Podpatrywać świat. Uczyć się jego stale i bez końca. Podglądać go z naiwnością tak jakby dopiero, co pojawiliśmy się na świecie. Z wielkimi, szeroko otwartymi oczami.
Z rozdziawioną gęba. Zatrzymać się, kiedy śpiewa słowik. Przyśpieszyć, kiedy staruszka sama usiłuje, niezaradnie przejść po pasach na drugą stronę ulicy. Albo czasami zatrzymajmy się na rynku jakiegoś miasteczka Wielkopolski, może w Kępnie i popatrzmy jak inni się śpieszą, jak wnoszą towary do swoich sklepów jak wynoszą zakupy i zapętlają się w swoich potrzebach.
Gdzieś przecież musi istnieć granica, za którą przestajemy być tymi ludźmi, którymi chcielibyśmy być. A stajemy się masą rozpędzonych konsumentów, gdy to nie my kontrolujemy konsumpcję, ale właśnie ona nas bierze w objęcia i szepcze do uch swoje potrzeby.
Zatrzymajmy się na rynku swojego miasteczka i spójrzmy w górę, obejrzyjmy zdobienia kamieniczek. Bo czy przez lata wędrówek po swoim mieście mieliśmy, chociaż raz mieliśmy na to czas i chociaż trochę ochoty?
Jędrzej Kuzyn