Świąteczny felieton Jędrzeja Kuzyna

felietonRyba psuje się od głowy, a góra lodowa od szczytu. Słoneczko sobie tam na jej wierzchołek spaceruje, świeci i rozgrzewa te najbardziej wysunięte cząstek lodu, i wodę robi z mózgu. Widzimy to co na szczycie, co pierwsze, tych co idą na czele pochodu. A prawda może być ukryta w środku.

 

Wśród tysiąca bezimiennych. To oni w zasadzie w swojej wielkiej masie gdzieś tam mieszkając pod powierzchnią wody tworzą potęgę tego co jest. Idą łagodnie z palmami wielkanocnymi i wieszają ją potem w domu, żeby potem przez cały rok wszystko co ważne trwało w należytym porządku. Bo to co Polacy najbardziej cenią i słusznie, to rodzina, mogą na zewnątrz, artyści, krzykacze, kaznodzieje namawiać do idealnego świata, wieść ku ścieżce prawdy, czy strumieniu świętości. To oczywiście jest kuszącym kawałkiem metafizyki. Ale najważniejsze wydaje się być toć coś, co jest na wyciągniecie ręki. Co można dotknąć i odwzajemni pieszczotę. Bo oczywiście, dobrze mieć pewność, że po tamtej stronie czekać będzie na nas trwanie tutaj wręcz niewyobrażalne. Ale najpierw musimy uczepić się tego wyobrażalnego i rozwijać go w sobie, dla siebie, ale i dla innych.

Być dobrym człowiekiem to widzieć uśmiech na ustach nam bliskich i kochanych ludzi. A jeszcze bardzie na obcych ustach. I mieć tą świadomość, że kiedy wejdzie się do obcego domu, to ten pusty talerz na stole na pewno napełni się jadłem. I chociaż to nie święta Bożego Narodzenia to i na Wielkanoc ten pusty talerze czeka na zbłąkanego wędrowca. Zagubieni wędrowcy wcale nie chcą iść do tych co mieszkają na szczytach szklanej góry, ale do prostych kopalniaków. Gdzie górnicy jeszcze pobrudzeni węglem już w białych koszulach szukają swojej i swoich bliskich świętości. Z nimi łatwiej, bo nie musimy szukać szczytów, doskonałości i bogactwa. Zjemy śledzia, kilka jajek i porozmawiamy o tym czego na brakuje. A potem uświadomimy sobie, że jednak wszystko już mamy. Bo to co nas otacza czasami jest większym bogactwem niż to, co po drugiej stronie płotu jest niedostępne.

To nas łączy, że żyjemy obok siebie i nie wyjmujemy mieczy. Potrafimy rzucić grosz biedakowi i przeprowadzić staruszkę przez przejście na pasach. Że wierzymy w Boga i nie wierzymy, ale razem możemy śpiewać tę samą pieśń o ojczyźnie. I dopóki nie damy się podzielić, dopóty nasza narodowa duma pozwoli nam zawsze się dogadać.

Przychodzą święta, co mnie urzeka, to to, że one są tak samo ważne dla wierzących jak i niewierzących. Symbole dla wszystkich są takie same. Przez tyle lat w naszej podświadomości kształtowaliśmy wspólne wartości i nie jest wcale tak łatwo je z nas wykorzenić, i mylą się ci, którzy uważają, że dla własnych korzyści uda się im nas skłócić. Przecież jajkiem dzielimy się zarówno kiedy w Boga wierzymy, jak i kiedy mamy w sobie wiele wątpliwości, czy rzeczywiście zmartwychwstał. Ale teraz to my musimy z martwych stawać. Po każdej zimie, kiedy kończy się marzec i nastaje wiosna mamy być jak te ptaki, które wracają z ciepłych krajów, na nowo narodzeni, a nawet z zmartwychwstali. I pełni wiary, że piękne kwiaty wyrastają w naszych ogrodach, a nie gdzieś w pałacach w stolicy.

Jędrzej Kuzyn

Ten wpis został opublikowany w kategorii Felieton. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments