Wyspy Kanaryjskie – Lanzarote

Lanzarote (10)_800x600

Z cyklu o zagranicznych wojażach pana Piotra

A.Ś. Dwa tygodnie temu wrócił Pan z Wysp Kanaryjskich. Na której z tych 13 wysp zażywał Pan słonecznych kąpieli?

P.G. Pani Aniu, jak już wspomniałem przy wywiadzie do poprzedniego reportażu, polecieliśmy z żoną na Fuerteventurę. Cel był prosty, odreagować po niezbyt rewelacyjnym Kaukazie jeżeli chodzi o jedzenie i wygrzać już nie tak młode kości, w miejscu, gdzie słońce świeci 340 dni w roku. W kraju jaka jest pogoda każdy z nas to odczuwa. Co prawda ten rok nie był najbardziej słoneczny na wyspach. Tydzień przed naszym przylotem, 5 dni lało. My mieliśmy więcej szczęścia. Były chwile pochmurne i nawet przelotnie padał deszcz, ale mnie to odpowiadało. Lubię temperatury 19-23 stopnie i takie były.

A.Ś. To tradycyjnie może powie Pan coś z historii wyspy?

P.G. Już w poprzednich wywiadach mówiłem, że nie możemy wysiedzieć na miejscu, nawet gdy wyjeżdżamy na pobytówkę. Może zostawmy relację o Fuerteventurze na inny wywiad. Mimo że wszystkie wyspy są pochodzenia wulkanicznego, to mnie jako geomorfologa i geologa najbardziej interesowała Lanzarote.

A.Ś. To co Pana tak zainteresowało na Lanzarote?

P.G. Krajobraz wulkaniczny, księżycowy z 110 wulkanami. Lanzarote jest czwartą pod względem wieku geologicznego wśród siedmiu dużych wysp archipelagu. Tu w XVII wieku wystąpiły jedne z największych erupcji wulkanicznych w dziejach świata.

25 wulkanów przez 6 lat zalewało wyspę lawą i materiałem piroklastycznym. Płynące potoki lawy przemieszczały się z prędkością nawet 80 km na godzinę, zalały ¼ część (południowo- zachodnią) wyspy. Ostatnie dwie erupcje wystąpiły w XVIII i XIX wieku. Ostatni wybuch wulkaniczny spowodował wielkie zniszczenia kilkunastu wiosek.

Widziałem już parę wulkanów i ich otoczenie, ale takich pól lawy wulkanicznej to nie spotkałem. Są to czarne powierzchnie pokryte lawą typu „A” – postrzępione o ostrych krawędziach i typu hawajskiego – takie jak placki krowie tylko dużo większe. Z tej czarnej powierzchni srożą się kratery „wygasłych” wulkanów o różnych kształtach i różnych kolorach, ochry, czerwieni, pomarańczy, brązu i szarości. Również niesamowicie wyglądają plaże z czarnego piasku, kontrastujące z lazurową wodą zatoczek.

To tu na plaży El Golfo reżyser Pedro Almodovara kręcił jedną ze scen miłosnych do filmu „Przerwane objęcia”, w którym Penelopa Cruz przytula się do swojego partnera, a także plażę Famara, nad którą kochankowie wynajmują bungalow. W tym surowym, księżycowym krajobrazie mocno kontrastują na tle czerni białe budynki wiosek i miast oraz zieleń roślin.

A.Ś. Panie Piotrze, a tak konkretnie, co warto szczególnie zobaczyć?

P. G. Po przypłynięciu promem do Arrecife, (około 25 minut) i załatwieniu transportu ruszamy na zwiedzanie wyspy. Jedziemy do Parku Narodowego Timanfaya na parking pod restauracją „El Diablo”. Tu należy zaparkować samochód. Przy restauracji mamy atrakcje dla turystów. Pierwsza próba ognia. Pracownik wrzuca widłami suche gałązki do otworu głębokości około 3 metrów, które po paru sekundach zapalają się.

Następnie trochę wyżej jest stanowisko z rurami wpuszczonymi około 10 metrów w skałę. Pracownik wiadrem wlewa wodę do jednej z rur i po 3-4 sekundach wybucha gejzer. Trzecie stanowisko pokazuje jak na ruszcie położonym nad otworem wulkanicznym można piec potrawy. Akurat trafiłem jak piekły się ziemniaki kanaryjskie.

W niektórych miejscach obok restauracji widać dym wydobywający się ze szczelin skalnych. Trzeba zdawać sobie sprawę, że kilka metrów pod skorupą znajduje się płynna lawa o temperaturze dochodzącej do 800 stopni C. Po tych pokazach sfotografowaniu otaczającego księżycowego krajobrazu wsiadamy do autokaru, który obwozi turystów na 14-to kilometrowej trasie po parku – Ruta de los vulcanes.

Widoki są fantastyczne. Uczucie jakby podróżował się po Księżycu lub po Marsie. Mijamy pola czarnej lawy i różnokolorowe kratery. Tu po raz pierwszy spotkałem draperie – nacieki wulkaniczne. Trzeba być na punkcie widokowym Los Helechos. Tu można podziwiać chyba najładniejszy na wyspie wulkan La Corona. Po nasyceniu się widokami, udaliśmy się do rejonu winnic La Geria.

To znowu zaskakujący krajobraz, chyba jedyny na świecie. Na czarnym wulkanicznym terenie w zagłębieniach widzimy pędy winogron płożących się po ziemi. Zagłębienia zabezpieczone są od strony północnej murkiem, najczęściej w kształcie półkolistym, który chroni winorośl przed dość chłodnym wiatrem północnym. Z tej odmiany winorośli rosnącej chyba tylko tu, wyrabia się słodką lub wytrawną malvasię.

Wstąpiliśmy do jednej z winnic. Jak zawsze na degustacji, grupy turystów. Mnie te wina nie podchodziły. Może kogoś z czytelników dziwić, że coś może rosnąć na takiej ziemi. Po rozłożeniu lawy przez porosty, rośliny; trawy i krzewy oraz zwietrzeniu skały, ziemia taka jest tak urodzajna jak u nas czarnoziemy lub czarnoziemy na lessach.

Jedziemy na północ wyspy, do najdłuższego tunelu wulkanicznego do Jameos del Agua. Ten siedmiokilometrowy tunel został częściowo wewnątrz zaprojektowany wraz z muzeum wulkanizmu przez artystę Cezara Manrique. Po zwiedzeniu tego sympatycznego miejsca ze stawkiem, w którym żyją w krystalicznie czystej wodzie jednocentymetrowe białe krabiki, przejściu przez restaurację i basen z błękitną wodą na tle białej wymurówki, salę koncertową i podziemny ogród, udaliśmy się do muzeum.

Wracając warto wstąpić do jednej z jaskiń – Cueva de los Verdes (Zielonej), będącej przy drodze powrotnej. Jest to jedna z jaskiń w ciągu tego tunelu wulkanicznego.

A.Ś. A właśnie. Czytałam, że Cezar Manriqe nadał styl architektoniczny tej wyspie. Czy to jest tak wyraźne?

P.G. Dobrze że Pani Aniu o to spytała. Kto to był C. Manrique? Ten artysta studiował w Madrycie. W latach 60-tych, po śmierci Franko i demokratyzacji kraju, do Hiszpanii zaczął napływać kapitał inwestowany w betonowe gigantyczne hotele. Artysta przybył na wyspę w 1968 roku do rodzinnego miasta Arrecife i zwrócił uwagę na te molochy, które proponowali postawić developerzy, obce tutejszemu stylowi urbanistycznemu.

Dzięki temu, że jego przyjaciel szkolny Pepin Ramirez był prezydentem wyspy, dali oni odpór takiemu budownictwu. Manrique określił styl budownictwa. Domy mogą mieć najwyżej cztery piętra i być pomalowane na biało z niebieskimi okiennicami na wybrzeżu i zielonymi w głębi wyspy. Jedynym budynkiem posiadającym 17 pięter jest Gran Hotel w Arrecife jego projektu. Budynek obłożony szkłem, ma mu przypominać Manhattan, gdzie spędził kilka lat. Jego projektem jest taras widokowy Mirador del Rio n wysokości 475 m,

Wspomniana restauracja na wulkanie El Diablo i ostatnie dzieło, Ogród Kaktusów z 10 tysiącami kaktusów. Tak jak w Polsce znane są rzeźby plenerowe Władysława Hasiora, tak na wyspie na wielu rondach można zobaczyć surrealistyczne instalacje najczęściej metalowe poruszające się na wietrze, zwane movile projektu Manrique. On również zaprojektował bardzo charakterystyczne do tej wyspy kominy domów, nawiązujące do stylu marokańskiego.

Jeżeli zdążymy wygospodarować czas przed powrotem na prom, warto zwiedzić dom artysty niedaleko Taiche. Biały dom wkomponował w 5 bąbli (pustych przestrzeni) zastygłej lawy. Cezar Manrique tak jak Antonio Gaudi nie dokończył swojego dzieła i tak jak on zginął śmiercią tragiczna w Teguise 25 września w 1992 roku. Ten malarz, rzeźbiarz, ekolog uratował swoją rodzinną wyspę przed zalaniem jej betonową brzydotą. Między innymi dzięki zachowaniu wyspy w takim stanie, w 1993 roku uznano ją za cud przyrody i wpisano ją na listę UNESCO jako Światowy Rezerwat Biosfery.

Z Piotrem Grądzielem rozmawiała Anna Świegot.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Wieruszów. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments