Felieton Ojca Ludwika

Wieruszów – mój?

Za tydzień minie rok jak pojawiłem się w Wieruszowie. Odszedłem z Mochowa nad Osobłogą, pojawiłem się w nowym miejscu – nad Prosną. Rocznice są okazją do refleksji nad upływającym czasem. A czas płynie jak woda w Osobłodze i Prośnie – niby ta sama, a przecież wciąż inna, przemieszczająca się i zmieniająca miejsce, ciągle w ruchu. Czas jest jak potężna wierzba, rosnąca przed moim oknem na brzegu Prosny. Wzrasta ku niebu, próbując objąć je swoimi potężnymi konarami i równocześnie pochyla się coraz mocniej ku rzece, by zanurzyć się w niej swoimi gałązkami życia. Czas jej istnienia rozpięty jest pomiędzy niebem i wodą. Ale ktoś naznaczył farbą na pniu jej ostateczny czas – kres. Wydał wyrok.

Pewnego poranka przez okno wpadnie do mojego pokoju więcej światła, ale pięknego drzewa, które pokochałem, już nie będzie. Człowiek ma swój czas i woda w rzece, i stara wierzba też mają swój czas. Wszystko się zmienia i przemija, odchodzi i odpływa.

Ktoś mnie zapytał: ‘Nie tęsknisz za Mochowem?’ I ktoś inny mnie zapytał: ‘Dobrze ci jest w Wieruszowie?’ I jeszcze ktoś inny przewrotnie zadał mi pytanie: ‘Dlaczego nie wrócisz do Krakowa?’ Wszystkie te pytania dotykają głębi serca. A serce człowieka może być rozdarte, ale równocześnie musi być wypełnione pokojem. I wówczas odpowiedzi na powyższe pytania i na wiele podobnych egzystencjalnych pytań mają sens. Felieton dzisiejszy będzie próbą dotknięcia trudnych pytań i trudnych na nie odpowiedzi.

Miejsca, w których żyjemy wraz z upływem czasu postrzegamy z sentymentem albo niechęcią. Przywiązujemy się do nich, do naszych większych i mniejszych ojczyzn, do domu rodzinnego tylko dlatego, że kojarzą nam się ze znaczącymi, pięknymi i dobrymi wydarzeniami, sytuacjami, krajobrazami, ale przede wszystkim z osobami, z których każda była kimś ważnym, mądrym, kochanym; a więc w jakiejś mierze wpłynęła na kształt mojego życia, jego zasady, wartości, na postrzeganie świata i człowieka. Przywiązujemy się do miejsc poprzez przywiązanie się do ludzi. Poprzez piękno i mądrość relacji z drugim człowiekiem postrzegam miejsce, gdzie przez jakiś czas dane mi było żyć. Miejsce staje się dla mnie ważne, gdy spotkam chociaż jedną osobę, z którą nawiążę relację przyjaźni i miłości. Inaczej stanie się ono miejscem pustym, nic lub mało znaczącym.

Czas nie tylko że płynie, upływa, ale i przemija. Zbliża nas do wieczności, gdzie nic nie upływa, ani nie przemija, a gdzie wszystko jest pełne niezwykłego, Bożego dynamizmu i wszystko, co możemy sobie pomyśleć jako najsensowniejsze i najpiękniejsze istnieje, po prostu jest.

Z Krakowem związałem się na 52 lata, z Mochowem jedynie na kolejne dwa, a w Wieruszowie mieszkam dopiero rok. Roczny pobyt w nowicjacie w Leśniowie oraz przed święceniami roczny pobyt na Bachledówce były ważnymi, jednak tylko epizodami w historii mojego zakonnego życia. Mochów i Wieruszów wiązały się z poszukiwaniem wyciszenia po latach, jakby nie było, wielkomiejskiego życia w Krakowie..

Gdy przyjechałem do Wieruszowa przed rokiem, akurat wróciła z Jasnej Góry 272 pielgrzymka wieruszowska. Dzisiaj, gdy rozpocząłem snuć moje „jubileuszowe” refleksje, kolejna 273 pielgrzymka wyruszyła na 6 dniowy szlak, by pokłonić się Jasnogórskiej Matce i pieszo powrócić do swojego wieruszowskiego domu, gdzie cierpliwie i z miłością oczekuje na swoje dzieci Miłosierny Jezus Pięciorański. To pielgrzymowanie, trwające prawie od trzech wieków, jest oznaką, że potrzeba spotkania z Jasnogórską Matką i Królową Polski jest trwałą i duchową tęsknotą mieszkańców ziemi wieruszowskiej. W Mochowie nie zrodziła się tradycja pielgrzymowania na Jasną Górę, chociaż ukochanie Matki Bożej jest tam nie mniejsze niż w Wieruszowie i innych zakątkach Ojczyzny. 273 wieruszowskie pielgrzymki ukazują, że mimo upływu czasu wartości zapisane w ludzkich sercach nie starzeją się, nie umierają. Nie przemijają, choć zmieniają się formy pielgrzymowania. Polacy są narodem pątniczym – Bożymi wędrowcami. Oby tak pozostało, bo pątnicze szlaki dla tych, którzy nimi wędrują są ważną okazją do przemyśleń nad swoim życiem, które przecież nie przemija, nie kończy się, a jedynie zmienia. To czas doczesności przemija i kończy się, ale wieczność czeka, by pozostać dla nas na zawsze – wiecznością.

(24.08.2012) Dzisiaj razem z O. Kazimierzem dołączyłem do wieruszowskiej pielgrzymki, aby wygłosić konferencję o czystych sercach i o Ruchu Czystych Serc. Ta konferencja sprawiła, że odczułem życzliwą, przyjacielską więź, jaka wytworzyła się między mną i słuchaczami, z których większość stanowili ludzie młodzi. Znakiem tej więzi pozostały uśmiechy na twarzach, przy każdym przelotnym spojrzeniu na siebie. Poczułem się jednym z rzeczywistych uczestników pątniczej wspólnoty, pomimo że faktycznie pielgrzymowałem pieszo jedynie 2 godziny. Kiedy piszę te słowa dzwoni telefon od Stanisława, jednego z pielgrzymów skałecznych, z którym przez szereg lat przemierzałem pątniczy szlak pomiędzy Skałką i Jasną Górą. Nigdy nie kontaktowaliśmy się, a tu nagle mieszkaniec Parafii św. Stanisława w Bronowicach pozdrawia mnie od pątników tegorocznej pielgrzymki skałecznej prostymi ale jakże pięknymi słowami Benedykta XVI: „Niech Matka Boża prowadzi i darzy cię troskliwą opieką”. Wpadam w zamyślenie…

W każdym z miejsc mojego życia pozostawiłem serce. Serce jest niepodzielne, ale w całości można nim kogoś obdarzyć i to jest jego tajemnicą – jedno serce, a może być darem dla wielu osób. Niechaj Ci, którzy czują się kochani, niechaj wiedzą, że są kochani. Kiedy przygotowując się do konferencji o „czystych sercach” wertowałem i elektronicznie przedzierałem się przez tysiące stron homilii bł. Jana Pawła, uświadomiłem sobie, że dla naszego błogosławionego Papieża słowo „serce” było tajemniczym słowem-kluczem, podobnie jak inne słowo-klucz – „miłość”. Te dwa słowa pozwalały mu wypowiadać najpiękniejsze i najgłębsze prawdy o ludzkim życiu, istnieniu, o relacjach człowieka z Bogiem oraz człowieka z człowiekiem. W Wieruszowie spotkałem osoby, których nie można nie pokochać. <Pamiętam o Ojcu codziennie i modlę się za niego> – czy można obojętnie przyjąć takie wyznanie?

(25.08.2012) Trudno mi się ukryć w Wieruszowie. Ktoś przypadkowo spotkany uśmiecha się i oświadcza: „…czytałem wszystkie Ojca felietony…” Wchodzę do sklepu, mówię: „dzień dobry” i słyszę odpowiedź, której towarzyszy uśmiech: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!” Wrastam w glebę Wieruszowa. Kiedyś napisałem, że jest to miasto kapłanów i poetów. Dzisiaj Jadwiga przyprowadziła do klasztoru Mirosławę, Eugeniusza i Zenona z Klubu Wieruszowskich Poetów i każdy z nich miał w zanadrzu jakieś dobre słowo o wieruszowskich ścieżkach, ulicach, o Prośnie. A w sercu Jadwigi zawieruszone i złączone są wciąż krajobrazy z przeszłości i teraźniejszości. Pomiędzy nimi łatwo zauważyć niezapomniane i utęsknione pejzaże z Krakowa i Warszawy. Prawdziwi poeci mają w sobie tylko dobre słowa. Ich zanadrzem jest serce. Jadwiga, po latach nieobecności odkrywa swoją wieruszowską młodość. Zadziwia mnie, skąd w niej tyle mocy, determinacji i aktywności, by ożywić wieruszowskie dobre duchy, które zasnęły przed laty i drzemią jedynie w ludzkich tęsknotach i wyobrażeniach.

Jadwiga przywróciła także mojej pamięci tu, w Wieruszowie postać sprzed kilkudziesięciu lat – niezwykłą. Adama Żuchowskiego poznałem w Dolinie Chochołowskiej w spowitym legendą „schronisku Blaszyńskich”, chyba w latach siedemdziesiątych. Profesor Politechniki Szczecińskiej o duszy zanurzonej w Tatrach, o sercu marzyciela, dziecka. Ten rodzaj ludzi wymiera, nie pasuje do cywilizacji pędu, zabiegania, egoizmu, bezduszności. W Adamie zawsze drzemał poeta i teraz, u schyłku życia, wreszcie teraz, swoją miłość do Tatr, do przyrody, do miejsc gdzie narodziły się jego duchowe pejzaże wypełnione dobrem i miłością, zaczął zamieniać na słowa. Słowa wychodzące z serca zawsze są piękne:

„… A jeśli się spotkamy, jeśli los tak zrządzi

Że ścieżki nas te same ku Tatrom powiodą

Kurz drogi obmyjemy zapomnienia wodą

Serce – serca niech szuka i niechaj nie błądzi!”

(z tomiku „Świstacze nutki”).

Ilustrowany Tygodnik Powiatowy, w którym drukowane są niektóre moje felietony, czeka na ten „rocznicowy”, związany z moim przybyciem nad Prosnę – do Wieruszowa, więc muszę zakończyć moje pisanie w dniu, który jest Uroczystością Jasnogórskiej Matki i Królowej. Kończę więc podziękowaniem dla Niej za wszelkie dobro jakim mnie obdarzyła w mieście kapłanów i poetów. I kończę chociaż do końca nie odpowiedziałem na pytania zadane sobie na początku. Ale niech ci, którzy czytają te moje teksty, niechaj sami pomyślą i spróbują wydobyć z nich jakąś sensowną konkluzję.

Przez Ręce i Serce Maryi w ten Jej szczególny dzień przesyłam + błogosławieństwo Jej Syna, Jezusa Chrystusa.

Z Wieruszowa nad Prosną

Ojciec Ludwik

Wieruszów, 23-26 sierpnia 2012

www.seminarium.paulini.pl

oludwikk@poczta.onet.pl

26 (80) list/felieton

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Maria
11 lat temu

Ojcze Ludwiku, proszę przyjąć najserdeczniejsze życzenia z okazji rocznego pobytu w grodzie nad Prosną: Błogosławieństwa Bożego i Opieki Matki Najświętszej oraz zdrowia i pomyślności z okazji imienin. Czytam Ojca wszystkie felietony i dziękuję redakcji, że mogę kupić gazetę i je przeczytać. Szczęść Boże