Nadal funkcjonują mity

Wiem, dlaczego z Nimi i Nami walczycie…

 

 
Gdy 6 września na łamach Ilustrowanego Tygodnika Powiatowego podzieliłem się z Czytelnikami wiadomością o pomyślnym finale mych starań o usunięcie wiszącej na ścianie budynku Stacji Czastary tablicy upamiętniającej okupantów sowieckich i szkalującej biorących udział w tej akcji Żołnierzy Podziemia Antykomunistycznego, byłem przekonany, że nadszedł już czas, gdy możemy rozmawiać o trudnej historii Naszego Pogranicza (Pogranicza Wielkopolski, Ziemi Łódzkiej oraz Dolnego i Górnego Śląska) w zgodzie z prawdą historyczną. Byłem przekonany, że upadły już mity tworzone na bazie propagandy komunistycznej. Z wielkim zdziwieniem, żalem, a pewnie i smutkiem, stwierdziłem, że jednak nie wszyscy zdołali się wyrwać z kręgu fałszu historycznego.
Wiem, że i to co teraz napiszę nie dotrze do nich. Mam jednak nadzieję, że wzbudzi choć trochę refleksji. Uważam również, że oprócz licznych, niestety, beneficjentów systemu sowieckiego, wszelkich „utrwalaczy władzy ludowej”, byłych milicjantów, aktywistów partyjnych czy „tylko” zainfekowanych ideologią komunistyczną, jest znaczna grupa ludzi po prostu przesiąknięta jeszcze kalkami propagandowymi z lat już minionych, którzy nie znają wszystkich uwarunkowań tamtego czasu.
Niestety, nie może być w tym miejscu mowy o pełnym wykładzie historii, ale postaram się przywołać najbardziej istotne jej wątki, które mam nadzieję pomogą zrozumieć istotę tamtych wydarzeń.

NIECO HISTORII
Umownie za początek tamtego tragicznego okresu uznajmy dzień 1 września 1939 r. Atak Niemiec na Polskę. Pamiętajmy jednak o poprzedzającym go dniu 23 sierpnia. Tego dnia właśnie w Moskwie podpisano Pakt Ribbentrop-Mołotow. De facto Pakt Hitler-Stalin. Tym paktem został zawarty sojusz między dwoma zbrodniczymi totalitarnymi państwami. Dwie wersje wypaczonej idei socjalistycznej. Jedna z „narodem panów”, druga o podłożu klasowym. Bez tego paktu bieg Wojny Obronnej mógł się odwrócić. W związku z tym paktem nadszedł 17 dzień września. W tym dniu sowieci wkroczyli na wschodnie ziemie Polski. Większość mieszkańców Naszego Pogranicza, żyjąca pod okupacją niemiecką nie miała pojęcia o tym co się działo tam, na wschodzie. Uznajmy, nie wchodząc w szczegóły, że TAM nie było lepiej.
Z upływem lat tragicznej okupacyjnej rzeczywistości coraz bardziej realna stawała się wizja zakończenia wojny i konieczności odbudowy państwa Polskiego. Paradoksem był fakt, że tym, który miał przynieść upragnioną wolność był ten, obecny „sojusznik”, który był jednym ze sprawców wojny.
Tu należy przypomnieć, że wkroczenie sowietów na ziemie polskie w początkach 1944 r. zbiegło się z podjętą przez Armię Krajową akcją „Burza”. Miała ona ukazać gotowość do wspólnej z sowiecką Armią Czerwoną walki o wyzwolenie ziem polskich. Żołnierze Armii Krajowej samodzielnie odbili z rąk Niemców kilkadziesiąt miejscowości na Kresach. Swoimi działaniami wspomagali także ofensywę Armii Czerwonej, która w ten sposób łatwiej zajmowała kolejne tereny. Cyniczne odgrywanie roli sojusznika przez sowietów bardzo szybko się skończyło. Przykładem los żołnierzy 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, których masowo mordowano w Kąkolewnicy i na Zamku w Lublinie w tym samym 1944 r. Pod nową okupacją aresztowania, rozstrzeliwania i wywózki na Syberię ludności polskiej stanęły na porządku dziennym. Jedyną możliwą postawą, jakże rozpaczliwą wobec militarnej przewagi sowietów, mogła być tylko zbrojna samoobrona. Dlatego to właśnie na Kresach w 1944 r. wybuchło de facto powstanie antykomunistyczne, które z czasem objęło kolejne ziemie Rzeczypospolitej. Należy podkreślić, że powyższy czyn zbrojny stanowił prostą kontynuację działalności niepodległościowej z okresu okupacji niemieckiej, będąc naturalną konsekwencją wyborów dokonywanych na początku wojny przez dziesiątki tysięcy konspiratorów.
Już później, po próbach realizowania rozkazu gen. Leopolda Okulickiego ps. „Niedźwiadek” o rozwiązaniu Armii Krajowej i włączenia się w nurt jawnej działalności okazało się, że i tak większość żołnierzy konspiracji została zagrożona represjami i aresztowaniami. Również i w tym przypadku jedyną możliwą formą ich uniknięcia było ponowne zejście do konspiracji i podjęcie zbrojnej samoobrony. Nie inaczej było i na Naszym Pograniczu.
Wydaje się, że należy w tym miejscu przedstawić ogólną sytuację panująca po tzw. „wyzwoleniu”. Na warunki życia wpływały głównie nowe porządki wprowadzane przez ówczesne władze. Wraz z nadchodzącymi ze wschodu wojskami sowieckimi następowały zmiany stosunków panujących pomiędzy różnymi grupami ludności. Choć przebiegały one różnie w poszczególnych regionach Polski, to miały jedną wspólną cechę. Początkowo większość ludności, nie mająca doświadczenia obcowania z sowietami, traktowała wkraczających czerwonoarmistów jako nieco egzotycznych, ale jednak sojuszników. Później następowała bolesna weryfikacja tego stanowiska. Sowieci okazali się obcą siłą, która w bezwzględny sposób dążyła do zainstalowania w Polsce władz im posłusznych.

NA NASZYM POGRANICZU
W sposób oczywisty zmiany dotknęły także bliższe, jak również dalsze okolice Wieruszowa. Jak już wyżej wspomniano, były to tereny położone w bezpośrednim sąsiedztwie dawnej granicy polsko-niemieckiej. Było to również pogranicze terenów leżących w granicach ziem historycznych Wielkopolski i Ziemi Łódzkiej oraz Górnego i Dolnego Śląska, które przed wojną leżały zarówno w granicach Polski, jak i w granicach Niemiec. Mimo bardzo zróżnicowanej struktury narodowościowej i etnicznej łączyły je liczne, mniej lub bardziej formalne więzy społeczne i ekonomiczne. Uległy one znacznym zmianom. Mimo że większość mieszkających tutaj dotychczas Niemców opuściła te tereny dobrowolnie lub przymusowo, to w interesującym nas okresie były tu jeszcze ich małe grupy, zarówno tych mieszkających tutaj od lat, zasiedziałych, jak i tych, którzy kolonizowali te ziemie podczas świeżo zakończonej okupacji. Mieszkali tu również tutejsi Polacy. I to zarówno tacy, którzy przeżyli okres prześladowań, przebywając w swych domostwach w niedawnej Rzeszy, czy też w Kraju Warty, jak i ci, którzy wracali z wojennej poniewierki. Byli również tacy, którzy mieli na swym sumieniu podpisanie volkslisty – dobrowolne lub przymusowe. Zaczynała także stopniowo napływać polska ludność z głębi kraju oraz z utraconych Kresów Wschodnich – czyli ekspatrianci . Wracali również nieliczni ocaleni Żydzi. Niektórzy z nich przyjeżdżali tu prosto z terenów Związku Sowieckiego, szukając miejsca do osiedlenia.
Oprócz zmian w strukturze narodowościowej znaczne i coraz głębsze, a niewątpliwie ważniejsze, następowały zmiany w sferze społecznej. Przejawy takich zmian, które dotknęły wykształcone i kierownicze warstwy społeczne, były już wcześniejszym, wspólnym dziełem obydwu okupantów. Inteligencję eksterminowali zarówno Niemcy, jak i Sowieci. Po zakończeniu działań wojennych degradacja dotychczasowych elit postępowała nadal. Właściciele majątków ziemskich i nielicznych ocalałych zakładów produkcyjnych zostali zmuszeni do ich opuszczenia. Zagrożeni aresztowaniem czy też innymi dotkliwymi represjami byli wszyscy, którzy mogli mieć negatywne opinie o nowych porządkach. Następował również proces odwrotny. Dobrodziejstw awansu społecznego doświadczali przede wszystkim ci, początkowo nieliczni, którzy bezkrytycznie i entuzjastycznie przyjmowali poczynania nowych władz. Często ludzie bez żadnego wykształcenia, ale z odpowiednim pochodzeniem klasowym obejmowali wysokie stanowiska. Warto podkreślić, że za element użyteczny klasowo uznawane były również osoby, które miały za sobą przeszłość kryminalną.
W tej, niewątpliwie skomplikowanej sytuacji i na ziemiach Naszego Pogranicza doszło do wznowienia działań partyzanckich. Ponieważ nie czas i miejsce na dokładne ich opisywanie, to ograniczę się tylko do podstawowych informacji.
Początkowo główną siłą zbrojną był oddział Franciszka Olszówki ps. „Otto” występujący również pod nazwami: „Bojówka AK Tartak”, „Dowództwo AK” czy „Oddział imieniem Katyń”. Przypominając sylwetkę dowódcy trzeba powiedzieć, że w czasie okupacji niemieckiej został zmuszony do przyjęcia niemieckiej listy narodowościowej i powołany do Wehrmachtu. Zdezerterował, ukrywał się i wstąpił do oddziału AK. Był żołnierzem Samodzielnego Okręgu Zewnętrznego „Reduta” AK. Za działalność okupacyjną awansowany. Po przejściu frontu zaczął organizować ochotniczą milicję. W miarę „oczyszczania” milicji z byłych członków AK osiadł w majątku wuja. W wyniku zainteresowania ze strony UB i zagrożenia aresztowaniem zaczął ponownie się ukrywać. W końcu podjął decyzję o powrocie do lasu. Utworzył oddział. Wkrótce do początkowo kilkuosobowej grupy kolegów znających się z pierwszej konspiracji zaczęli napływać liczni ochotnicy. Byli to między innymi dezerterzy z milicji i „wojska ludowego”, którzy często doświadczyli „dobrodziejstw” nowej władzy „ludowej”.
W pewnych okresach działalności stan osobowy oddziału dochodził do 100 żołnierzy. Do jesieni 1945 r. działał w strukturach Wielkopolskiej Samodzielnej Grupy Ochotniczej „WARTA”. Potem usiłował nawiązać kontakt ze strukturami Konspiracyjnego Wojska Polskiego. Przeprowadził wiele akcji na posterunki Milicji Obywatelskiej i Urzędu Bezpieczeństwa na terenie pogranicza, z których najbardziej spektakularne to opanowanie UB w Kępnie w nocy z 22 na 23 listopada 1945 r. oraz nieco wcześniejsza likwidacja szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kępnie. Właśnie te dwie akcje wpisały się krwawo w historię Kępna i wywołały szczególną aktywność „bezpieczeństwa”. Mimo że działalność „Otta” już od dawna dawała się we znaki „władzy ludowej” , to akurat te wydarzenia doprowadziły do szczególnej mobilizacji jej organów. W efekcie powołane zostały specjalne grupy operacyjne z udziałem wojska „ludowego” oraz sowieckich doradców z NKWD i Armii Czerwonej. Działając bardziej planowo, z biegiem czasu coraz mocniej dawały się we znaki partyzantom. Pierścień obławy znacząco się zaciskał. Następowały coraz liczniejsze aresztowania zarówno żołnierzy, jak i osób wspierających lub choćby podejrzanych o współpracę. Coraz bardziej rozbudowana i skuteczna była również agentura. To agentura właśnie doprowadziła do śmierci „Otta” (8 lutego 1946 r.) i wielu jego żołnierzy. Również tych, którzy kontynuowali walkę po jego śmierci.
Należy z całą mocą podkreślić, że działalność podziemia była z nadzieją przyjmowana przez większą część społeczeństwa. Przypomnę, że komuniści mieli znikome poparcie. Większość wierzyła jeszcze w możliwość odrzucenia ich władzy w demokratycznych wyborach. Stopień poparcia ulegał jednak stopniowej zmianie. Był to skutek represji i coraz większej skuteczności „organów bezpieczeństwa” w łamaniu ludzkich charakterów. Istotną cezurą było również sfałszowanie wyników Referendum Ludowego z 30 czerwca 1946 r. Ten oczywisty pokaz siły utwierdził przekonanie znacznej części społeczeństwa, że komuniści nie zawahają się przed niczym w celu legitymizacji swej władzy. Kolejnym pokazem nieliczenia się z wolą narodu były, również sfałszowane, Wybory do Sejmu Ustawodawczego z 19 stycznia 1947 r.

PUNKT WYJŚCIA
Teraz po tym niezbędnym wprowadzeniu w realia trudnego czasu powojennego odniosę się do samych prób oceny tamtych wydarzeń. Dziś, z perspektywy suchych faktów, nie znając szczegółów i różnych kontekstów łatwo oceniać, ferować wyroki. Choć wg. Cycerona historia magistra vitae est (nauczycielką życia) to do właściwej oceny tego co się wówczas zdążyło należy podejść również z pozycji etyki. Wyjść od starożytnych jeszcze pojęć, które stanowią fundament cywilizacji europejskiej. Pierwszym, które podważa często podnoszony argument o „moralności Kalego” jest pojęcie wojny sprawiedliwej. W największym skrócie to wojna obronna, która stanowi odpowiedź na bezprawną agresję. Dziś, w świetle powszechnie dostępnej wiedzy, nie ma już wątpliwości, że od roku 1944, w miarę zajmowania ziem polskich, mieliśmy do czynienia z sukcesywnie wprowadzaną nową okupacją. Czy się to komuś podoba, czy nie, musimy uznać, że walka i opór skierowane przeciw siłom sowieckim, organom „władzy ludowej” lub osobom z nią kolaborującym wypełniają warunki walki z okupantem. Trzeba ostatecznie zmierzyć się z prawdą i mimo osobistych zapatrywań niektórych ich członków z pełną konsekwencją przyznać, że Milicja Obywatelska, jej ochotnicza rezerwa (ORMO), siły bezpieczeństwa (UB), wojska wewnętrzne sformowane całkowicie na modłę sowiecką (KBW) czy nawet tylko formalnie polskie wojsko, to formacje kolaborujące z sowieckim okupantem.

PRÓBA OCENY
Drugim, równie istotnym z pozycji etyki pojęciem niezbędnym dla podjęcia właściwej oceny tragicznych wydarzeń tamtych czasów jest zakres obowiązywania słusznościowych norm moralnych, które precyzują takie terminy jak „mniejsze zło” i „zło konieczne”. W systemach prawnych zachowania takie mieszczą się w kategorii „działania w stanie wyższej konieczności”. Warte podkreślenia jest to, że dziś podejmujemy się wielu ocen dotycząych zdarzeń z tamtego okresu nie mając pełnego rozeznania co do okoliczności w jakich podejmowane były decyzje i ich stanu faktycznego.
Powyższy tekst nie wyczerpuje oczywiście niełatwej problematyki dotyczącej II Konspiracji. Można wręcz powiedzieć, że ledwie ją sygnalizuje. Nie mogę jednak nie odnieść się do zarzutów przedstawionych w komentarzach (anonimowych zresztą) pod moim tekstem z 6 wrześna: „WILCZĘTA – Dzieci Żołnierzy Wyklętych wróciły na Pogranicze”.
Niestety, nie mu tu miejsca na ich cytowanie, ale po pewnym sensownym, jeśli to będzie w ogóle możliwe, uporządkowanie odniosę się do nich.

TAK BYŁO NAPRAWDĘ
Zacznę może od tego, że nie jest moim zamiarem jakiekolwiek „wybielanie” Żołnierzy Wyklętych. Dotyczy to również tych działających na tym terenie. Również „Otta” i jego ludzi. Prowadząc badania nad ich losami nie omijam żadnych znanych mi faktów. Jednak w dzisiejszych czasach rolą badacza na drodze dojścia do prawdy jest prócz opisania tych faktów również przedstawienie tła i kontekstu wydarzeń. Oczywiste, że w internecie są materiały dezawuujące zarówno „Otta” jak jego ludzi. Wiem również, że są materiały gloryfikujące ideologię komunistyczną. Często tych samych autorów.
Na początek należy rozprawić się z mitem „zwykłych bandytów, mordujących Żydów i Niemców, kradnących żywność pod groźbą pozbawienia życia, bez żadnych ideologicznych podstaw”. Tu oczywiście odsyłam do wstępu. Przypominam, że wbrew fałszywym opiniom ciągle trwał walka o Polskę. Nie była to jakaś „wojna domowa”, lecz walka z jasno zdefiniowanym wrogiem. Na podstawie zachowanych dokumentów oraz relacji świadków wiemy, że występowali w mundurach. Z polskim orłem w koronie. Prowadzili akcje informacyjne wydając ulotki. Jasno tam określają polityczne cele działania. Niszczone dokumenty kontyngentowe pomagały przetrwać ten trudny czas ludności miejscowej. Udokumentowane są przypadki zwalczania przestępstw pospolitych dokonywanych na terenie operowania oddziału. Rekwizycje przeprowadzane były z reguły w spółdzielniach. Jeśli miały miejsce wobec osób prywatnych, to siłą rzeczy przeprowadzane były wśród tych wspierających „nową władzę”. To był czas walki, więc miały miejsce zabójstwa. To żadna relatywizacja ich czynów, i choć niewątpliwie zdarzały się ofiary przypadkowe oraz mogły się zdarzyć fatalne w skutkach pomyłki, to przy dogłębnym zbadaniu okazuje się, że to tragiczny, lecz tylko margines. Nie miejsce tu teraz na przedstawienie powiązań i działań większości tych rzekomo niewinnych cywilnych ofiar.
Odniosę się tylko do tych najbardziej do dziś wykorzystywanych propagandowo zdarzeń. Rozstrzelanie niemieckich cywilów w lasach … nastąpiło na rozkaz dowództwa z ramienia WSGO „Warta”. Mimo dzisiejszych moralizatorskich ocen, była to z punktu widzenia wojskowego trudna, lecz racjonalna decyzja. Uznana wówczas za stan konieczności. Dzięki niej uniknięto dekonspiracji bukrów oddziału.
Śmierć wójta Bolesławca i podróżujących z nim osób, w tym narodowości żydowskiej, było skutkiem nie zatrzymaniu się pojazdu, którym podróżowali, na blokadzie zorganizowanej przez partyzantów.
Wydajaca się prostą sprawa zabójstwa pięciorga Żydów w Bolesławcu jest jeszcze badana. Mogę tylko powiedzieć, że pojawiły się nowe poszlaki, które być może ostatecznie wyjaśnią okoliczności tamtego wydarzenia.
Oczywistą nieprawdą jest stwierdzenie, że podczas Akcji Czastary żołnierze „Rudego” byli pijani oraz, że po tej akcji bawili się na zabawie. Do tego dochodzi kłamstwo o tym, że sowieci byli bez broni. Dla przypomnienia, byli to żołnierze armii okupacyjnej. Przyczyną śmierci chorążego w polskim mundurze, który również tam zginął przy próbie rozbrojenia, był fakt, że rozpoczął rozmowę w języku rosyjskim.
Nie widzę żadnego związku „Rozkazu o rozwiązaniu AK” z zanegowaniem możliwości kontynuacji walki zbrojnej. Przypominam zawarte w nim słowa:
„Dalszą swą pracę i działalność prowadźcie w duchu odzyskania pełnej niepodległości Państwa i ochrony ludności polskiej przed zagładą. Starajcie się być przewodnikami Narodu i realizatorami niepodległego Państwa Polskiego. W tym działaniu każdy z Was musi być dla siebie dowódcą.”
Jeśli dodamy do tego zagrożenie dla byłych żołnierzy AK aresztowaniami i represjami, to decyzja o podjęciu walki okazala się być niejako wymuszona przez element komunistyczny.
Przypominając o tym, że wówczas toczyła się wojna, bez żadnych wątpliwości przyznaję, że były przekraczane warunki jej prowadzenia. Wszystkie z nich, szczególnie z dzisiejszego punktu widzenia, są niewątpliwie naganne, jednak konieczne jest wzięcie pod uwagę faktu, że ci, którzy je popełnili, byli często pod wielką presją nieustannej walki o własne życie i przetrwanie. Ciągle stykali się z bezwzględnością tropiących ich sił „bezpieczeństwa”. Sprowadzanie ich działalności tylko i wyłącznie do „bandytyzmu”, szczególnie w czasie, gdy nie ma już żadnych wątpliwości co do istoty i antypolskiego charakteru rządów komunistycznych, świadczy o odporności autorów takich sformułowań na możliwość przyswojenia obiektywnej prawdy o tamtych czasach.

POCZĄTEK ZMIANY MYŚLENIA, CZY ZAKOŃCZENIE…
Pewnie wśród mych adwersarzy znajdą się malkontenci, którzy uznają, że te wyjaśnienia nic nie wyjaśniają. Trudno. Wiem, że nie tylko ja ich nie przekonam. Jednak w zakończeniu pragnę przypomnieć, że wielu z Naszych Żołnierzy poległo lub zostało zamordowanych. Zarówno w walce, w śledztwie czy w wyniku wyroków wydanych przez Sądy Wojskowe. Większość z nich spoczywa w do dziś poszukiwanych bezimiennych mogiłach, na których nikt jeszcze nigdy nie mógł zapalić świeczki. Jeszcze większa ich liczba odbyła kary wieloletniego więzienia. Ci na szczęście, po latach zostali sądownie, w Majestacie Rzeczypospolitej zrehabilitowani i Ich walka została uznana za „działanie na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego”.
Pewnie nie wszyscy wiedzą, że represje ze strony niesuwerennego PRL-u dotykały ich do końca istnienia tego tworu, czyli do końca lat osiemdziesiątych. Złamane życiorysy, zrujnowane zdrowie, niemożność kształcenia czy podjęcia godnej pracy to powszechna część życiorysów tych ludzi.
A przecież, gdyby nie Oni, to proces sowietyzacji naszej Ojczyzny byłby niewątpliwie jeszcze głębszy, prawdopodobnie nie udało by się nam, jako społeczeństwu, zdobyć na jakiekolwiek działania zmierzające do odzyskania suwerenności.
Do dnia dzisiejszego ich postawa i wysiłek są podważane przez żyjących wygodnie sprawców ich krzywdy. Tylko kilku zdrajców Narodu Polskiego pracujących na rzecz komunistów zostało osądzonych. Jeszcze mniejsza ich liczba poniosła realną karę. W tej sytuacji przestaje dziwić, że sprawcy tak mocno i ciągle atakują swe ofiary. Przecież to oczywiste, jeśli dawni „bandyci” będą Bohaterami, to kimże są oni, ich prześladowcy?
Jeśli chodzi o mnie, to dumny już jestem, że mój Ojciec, Jan Żurek ps. „Groźny”, miał odwagę stanąć do walki o Wolną Polskę. Zapłacił za to wysoką cenę. Jej część do dnia dzisiejszego również ja płacę. Mimo wszystko, mając już wiedzę o tym co robił, dzisiaj, gdyby zaszła taka potrzeba, zrobił bym to samo co On. Mogę mieć jedynie pretensje, o to, że mógł zrobić więcej…
Kończąc dziękuję wszystkim, którzy podjęli się trudu przeczytania do końca. Do dziś istniejąca dwutorowa ocena dziejów sprawia, co stwierdza Zbigniew Herbert, że:

„Dwie proste równoległe nie przecinają się nawet w nieskończoności
Tyle można tylko o tym uczciwie powiedzieć”

Wiem, że tych, którym sowieci ukradli polską duszę nie zdołam przekonać. Mam jednak nadzieję, że ten co ją zachował zrozumie…

Dariusz Żurek

Ten wpis został opublikowany w kategorii Wiadomość od czytelnika. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
Subscribe
Powiadom o
8 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
anonymous
6 lat temu

I znowu moralność Kalego: jak Rosjanie zamordowali polskich oficerów, którzy się poddali, to zle, jak „wyklęci” zrobili to samo z żołnierzami rosyjskimi to wszystko jest „OK”. Chore myślenie, i gdzie w tym wszystkim jest wynikająca z wiary chrześcijańskiej „miłość blizniego”, gdzie przykazanie boskie- „nie zabijaj” ?

erbe1971
6 lat temu

bezbronni sowieccy żołnierze na terenie okupowanej Polski w 45 czy 46 roku?:D:D. Anonymous wymordowani to w kwietniu 40 r zostali polscy oficerowie w Katyniu.

anonymous
6 lat temu

Jeśli wziął Pan jakieś odszkodowania za „wyklętego” tatusia, to proszę je przekazać na cel charytatywny. Na tych pieniądzach jest krew zamordowanych , niewinnych ludzi.

anonymous
6 lat temu

Jak można rozmawiać z kimś, kto mówi o poszukiwaniu „prawdy historycznej” czasu „wielkiej trwogi” w Polsce powojennej i jednocześnie usuwa tablicę ze stacji w Czastarach upamiętniającą fakt wymordowania bezbronnych żołnierzy rosyjskich i żołnierza polskiego przez tzw.”wyklętych”.Tej prawdy tamtych trudnych czasów się nie ukryje, jest ona przekazywana z pokolenia na pokolenie wśród mieszkańców Czastar. Również dzięki internetowi ludzie będą pamiętać. Z internetu już tej tablicy Pan nie usunie.
http://www.kepnosocjum.pl/photogallery.php?photo_id=7462&c_start=10