylną. Do ciężarówki zostali wepchnięci i załadowani ludzie z łapanki. W tym wezwany Adam Bartoszek. Ciężarówka z ludźmi wyjechała do Wielunia. Brat Adama,  Edward miał zakład szewski po sąsiedzku. Do domu na Piaskach daje znać, że Adama Niemcy zabrali i wywieźli. Żona Adama, Stanisława pobiegła do gospodarza -Niemca urzędującego na zajętej plebanii. Osoby dużej postury nadzorującej pracę polskich gospodarzy pracujących na rzecz okupanta. Ale nie tylko. Gospodarz prowadził ewidencję całego inwentarza gospodarstw rolnych jemu podległych. Często były przeprowadzane kontrole zgodności w gospodarstwach stanu inwentarza z ksiąg ewidencji. Kontrole przeprowadzano również w porze nocnej. Liczona była trzoda chlewna, kury, kaczki, krowy itp. Niezgodność stanu faktycznego z księgą ewidencji skutkowała, jak to określił mój rozmówca – kulą w głowę. Natomiast, gospodarstwa niemieckie tego terenu nadzorował komisarz-urzędnik niemiecki. Po interwencji gospodarza z trudem udaje się odnaleźć Adama będącego już w niemieckiej łaźni- przedsionku śmierci. Po powrocie do rodziny z Wielunia wspominał przez łzy radości, do Wielunia zostałem zawieziony, a z powrotem musiałem iść pieszo. Na drugi dzień idzie ponownie do Lututowa, stawić się na wezwanie. Na żandarmerii opowiada, że otrzymał zgodę na zabicie świni, a mięso nasolone gdzieś trzeba było przetrzymać. Na pytanie, a pas. Odpowiedział broń trzeba było zdać i zdałem, o pasie nic nie mówili. Po czym został zwolniony. Powraca do domu.

W pewnym momencie rozmówca mój wypowiada słowa: to były ciężkie czasy, dodając- dzieciństwa to ja nie miałem, od młodych lat trzeba było pracować, a czasy były okrutne. W styczniu 1945 roku rodzina Bartoszków powraca do rodzinnego domu w Augustynowie. W trakcie przewożenia przedmiotów życia codziennego na prowizorycznej platformie po ubitym śniegu, miejscu ruchu gąsienicy czołgu rosyjskiego dwukrotnie wojsko rosyjskie próbowało zabrać konia Adamowi wypowiadając słowa: to nasze, my was oswobodzili. Adam mówiący po rosyjsku zwraca się do oficera rosyjskiego o pomoc. Koń ocalał, a przeprowadzka została zakończona. Rankiem Adama spotyka zdziwienie. Rosjanie i tak zabrali konia.

Następnie słyszę, minęła druga wojna światowa, ja miałem zwolnienie od SP celem pomocy Ojcu w gospodarstwie, a gospodarstwo było duże. SP- Powszechna Organizacja „Służba Polsce” – polska państwowa organizacja paramilitarna przeznaczona dla młodzieży umundurowanej w wieku 16–21 lat, istniejąca od 1948 do 1955. Pewnego dnia do gospodarstwa przyjeżdża Komendantka SP oddziałów żeńskich z Pichlic i zażądała tego zwolnienia. Jak je otrzymała, więcej już go nie oglądałem – mówi mój rozmówca. Wynikiem tego zostałem wywieziony do Gliwic -Huty Lenina, do Organizacji SP, aby Ojciec został zamęczony pracą na roli. Ojciec miał dużo ziemi, tacy za komuny, władzy ludowej PRL nie byli szanowani.

Józef w Gliwicach służy przez 4 i pół miesiąca. Po powrocie pracuje z Ojcem na roli. W latach 1954-56 wcielony zostaje do służby wojskowej. Po powrocie Ojciec Józefa wezwany został do obowiązkowej dostawy na przednówku, nakazem wystawionym przez Naczelnika Gminy – Kozłowskiego ze Żmudy. Za brak spełnienia obowiązkowej dostawy otrzymuje karę i zostaje osadzony w wieluńskim więzieniu na ulicy Częstochowskiej. Z czasem udaje się sprzedać pryzmę desek, jak to określił rozmówca i wykupić Ojca z więzienia w 1957 roku. Jesienią Ojciec umiera i zostaje pochowany. Dalej słyszę- dopiero później dowiedziałem się w jakich warunkach był Ojciec więziony. Stał nagi w piwnicy po pas w wodzie dzień i noc. Tego nikt nie wytrzymuje.

Oprawcy tamtych lat mieli wyobraźnię i poczucie zupełnej bezkarności. Pamiętam chwile rozmowy mojego Ojca z jego przyjacielem. Osoby resztkami sił pokazującej zadowolenie z życia codziennego. Lecz to pozory. Faktycznie człowiek skatowany prawie na śmierć. Jedyna normalna funkcja życiowa to ciężki oddech. Reszta to wrak człowieka, dzieło oprawców UB. Wkrótce został pochowany.

Wielu porządnych ludzi taką śmiercią zginęło. Adam Bartoszek przeżył bratobójczą pierwszą wojnę światową. Okres okupacji drugiej wojny światowej stojąc w łaźni – przedsionku śmierci. A dała mu radę władza ludowa. To ciężkie nie do opisania chwile. Chwile szacunku prześladowanym i braku przebaczenia dla oprawców.

Marek Zgadzaj

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments